Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Coraz więcej mężczyzn choruje na raka prostaty! To dziś epidemia. Dlaczego tak się dzieje?

Iza BEDNARZ
Dawid Łukasik
Mówi o tym dziennikarz Szymon Chrostowski, który przeszedł przez ta choroba jako...dwudziestolatek. Mówi też o tym, dlaczego mężczyzna nie płacze i nie zdejmuje majtek u lekarza, czemu lekarzom się nie chce, a Ministerstwu Zdrowia nie zależy i o seksie, w którym można się wznieść ponad niedoskonałość ciała. Co zrobić , by faceci obronili się przed prostatą? Rozmowa Szymonem Chrostowskim z Fundacji Wygrajmy Zdrowie.

Rak prostaty - to już epidemia

Rak prostaty - to już epidemia

Rak prostaty przegania raka płuc wśród chorób nowotworowych dotykających mężczyzn w województwie świętokrzyskim. Będzie jeszcze gorzej, bo panowie uciekają przed ba-daniem, Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia nie widzą potrzeby finansowania programów profilaktycznych, a lekarze za darmo nie chcą, ani badać, ani edukować. Samorządowcy, lekarze ze Świętokrzyskiego Centrum Onkologii i Szymon Chrostowski z Fundacji Wygrajmy Zdrowie zastanawiali się, jak zatrzymać epidemię zachorowań na raka prostaty i sprawić, by mężczyźni zaczęli dbać o swoje zdrowie. Piątkowa debata w Kielcach była jednym z wielu spotkań organizowanych w Polsce przez Fundację Wygrajmy Zdrowie w ramach kampanii edukacyjnej "Prostata na lata".

Przecież 20-letni chłopak nie może zachorować na raka prostaty?

- Przez pół roku dziewięciu lekarzy, między którymi krążyłem, też tak myślało. A już miałem bóle w kościach, przerzuty na szypułkę nerkową blisko nerwu kulszowego. Szósty lekarz stwierdził, że na pewno jestem chory na kręgosłup, bo jestem za młody, żeby chorować na co innego, więc wysłał mnie na rehabilitację. Przez dziewięć miesięcy spałem na klęczkach, jak próbowałem się położyć, bolały mnie plecy albo podbrzusze. Raz nawet trafiłem do urologa, miałem badanie usg, ale nie zauważył na zdjęciu takich wielkich zmian, bo przecież w tym wieku nie choruje się na raka prostaty. Byłem ofiarą nieświadomości własnej i cudzej. W końcu po znajomości dotarłem do pani doktor w Centrum Onkologii w Warszawie, zajmującej się chłoniakami. Obejrzała zdjęcie i zadała mi trzy pytania, po których skierowała mnie na trzecie piętro do kliniki leczenia nowotworów układu moczowo - płciowego. Miałem trzy operacje na otwartym organizmie, brałem chemię, właściwie zdychałem. Choroba na dwa lata wyłączyła mnie ze studiów, pracy w telewizji, ale jakoś to wszystko z Bożą opatrznością się poukładało.

Rodzina wiedziała, że pan choruje?

- Nie powiedziałem im, nie chciałem, żeby się martwili. Powiedziałem tylko kilku osobom: szefowi, na uczelni, musiałem wytłumaczyć, dlaczego mnie nie ma.

W samotności źle się choruje.

- Dziś już bym tak nie zrobił. Tylko nieliczni potrafią znaleźć siły, żeby przejść przez to w samotności.

Kto pomagał?

- Kilka osób: znajomi, lekarze. Modlitwy i wstawiennictwo Jana Pawła II. W kwietniu 2005 roku, kiedy on odchodził, przyjechałem pierwszy raz do domu, łysy po chemii. Oglądałem telewizyjne relacje z Rzymu i zdychałem w łóżku, bo tak się czuje człowiek po chemii.

Jeszcze w trakcie choroby założył pan fundację.

- Po operacjach mój organizm się rozjechał. W trakcie chemioterapii leżałem w izolatce, hemoglobina i płytki krwi leciały w dół, miałem bardzo niską odporność, ale próbowałem kozaczyć, że co tam, nie dam się. I wtedy moja pani doktor stwierdziła: "jak jesteś taki hop - do przodu, to zacznij pomagać innym ludziom". I wtedy otworzyła mi się głowa (w przenośni), zrozumiałem, że to jest to, co chciałbym robić, a parę dni później otworzyły mi się rany pooperacyjne (dosłownie) i zostałem uziemiony na długie tygodnie. Mogłem obserwować i myśleć.

Czego się pan nauczył?

- Że będę sam, bo ludzie z chorobami nowotworowymi uważają, że taka fundacja jest potrzebna, ale tylko kilka osób chciało się przyznać otwarcie, że choruje. Kilka lat temu nowotwory, a szczególnie te okolic wstydliwych, były tematem tabu. Nie wypadało się przyznawać. Mogłem liczyć tylko na lekarzy.

