Dać nauczycielom dobre pensje, potem dużo wymagać

Rząd rozdaje pieniądze szerokim gestem. Ma na dzieci, nierentowne kursy autobusowe, a nawet 680 milionów na publiczną telewizję. Więc dlaczego nie miałby dorzucić im? Nauczyciel po zawodowym awansie ma na rękę około 2800 złotych. Na świętokrzyskie warunki - nie ma tragedii. Chcą więcej i ja ich popieram. Z jednym zastrzeżeniem - niech dobrze zarabiają ci dobrzy, a nie wszyscy jak leci. Porządny belfer niech ma na rękę i pięć tysięcy, bo jest tego wart. Kiepskiego dyrektor powinien móc zwolnić, kiedy uzna, że ten się nie nadaje. Dziś dyrektorzy mają ręce związane Kartą Nauczyciela. Nie mają możliwości dobrego wynagrodzić, a złego ukarać. Likwidacja blokujących możliwość podnoszenia poziomu nauczania przepisów powinna być warunkiem podniesienia pensji. O tym jakoś nie słychać. Strajk już pierwszego dnia pokazał, że w oświatowym środowisku nie ma solidarności. Pieniędzy domagają się nauczyciele z publicznych szkół. Ani wspomną o swoich kolegach z coraz liczniejszych placówek prowadzonych przez stowarzyszenia. Niewiele też się mówi o podwyżkach dla pracowników obsługi, którzy w większości zarabiają najniższą krajową. Ci, rozgoryczeni, poza wyjątkami do strajku nie przystąpili. - Tamci znów coś sobie wywalczą, a my nadal będziemy dostawać grosze - mówią nauczeni doświadczeniem. Rządzącym znakomicie wychodzi stosowanie starej zasady „rządź i dziel”. Po mistrzowsku napuszczają przeciw sobie różne grupy. Najbardziej cieszą się, rzecz jasna, uczniowie. W Prima Aprilis udał mi się doskonały żart - powiedziałem dzieciom, że strajku na pewno nie będzie. Gdybyście mogli zobaczyć ich miny!