Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drapieżna przyjaciółka to całe jego życie

Rafał BANASZEK
Jedyny w powiecie sokolnik z Włoszczowy ze swoim podopiecznym o dźwięcznej nazwie Czita.
Jedyny w powiecie sokolnik z Włoszczowy ze swoim podopiecznym o dźwięcznej nazwie Czita. Rafał Banaszek
Te dzwoneczki pan Bogusław zakłada swojemu jastrzębiowi podczas polowania, żeby się nie zgubił i aby było go słychać w terenie.
Te dzwoneczki pan Bogusław zakłada swojemu jastrzębiowi podczas polowania, żeby się nie zgubił i aby było go słychać w terenie. Rafał Banaszek

Te dzwoneczki pan Bogusław zakłada swojemu jastrzębiowi podczas polowania, żeby się nie zgubił i aby było go słychać w terenie.
(fot. Rafał Banaszek)

Jako jedyny w powiecie posiada licencję na przetrzymywanie jastrzębia gołębiarza i na wykorzystanie go do polowań w całej Polsce. Skrzydlaty podopieczny to całe życie sokolnika z Włoszczowy, marzenie, któremu poświęcił ponad ćwierć wieku.

Łupem Czity podczas łowów padł ten biedny bażant.
Łupem Czity podczas łowów padł ten biedny bażant. archiwum prywatne

Łupem Czity podczas łowów padł ten biedny bażant.
(fot. archiwum prywatne)

Bogusław Sosnowski ma 59 lat. Pasją do sokolnictwa zaraził się od swojego brata, który był myśliwym. Często przeglądał "Łowca Polskiego" i tam znajdował informacje, jak można samemu urządzić lokum dla latającego drapieżnika. Tak połknął bakcyla. Zaczęło się od tego, gdy dostał od znajomego pisklę jastrzębia. Wychował je na dorosłego ptaka. Jednak ten, ciekaw życia na wolności, odfrunął pewnego dnia gdzieś w dalekie strony. W latach 80. pozyskał drugiego ptaka, tym razem myszołowa. Nabył też trzy młode jastrzębie gołębiarze. Zabrali je pewnego dnia uczniowie Technikum Leśnego z Zagnańska pod Kielcami i oddali do Trzebina, gdzie mieści się ośrodek naukowo-badawczy Polskiego Związku Łowieckiego.

Akcja z Czitą w niedzielne południe

- Jak się tak napatrzyłem na hodowlę tych drapieżników, postanowiłem robić to legalnie. Nawiązałem kontakt z Gniazdem Sokolników w Trzebinie. Czekałem dwa lata, żeby kupić ptaka legalnie. Kosztował 1500 złotych. Samicę przywiozłem w 2001 roku. Ma nawet założoną obrączkę. Od tego czasu zacząłem ją wychowywać - opowiada sokolnik z Włoszczowy. Dwa razy na dzień dostarcza ptakowi pożywienie. Czita, bo tak nazwał swojego jastrzębia gołębiarza, gustuje w otrębach z wylęgarni i głowach drobiowych. Te konsumuje w całości, nawet z ich dziobów nic nie zostaje. Nie gardzi też podrobami i przepiórkami, które pan Bogusław hoduje osobiście. Hoduje także bażanty dla potrzeb koła łowieckiego "Belina", którego jest członkiem. - Jak już nie mam co jej dać, to idę do sklepu i kupuję polędwicę wołową - śmieje się sokolnik.

Pan Bogusław jest niesamowicie przywiązany do swojego latającego podopiecznego i pamięta jak dzisiaj co czuł, gdy pewnego dnia nie zastał go w klatce. - To było w niedzielny poranek. Przyszedłem nakarmić ptaka. Gdy zajrzałem do klatki, gorąco mi się zrobiło. Czity nie było. Razem z kolegami szukaliśmy jej przez trzy godziny po Włoszczowie i okolicy. I nic. Obiecałem już nawet dwa litry wódki dla znalazcy mojej zguby. Siadłem i myślę sobie, gdzie on mógł wybyć. Poszedłem z gwizdkiem do parku w Rynku i gwizdnąłem. Nagle usłyszałem znajomy dźwięk. Patrzę, a moja Czita siedzi na czubku drzewa w parku. Nie chciała zlecieć na dół, więc trzeba było ją stamtąd ściągnąć. Wezwałem na ratunek strażaków. Ludzie szli do kościoła, a my do akcji w parku. Straż podstawiła drabinkę i weszli po moją zgubę. Udało się - opowiada z emocjami pan Bogusław.

