Po niemrawym początku sezonu Nida Pińczów odrabia straty. Pierwsze zwycięstwo odniosła w ubiegłą środę pokonując ŁKS Probudex Łagów 4:1. Była to – jak się okazuje – przełomowa wygrana, bo od tej pory pińczowianie prezentują się naprawdę dobrze i nawet z kadrowo silniejszymi ekipami są w stanie nawiązać równorzędną walkę.
Mowa tu o zespole bodzentyńskiej Łysicy, ale zanim żółto-niebiescy się z nią zmierzyli, wpierw grali z Unią w Sędziszowie. Byli żądni rewanżu za ubiegłoroczne spotkanie. To właśnie w ostatniej kolejce ubiegłej kampanii pińczowianie przegrywając w Sędziszowie 1:2 eksmitowali się z IV ligi, do której powrócili w przerwie letniej przy zielonym stoliku i dzięki dokooptowaniu do stawki rezerw Korony Kielce.
Dlatego gracze Nidy byli bardzo zmotywowani. Od razu rzucili się na przeciwnika i już w trzeciej minucie mogli cieszyć się z gola. Dokładnym dośrodkowaniem popisał się Paweł Bandura i Artur Karasek nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Potem „Karas” jeszcze raz dał powody do radości sobie, a przede wszystkim klubowi, w którym gra. W 34 minucie dostał idealne podanie od Karola Majchrzyka i nie dał szans bramkarzowi gospodarzy. Ten wynik i tak jeszcze nie satysfakcjonował żółto-niebieskich – wciąż dążyli do kolejnych bramek. Niestety, kilku dogodnych sytuacji nie udało im się już przekuć na gole, ale za to grali uważnie w obronie i wynik nie został zagrożony do ostatniego gwizdka sędziego.
Zgodnie z ligowym terminarzem, po tym meczu Nida powinna mieć tydzień wolny od rozgrywania meczu. Niestety, zaburzyło to spotkanie pierwszej kolejki z Łysicą Bodzentyn, które powinno było odbyć się 12 sierpnia, ale nie doszło do skutku ze względu na zalane boisko. Dlatego pińczowianie zmuszeni byli wychodzić na boisko w minioną środę.
Łysica jawiła się dla nich jako mocny konkurent. Nie zmieniał tego nawet fakt, że obecnie bodzentynianie pałętają się gdzieś w środku stawki. – To kadrowo mocna drużyna. Gra w niej choćby Mirosław Kalista, król strzelców czwartej ligi z poprzedniego sezonu. Łatwo więc nie będzie, ale jesteśmy na fali, więc będziemy cisnąć – mówił przed spotkaniem trener Nidy Artur Jagodziński.
I tak faktycznie się działo, choć jako pierwszy w meczu pokazał się… Kalista. To on już w czwartej minucie dał prowadzenie swojej drużynie. Pińczowian to jednak nie załamało – dosyć szybko odpowiedzieli golem Jacka Kempkiewicza. Potem historia się powtórzyła. Łysica znów objęła prowadzenie, ale do remisu doprowadził Piotr Gajda.
- W drugiej połowie nieco opadliśmy z sił i dominowali rywale. Dwa razy przegrywaliśmy i dwa razy się podnosiliśmy. Za to należy pochwalić zespół. W ostatniej minucie mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Artur Garula przejął piłkę, ale za wcześnie zdecydował się na strzał i futbolówka przeszła obok bramki. W sumie remis jest wynikiem sprawiedliwym – podsumował spotkanie Artur Jagodziński.
Po sześciu meczach sezonu 2018/2019 Nida zajmuje 12 miejsce z dorobkiem 7 punktów. Dwa mecze wygrała, jeden zremisowała, trzykrotnie przegrała. Strzeliła i straciła po 10 goli.
W niedzielę, 9 września, Nida podejmie u siebie Naprzód Jędrzejów. Będą to drugie derby Ponidzia. Początek meczu o godzinie 16.
POLECAMY RÓWNIEŻ:
ZOBACZ TEŻ: 60 SEKUND BIZNESU - BRAKUJE RĄK DO PRACY
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?