Daj komuś mikrofon i nożyczki, a zobaczysz, jakim jest człowiekiem

Z racji wykonywanej pracy mam przyjemność uczestniczyć w różnych uroczystościach. Patriotycznych, a nierzadko - otwarciach inwestycji, nazywanych też oddawaniem ich do użytku. Podczas otwarcia mierzącego 7,5 kilometra, skarżyskiego odcinka trasy S-7 przed przecięciem wstęgi przemówiło 14 osób. Na jedną przypadało 540 metrów, 71 centymetrów i 40 milimetrów nowej drogi. Wówczas politycy przekazywali sobie nożyczki, żeby każdy mógł naciąć kawałek szarfy.
W poniedziałek w Suchedniowie oddawano do użytku rondo. Tym razem nożyczek było kilkanaście par i to w różnych kolorach. Dla wszystkich wystarczyło, podobnie, jak czasu na przemówienia. Mieszkańcy patrzyli na tę ceremonię ze zdumieniem. - Tych w garniturach było więcej, niż robotników, co to rondo budowali - stwierdził jeden z suchedniowian. I miał rację.
Nie dziwię się burmistrzowi, że zorganizował tę fetę. Jakby zapomniał kogoś zaprosić, powitać, dać mu mikrofon i te nożyczki, pewnie na drugi raz nie dostałby grosza. Łatwo sobie ważnych ludzi poobrażać, a potem kłopot na lata. Dzień wcześniej przy mogile na Brzasku oddano hołd zamordowanym przez Niemców patriotom. Żar lał się z nieba, dzieciaki i kombatanci z pocztów sztandarowych słaniali się na nogach, bo ile można wytrzymać.
W tych warunkach głos zabrał poseł. Odczytał list od wicepremiera Glińskiego, po czym uraczył obecnych 15 minutową mową, podczas której dwie dziewczynki zasłabły. Pewnie z wrażenia. Różne rzeczy w życiu widziałem - choćby ceremonie otwarć, po których nowe obiekty natychmiast zamykano, żeby oddać je do użytku ponownie, jak już będą gotowe. Mam wrażenie, że domorośli oratorzy, niezależnie od partii, nie mają ani litości, ani odrobiny szacunku dla tych, do których „kierują swe słowa”. Wielomówstwo zastępuje im rozsądek. Chcą być ważni, a stają się śmieszni i straszni. Parafrazując Lincolna - daj komuś mikrofon i nożyczki, a zobaczysz, jakim jest człowiekiem.