Na piechotę za bażantem

Praca sokolnika, jak mówi pan Bogusław, polega na cierpliwym układaniu, czyli szkoleniu ptaka. Co dzień Czita jest ważona i nie może być przekarmiona. Wystarczy, że jej waga będzie za duża o 10 procent, ptak poleci na drzewo i już nie wróci do swojego opiekuna. Na polowania pan Bogusław zabiera z sobą specjalną rękawicę skórzaną, torbę oraz dzwoneczki, które zakłada jastrzębiowi na nogi. Jest to ważne, gdyż ptak może zapuścić się za ofiarą w wysokie trawy i wówczas trudno go będzie znaleźć. Poluje głównie na bażanty. - Jak się zerwie jakiś ptak, będący w zasięgu jego wzroku, natychmiast rusza w pogoń za nim. Atakuje także zające. Jak nie "dojdzie" bażanta w 30-40 metrów, to już go nie dogoni. Średnio na dwanaście ataków zdarza się, że jednego upoluje. Raz była taka ciekawa historia. Bażant zerwał mu się podczas ataku i wpadł w gęste krzaki. Czita poszła za nim. Bażant uciekał na nogach, a mój jastrząb go gonił. Ale był ubaw, gdy obydwa tak ganiały się po krzakach. I gołębiarz nie dogonił go. Jastrząb chodzi po ziemi pokracznie, jak kaczka. Nie miał szans - wspomina jedno zdarzenie sokolnik z Włoszczowy.

Brakuje następcy

Pan Bogusław nie kryje, że przydałby mu się następca, któremu mógłby przekazać całą zdobytą wiedzę na temat sokolnictwa. Materiały na ten temat zbierał kilka lat. Pochodziły one z różnych źródeł, nie tylko polskich, ale również z opracowań czeskich i angielskich specjalistów. Małżonka sprawiła mu nawet kamerę, żeby mógł filmować dokonania swojego skrzydlatego przyjaciela. Ma już kilka kaset wideo. Póki co spadkobierców tego hobby brakuje. W powiecie włoszczowskim byli chętni, ale zazwyczaj jak szybko zaczynali, tak samo i kończyli. Oprócz tej niecodziennej pasji, pan Bogusław uchodzi w kole łowieckim "Belina" za złotą rączkę, jeśli chodzi o sprawy kulinarne. Nie ma lepszego speca od dziczyzny niż on, choć sam z zawodu jest cukiernikiem. W kole nie jest zapalonym strzelcem. Jak do tej pory największy jego sukces to ustrzelenie ponad 50-kilogramowego dzika.

W mieszkaniu pana Bogusława, jak na myśliwego przystało, można zobaczyć cały zwierzyniec. Czego tu nie ma, począwszy od wypchanego ptactwa różnego gatunku, gdzie jeden głuszec jest nawet z 1928 roku, po żyrandole z poroży jelenia i daniela, skórę z dzika, borsuka, a nawet... wypchanego zająca z różkami na łbie. Ostatnio, jak mówi sokolnik z Włoszczowy, Czita obraziła się na niego. Tydzień temu miała przycinane szpony i górną część dzioba. Raz nawet udziobała swojego właściciela w nos. Krew mu się lała, ale nic to. Kocha ją jak własne dziecko, dba i dogląda. W końcu taka przyjaciółka nie zdarza się na co dzień.

Sokolnictwo to coś więcej

Amerykanie i Anglicy zaliczają sokolnictwo do sportów. Jest to na pewno coś więcej niż zwykłe trzymanie zwierzątka, takiego jak kot lub pies. Ptak wymaga poświęcenia mu znacznej uwagi, a przede wszystkim zrozumienia. W procesie układania ptaka łowczego niczego nie uzyskamy siłą, a wręcz przeciwnie - z pewnością wiele stracimy. Nigdy nie wolno karcić ptaka, a całość szkolenia sprowadza się do nagradzania podopiecznego za poprawnie wykonane ćwiczenie. Sokolnictwo sprowadza się do oswojenia (ukrócenie i unoszenie) ptaka drapieżnego i nauczenia go przylatywania do opiekuna (uwabienia).

/rab/

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie