FRANCUSKI PRZYKŁAD
Zaczniemy jednak od Francji. Dwa lata temu w Kielcach gościła grupa francuskich nauczycieli. Podczas spotkania w V Liceum Ogólnokształcącym imienia Piotra Ściegiennego w Kielcach opowiadali o pracy francuskiego nauczyciela. - Wyrzuciliśmy kiedyś ucznia ze szkoły, bo dorzucił nauczycielowi marihuany do herbaty. Mieliśmy też problem z rodzicem, który napluł na nauczyciela. W takich przypadkach uczeń jest relegowany do innej szkoły. Zdarza się, że nauczyciele wtedy strajkują - opowiadali Yolande Lejuste i Franck Valynseeles.
Dziennikarze i nauczyciele przysłuchujący się tej historii nie mogli uwierzyć. - To wy nie strajkujecie? - dziwili się Francuzi. - Nauczyciel jest od tego, by uczyć, a nie zmagać się z agresywnymi zachowaniami. Nie mamy dyżurów na korytarzach i w ubikacjach, od tego są pracownicy obsługi - mówili.
ZAMIAST MATKI I OJCA
- Wiem, że tak jest, bo trochę jeżdżę po świecie - mówi Aleksander Staniszew z Liceum Ogólnokształcącego imienia Hugona Kołłątaja w Pińczowie i karateka światowej klasy. Jest jednym z dwóch świętokrzyskich profesorów oświaty, który jest najwyższy stopniem w nauczycielskiej hierarchii. - U nas nauczyciel nie tylko uczy, ale też wychowuje. Nie chodzi mi tylko o zachowanie na korytarzu. To nam się uczniowie zwierzają z kłopotów z domu. Czasem prędzej młody człowiek przyjdzie do nauczyciela niż do zapracowanego rodzica - mówi Aleksander Staniszew.
JAKIE 18 GODZIN
Jako karateka Aleksander Staniszew nauczył się cierpliwości. Są jednak rzeczy, które go wyprowadzają z równowagi. - Nie wytrzymuję, jak ktoś mówi, że nauczyciele pracują po 18 godzin tygodniowo. Jestem z rodziny nauczycielskiej, moja mama i ciocia były nauczycielkami. Pamiętam, jak o godzinie 20 siadały do pracy nad zeszytami i sprawdzianami i kończyły o trzeciej, czwartej nad ranem. Podam też swój przykład, mam 18 lekcji w tygodniu, w tym siedem "okienek", podczas których przygotowuję się do kolejnej lekcji. To w końcu siedzę 18 godzin w szkole czy 25? - zastanawia się profesor oświaty z Pińczowa.
PIENIĄDZE I SATYSFAKCJA
Jego zdaniem, status nauczyciela maleje. - Kiedyś nauczyciel zarabiał tyle, co lekarz, teraz nie można porównywać finansowo tych zawodów. Ludzie, którzy mają coś do zaoferowania, nie idą już pracować do szkoły. Efekty tego będą opłakane - mówi Staniszew.
Najlepsi absolwenci studiów nie chcą uczyć w szkole, bo dostaną na początek tysiąc złotych "na rękę". To kilkakrotnie mniej niż "na wejściu" w prywatnej firmie. - Po latach też niewiele się zmienia. Wiem, bo jestem nauczycielem i moja żona też. Niełatwo nam związać koniec z końcem - mówi Staniszew. Jest za to coś, czego nie dadzą pieniądze zarobione w prywatnej firmie. - To jest satysfakcja z tego, że kształtujesz innego człowieka - mówi Aleksander Staniszew.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?