I pomogli?

- Na początku prowadziłem stronę internetową dla chorych i ich rodzin, a jak poczułem się lepiej, zaczęliśmy spotkania, aby pozyskać pieniądze na działalność. Pamiętam, zawieźli mnie jeszcze obolałego, łysego do prezesa firmy, chyba Turka. Jak mnie takiego zobaczył, od razu dał pieniądze.

Jak pan się teraz czuje?

- Od ośmiu lat mam takiego powera, jakiego nie miałem przed chorobą. Dokończyłem studia. Zacząłem nowe życie, moja praca jest moją pasją, poznałem wspaniałych ludzi, którzy mi pomagają. Nie bawimy się w Pana Boga, nie wyrywamy ludzi śmierci, ale przypominamy, że człowiek jest powołany po to, żeby żyć i walczyć o życie. A jeśli ktoś nie ma świadomości, żeby o swoje życie walczyć, to trzeba go kopnąć w tył, żeby się obudził.

Kopnąć, mówi pan... Może coś w tym jest, bo jak zapytałam kolegów w redakcji, czy któryś skontrolował u urologa swoją prostatę, zabili mnie śmiechem.

- Problem zaczyna się w głowie. Faceci, wiadomo: nie płaczą, a jak nie płaczą, to po co pójdą do lekarza, nawet jak są w pewnym wieku, w którym należałoby się zbadać? Kiedyś z Polsatem zrobiliśmy ankietę na ulicy i zapytaliśmy mężczyzn po czterdziestce, czy robili sobie badanie prostaty. Wszyscy mieli ten charakterystyczny uśmieszek: "nie no ja? Ja nie mam prostaty" - próbowali obrócić w żart, ale potem dodawali: "ale na pewno w tym roku się przebadam". Czyli niby świadomość jest, ale do badań daleko.

Ale nawet jak facet przezwycięży wstyd przed odsłonięciem całej swojej intymności i podejmie decyzję: "dobra, dziś idę zbadać prostatę", to w zderzeniu ze służbą zdrowia jego zapał przygasa. Okazuje się, że ani Ministerstwo Zdrowia, ani Narodowy Fundusz Zdrowia nie widzą potrzeby tworzenia programu profilaktycznego, lekarze podstawowej opieki zdrowotnej za darmo nikogo nie zbadają. Testu na PSA nie ma w katalogu świadczeń podstawowej opieki zdrowotnej, więc Narodowy Fundusz Zdrowia za to nie zapłaci. Lekarze medycyny pracy bezskutecznie dobijają się do Ministerstwa Zdrowia, żeby badania profilaktyczne prostaty włączyć do zestawu badań okresowych, które każdy pracownik obowiązkowo ma wykonać, żeby być dopuszczonym do pracy.

- Wiemy, co jest źle, wiemy, dlaczego jest źle, mamy pomysły jak to poprawić i...

...walicie głową w mur?

- Czasami, jak jest sympatyczniejsza pani z Narodowego Fundusz Zdrowia, to mówi wprost: to są państwa pieniądze, my je tylko dysponujemy według prawa, a to prawo jest ustalane na Miodowej (w Ministerstwie Zdrowia - przyp. red.). W kardiologii jest poukładane, w onkologii dziecięcej jest w miarę poukładane, a w urologii nie ma interesariusza. Dopóki ktoś ważny z ministerstwa nie będzie miał problemów z rakiem, to się będzie odwlekało. Do pani minister Ewy Kopacz nie mogłem się dosłownie dokopać jak urzędowała w Ministerstwie Zdrowia, ale potem już jako marszałek sejmu z otwartymi ramionami przypinała niebieskie wstążeczki w kampanii "Prostata na lata", byli dziennikarze, nagłośniła się sprawa.

Widocznie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

- Tylko dlaczego ci ludzie, którzy powtarzają, że trzeba, że warto, nic dla tych facetów nie robią? Musi być ktoś, kto chwyci to wszystko i potrząśnie, przekona, że rak prostaty to już jest pierwszy nowotwór u mężczyzn.

Urolodzy za słabo lobbują?

- Nikt ich nie słucha. Dlatego spotykamy się z samorządami, organizacjami pozarządowymi i przekonujemy, że warto, że trzeba. Wierzę w to, co robią takie stowarzyszenia jak Gladiator (w świętokrzyskim przebadał 1500 mężczyzn pod kątem raka prostaty - przyp. red.) i samorządy, które jakoś wysupłują pieniądze na badania. Widzę sens organizowania takich debat, bo jak zmusisz chociaż jednego człowieka, żeby się przebadał, być może jedno życie zostanie uratowane.

Dużo jest takich odpowiedzialnych samorządów?

- Od wielu lat badania prowadzi Urząd Marszałkowski Wielkopolski, przebadali chyba 200 tysięcy mężczyzn. Badania robi gmina Mogilno, Poznań, Ostrowiec Świętokrzyski, Olsztyn się przymierzał. Ale przyszła recesja, więc zaczęło się cięcie po zdrowiu. Inne samorządy może by i wpisały badania mężczyzn do programu profilaktyki zdrowotnej, ale Agencja Oceny Technologii Medycznych uważa, że program jest nieefektywny i od razu stopuje urzędnika z referatu zdrowia: nie róbcie tego programu, bo przyjdzie Regionalna Izba Obrachunkowa i zakwestionuje zasadność wydania środków. Bo ktoś tam w Warszawie powiedział, że nie trzeba. Więc samorządy albo robią to na własną rękę, albo się wycofują i kupują szczepionki.

Szymon Chrostowski

Szymon Chrostowski

Urodził się w 1983 roku w Wągrowcu w województwie wielkopolskim, od dziecka pracował w gospodarstwie, w szkole średniej wygrał konkurs dziennikarski zorganizowany przez Fundację Dzieło Nowego Tysiąclecia i dostał indeks na wydział dziennikarstwa i nauk społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Na drugim roku studiów zachorował na raka prostaty. Od 2004 kieruje Fundacją Wygrajmy Zdrowie imienia profesora Grzegorza Madeja, jeździ po całej Polsce, organizuje debaty z udziałem lekarzy, samorządów i organizacji pozarządowych, namawia mężczyzn, żeby nie wstydzili się badać. 11 lutego odebrał nagrodę Świętego Kamila, którą Fundacja Wygrajmy Zdrowie otrzymała za wzorową opiekę nad chorymi i ich rodzinami, szczególnie za wieloletnią edukację społeczną w dziedzinie uroonkologii i działalność dla dobra chorych.

Zejdźmy na ziemię. Wielu mężczyzn boi się, że po operacji już nie będą tacy macho, że ich kobiety nie będą z nich zadowolone, oni sami będą się czuli mniej męscy. Urolodzy nie ukrywają: 80 - 95 procent mężczyzn po leczeniu raka prostaty ma zachowane funkcje seksualne, ale istnieje ryzyko znalezienia się pod kreską.

- Często na naszych spotkaniach rozmawiamy z kobietami - partnerkami mężczyzn po operacji prostaty, które deklarują, że dla nich sprawność seksualna partnera nie jest najważniejsza. Mężczyźni dużo bardziej cierpią, wielu reaguje agresją, nerwowością, unika tematu. Z drugiej strony na spotkaniu Gladiatora w Olsztynie spotkałem panów, którzy wyczytali w ulotce, że mogą mieć problemy z erekcją, a u nich wszystko działa. Maciej Damięcki, który jest po operacji raka prostaty, też przyznaje: u mnie wszystko działa. Oczywiście nie jest tak, jakby się miało 20 lat, ale im wcześniej wykryjemy małego guzka, którego można wyłuskać, zastosować metodę laparoskopową, tym większa jest szansa na ocalenie wiązek naczyniowo - nerwowych odpowiadających za erekcję. We wszystkich przypadkach, które zamykają się w stadium I i II choroby, jeśli do tego jest jeszcze sprawny operator, po operacji nie ma praktycznie żadnych powikłań. Wszystkie funkcje wracają. My trąbimy o przypadkach beznadziejnych, urolodzy pokazują na spotkaniach wycinanie wszystkiego, bo chodzi o to, żeby do takiego stadium nie dopuścić. Czy według pani kobieta po mastektomii czy operacji z powodu raka szyjki macicy nie jest kobietą?

Pewnie, że jest, wszystko zaczyna się w głowie. Chociaż zmarła niedawno blogerka Joanna "Chustka" Sałyga, dostawała wpisy, i to od kobiet, w których porównywano ją do wypatroszonej kury, z którą "facet kocha się z litości".

- Powtarzam: problem zaczyna się w głowie. I to nie u kobiety, ale u faceta. Dlatego potrzebny jest mały kursik z psychoonkologiem, który ustawia wszystko w odpowiednich proporcjach. Małżeństwa odkrywają w sobie nową przestrzeń życiową. Niektórzy mężczyźni mówią, że odkryli siebie na nowo, bo się do siebie zbliżyli, sfera fizyczna zrobiła miejsce dla sfery duchowej. I to jest piękne.

Czuje się pan spełniony?

- Mam pracę, pasję, przyjaciół. Kiedy parę dni temu odbierałem w imieniu Fundacji nagrodę Świętego Kamila za działalność dla dobra chorych, w towarzystwie Jerzego Stuhra i Ewy Błaszczyk, uznanych profesorów i innych liderów organizacji czułem, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Acha, jestem kawalerem, może pani napisać: do wzięcia. (śmiech)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie