Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyskoteka, która nie daje żyć

Rafał BANASZEK

- To jest bonanza, co tu się dzieje! - mówią włoszczowianie o dyskotece "Manhattan Club", organizowanej w weekendy przy ulicy Żwirki 40, w sąsiedztwie domków jednorodzinnych. Jedni sąsiedzi muszą zatykać uszy korkami na noc, drudzy dusić się latem w swoich mieszkaniach, bo nie można okna otworzyć, taki jest hałas. Sprawa była już w sądzie i została umorzona, pomimo ekspertyz o przekroczeniu dopuszczalnych norm natężenia hałasu w lokalu. Nie pomogło kilkanaście interwencji w starostwie i gminie Włoszczowa, która za każdym razem odpowiada tak samo - że nie może nic zrobić. A ludziom już odechciewa się żyć. Będą wzywać telewizję...

Decybele każdej nocy

Zbulwersowani włoszczowianie nie chcieli podawać swoich nazwisk i robić sobie zdjęć, bo boją się o własne domy. Młodym wyrostkom mogłoby się nie spodobać to, co ludzie ci widzą każdego wieczoru w weekendy, jak się włoszczowska młodzież potrafi bawić. O tym odważyli się nam opowiedzieć ci, którzy mieszkają najbliżej i wiedzą najwięcej - ludzie, którzy nie mogą już znieść widoku niezwykle rozbawionej młodzieży i mają wszystkiego serdecznie dosyć.

- Co dyskoteka, zawsze jest to samo: niewyobrażalny huk, szczególnie po północy, pijaństwo wśród nieletnich, którzy wyskakują z tego budynku jak z piekła, żeby sobie pogadać, bo tam przecież nie mogą. Dziewczyny piszczą, jęczą, małolaty tłuką butelki, rzygają i sikają na moją bramę, a nawet na pomnik Niepodległości, przy którym ostatnio taki wielki hołd oddały władze gminy - opowiada zdenerwowany mężczyzna, który mieszka zaledwie trzy metry od ściany "Manhattanu", ściany o szerokości jednego pustaka żużlowego, ściany, w której są umiejscowione dwa kanały wentylacyjne, przez które słychać nawet rozmowy "imprezowiczów".

- Panie, w domu mamy tak głośno, że nie idzie wytrzymać. Wszystko słychać, co się dzieje na dyskotece. Szaleństwo do czwartej nad ranem. Do tego światłami samochodów biją nam po oknach, jeżdżą z piskiem opon. Na noc muszę korki wkładać do uszu, żeby zasnąć. Brat pracuje w ZPUE, na szóstą chodzi do pracy. On nie zatyka uszu korkami, bo by nie słyszał budzika. Matka zmarła nam z sylwestra na Nowy Rok. Tylko my wiemy, jakie katusze przeżywała, jak ją brzuch bolał, potrzebowała spokoju, a miała jeden wielki hałas. Wszyscy znajomi współczują mi tego mieszkania. Męczymy się z tą dyskoteką już trzeci rok. I nie możemy dać rady - mówi trzydziestoletnia kobieta, żona i matka dzieci.

A miała być kawiarnia...

Mieszkańcy ulic Żwirki i Partyzantów mówią, że trzy lata temu, przed uruchomieniem dyskoteki, o której nie było wówczas ani słychu, najemca lokalu zapewniał, że zamierza otwierać kawiarnię, spokojne miejsce dla zakochanych. Dzięki poczcie pantoflowej rozniosło się po Włoszczowie, co tutaj się naprawdę szykuje. Wtedy pan Marek przejrzał na oczy. - Wiesz, co tam szykuje ten facet? Podobno sprowadza takie głośniki, że jakby podkręcił na "maksa", to by ci wszystkie szyby w oknach powylatywały - dowiedziałem się całej prawdy od kolegów z pracy. Sąsiedzi zaczęli się obawiać zakłócania im ciszy nocnej.

W październiku 2002 roku Wydział Budownictwa i Urbanistyki Starostwa Powiatowego we Włoszczowie udzielił pozwolenia na otwarcie kawiarni na pierwszym piętrze budynku handlowo-usługowego "Elba". Sąsiedzi nie chcieli, ale starostwo wiedziało lepiej. - "W świetle obowiązujących przepisów lokal kawiarnia nie jest obiektem zaliczanym do inwestycji mogących znacząco oddziaływać na środowisko, a zatem nie określa się pomiaru hałasu" - odpisał wówczas na skargę mieszkańców Witold Siwek z Wydziału Budownictwa i Urbanistyki.

Kawiarnia szybko przeszła metamorfozę w dyskotekę - na 130 miejsc siedzących i prawie 300 bawiących się osób, która nie dawała ludziom spać po nocach. Nikt się nie przejmował, że nie jest to budynek dźwiękoszczelny, że do dyskoteki na pierwszym piętrze prowadzą jedne wąskie schody i równie wąskimi schodami można się dostać do wyjścia ewakuacyjnego. Liczyły się biznes dla właściciela i dodatkowy grosz do gminnej kasy w postaci płaconego przez przedsiębiorcę podatku od nieruchomości oraz opłaty za zezwolenie na sprzedaż alkoholu. A biedni ludzie? Oni byli nieważni, dla nich zaczął się koszmar nieprzespanych nocy, który trwa do dziś.

Hałas ponad normę

Ludzie zaczęli pisać skargi do burmistrza Włoszczowy i Starostwa Powiatowego, że dyskoteki zakłócają im ciszę nocną. Prosili o interwencję. Odwoływali się nawet do wojewody świętokrzyskiego. Wszystko na próżno. Do właściciela dyskoteki z Domaszowic urzędy nic nie miały, bo spełniał on wszystkie wymogi formalnoprawne.

W końcu, nie mogąc nigdzie nic wskórać, w październiku 2003 roku 20 mieszkańców ulic Żwirki i Partyzantów napisało skargę do Prokuratury Rejonowej Ośrodka Zamiejscowego we Włoszczowie. W swoim pozwie szef prokuratury zwrócił się do Sądu Rejonowego we Włoszczowie o wydanie orzeczenia, nakazującego właścicielowi dyskoteki zaprzestanie odtwarzania głośnej muzyki albo wyciszenia ścian lokalu materiałami dźwiękoszczelnymi. Właściciel "Manhattanu" miał zapewnić spokój i ciszę w pobliżu budynku. Miał...

Na prośbę burmistrza Józefa Grabalskiego Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Kielcach wykonał pomiar natężenia hałasu, emitowanego z lokalu gastronomicznego w porze nocnej. Okazało się, że wyniki wykazywały znaczne naruszenie dopuszczalnych norm. Świętokrzyski wojewódzki inspektor ochrony środowiska wystąpił do starosty włoszczowskiego, jako organu odpowiedzialnego za stan środowiska akustycznego, o zajęcie się tą sprawą. Starostwo wezwało właściciela "Manhattanu" do opracowania wniosku o wydanie pozwolenia na emitowanie hałasu do środowiska.

Sprawa umorzona

Starosta wniósł zażalenie do Samorządnego Kolegium Odwoławczego w Kielcach, podpierając się między innymi ekspertyzą biegłego w zakresie budownictwa lądowego i członka Ligi Walki z Hałasem. Ci specjaliści z Politechniki Świętokrzyskiej zakwestionowali sposób wykonania pomiarów hałasu przez laboratorium badawcze Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska (notabene posiadającego akredytację Polskiego Centrum Akredytacji), twierdząc, że nie są one pełne i z pomiarów nie widać, o ile została przekroczona emisja hałasu do środowiska.

Kolegium uchyliło postanowienie włoszczowskiego starostwa i przekazało je do ponownego rozpatrzenia. Sąd Rejonowy w Kielcach zawiesił postępowanie, aż wyjaśni się sprawa, czy hałas z "Manhattanu" przekracza normy czy nie. Starostwo umorzyło swoje postępowanie wobec właściciela dyskoteki, bo 1 września tego roku zrezygnował on z prowadzenia działalności. I na tym sprawa ucichła. Ale nie muzyka w dyskotece... Oprócz kolumn głośnikowych, doszedł nowy głośny element - wentylator zamontowany w ścianie, który, jak twierdzą ludzie, wytwarzał hałas porównywalny do odgłosów syreny strażackiej.

Służby porządkowe bezradne

- A gdzie jest policja, która powinna przecież dbać o to, żeby mieszkańcom nie zagłuszano ciszy nocnej? - pytamy rodzeństwo z ulicy Żwirki. - Policja?! - otwierają szeroko oczy. - Policja to by tu przyjechała, jak już by grali ludzką głową, żeby zapytać, jaki jest wynik! - odpowiadają ludzie. - Wiele razy dzwoniliśmy w nocy na policję. Przyjechał radiowóz, stanął na chwilę i odjechał. Policja twierdzi, że nic nie może w tej sprawie zrobić. Panie, prawo we Włoszczowie działa tylko w jedną stronę - żali się jeden z mieszkańców.

Komendant powiatowy policji Leszek Zmarzły twierdzi inaczej - że "Manhattan" jest pod częstym nadzorem policji w czasie dyskotek. - Co pół godziny okolice lokalu patroluje nasz radiowóz. Dbamy, żeby nie było tutaj chuligaństwa i rozrób. "Manhattan" jest dla nas punktem numer 1 do sprawdzenia. Niestety, nie możemy pilnować dyskoteki przez cały czas, bo są też inne miejsca w gminie do nocnego patrolowania - twierdzi komendant Zmarzły. Z kolei Straż Miejska nie może pomóc policji w doglądaniu dyskoteki, bo nie ma ludzi. - Jest nas tylko troje, razem ze mną - tłumaczy się brakami kadrowymi komendant Wacław Jedliczka.

Gmina nie mogła odmówić

- A burmistrz miasta? Przecież ma dużo do powiedzenia, bo podpisuje pozwolenie na sprzedaż alkoholu w "Manhattanie" - pytamy mieszkańców. - Pisaliśmy do burmistrza Grabarskiego i Rady Miejskiej protesty w sprawie lokalu. Byliśmy też osobiście u burmistrza, żeby nie wydawał kolejnego pozwolenia na sprzedaż alkoholu w "Manhattanie". Podpisał je, pomimo tylu naszych sprzeciwów. Mojemu mężowi powiedział, że nic nie może w tej sprawie zrobić, bo ma ręce związane - żali się pani Anna.

Burmistrz rzeczywiście wydaje pozwolenia na sprzedaż napojów alkoholowych, ale po zaczerpnięciu opinii u Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych we Włoszczowie. Ta komisja odpisała mieszkańcom ulicy Żwirki w lutym tego roku, że nie ma uprawnień do cofania zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych, bo tylko opiniuje podania złożone przez przedsiębiorców. Przewodniczący komisji Krzysztof Malinowski wytłumaczył się dodatkowo tym, że uprawnienia komisji i tak zostały już wydatnie ograniczone uchwałą Rady Miejskiej pod koniec 2000 roku.

Pozwolenie na sprzedaż alkoholu podpisuje albo cofa burmistrz, ale w tym ostatnim przypadku najpierw to właściwe organa (np. policja, prokuratura, "Sanepid") muszą wydać prawomocne orzeczenia w sprawie niespełniania przez przedsiębiorcę warunków. A właściciel "Manhattanu" je spełniał. Tak więc skargi mieszkańców nie wystarczyły, żeby burmistrz nie zezwolił na sprzedaż alkoholu w dyskotece.

- Nie mógł tego zrobić, bo najzwyczajniej naruszyłby przepisy prawa. Gdyby to przedsiębiorca naruszył warunki pozwolenia, wtedy burmistrz mógłby cofnąć mu pozwolenie na handlowanie alkoholem. Ale w "Manhattanie" jest inny problem. Zarówno pierwszy właściciel dyskoteki, jak i obecny nie mają zezwolenia ze starostwa na emitowanie hałasu na zewnątrz. Tu może wkroczyć nadzór budowlany lub policja - twierdzi Barbara Strączyńska, zastępca naczelnika Wydziału Finansowego Urzędu Gminy we Włoszczowie.

Będzie ciszej

31 sierpnia pierwszy najemca lokalu z Kielc zamknął interes. Mieszkańcy ulicy Żwirki mieli nadzieję, że to koniec ich problemów. Ale 15 października znowu się zaczęło. Lokal wynajął młody mieszkaniec Dobromierza i zaczęły się znów głośne dyskoteki. - Proszę sobie wyobrazić, że potrafił nawet grać w nocy z 31 października na 1 listopada, we Wszystkich Świętych! Wezwaliśmy policję i uciszyli granie - opowiadają mieszkańcy ulicy Żwirki. Właściciel dyskoteki zapewnia, że nic takiego nie miało miejsca.

- Nie wiedziałem, że na zewnątrz tak słychać muzykę - dziwi się nowy właściciel "Manhattanu" z Dobromierza. - Jestem w stanie zmniejszyć głośność muzyki o jakieś 30 procent. Będę chciał też naprawić drugie drzwi wyjściowe, aby z tymi pierwszymi tworzyły dźwiękoszczelną zaporę, która nie pozwoli dźwiękowi wydobywać się na zewnątrz. Wentylator kazałem wyłączyć, bo prawdopodobnie był zepsuty. Od kilku tygodni nie jest włączany. Jeśli chodzi o te badania pomiaru hałasu, to z tego, co dowiedziałem się w starostwie, wniosek taki nie będzie mi na razie potrzebny. Ale żeby być fair w stosunku do tych ludzi, we własnym zakresie postaram się przeprowadzić takie badanie z udziałem specjalistów. Wiem, że jest problem z dyskoteką i nie zamierzam chować głowy w piasek - obiecuje właściciel dyskoteki.

Włoszczowianie są bardzo niecierpliwi. Na dowód, że mówią prawdę, oferują nam nocleg, żebyśmy się sami przekonali, jak wygląda tutaj jedna noc podczas weekendu. - Ja chyba już nie wytrzymam. Albo ja kogoś zabiję, albo mnie zabiją - bije się w pierś załamany mieszkaniec ulicy Żwirki. - Chyba będziemy wzywać telewizję, aż do skutku - zapowiadają ludzie.

Jedna dyskoteka to za mało

Jedna dyskoteka to najwidoczniej za mało we Włoszczowie. Ostatnio pojawił się w gminie człowiek, który był zainteresowany wynajęciem hal po upadłym na początku tego roku zakładzie odzieżowym "KB Fashions" i chciał tutaj otworzyć swój klub muzyczny. Dyskoteka miała być całodobowa, z prawdziwego zdarzenia. Gdy się o tym dowiedzieli mieszkańcy kilku sąsiednich ulic, powiedzieli - nie i basta. Na początku października ponad 40 z nich zwróciło się z apelem do burmistrza, żeby nie dopuścił do otwarcia lokalu rozrywkowego - klubu muzycznego przy ulicy Głowackiego 7A. Swój protest wysłali do wszystkich władz samorządowych w mieście, służb porządkowych, prasy i radia, a nawet do księdza proboszcza parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.

Swój apel tłumaczyli tym, że miejsce na nową dyskotekę jest położone w środku osiedla domków jednorodzinnych (podobnie jak "Manhattan Club") i nie jest przystosowane do prowadzenia działalności rozrywkowej. - Otwarcie lokalu rozrywkowego przy ulicy Głowackiego 7A spowoduje zwiększenie ruchu samochodowego i pieszego w pobliżu nieruchomości, co z kolei przyczyni się do zmniejszenia bezpieczeństwa mieszkańców okolicznych domów. Obok tej działki nie ma wystarczającej liczby parkingów i chodników, które byłyby przystosowane do bardzo dużej liczby osób odwiedzających takie lokale. Samochody parkowałyby przy ulicach Głowackiego i Sobieskiego. W ten sposób mogłoby dojść do zakorkowania ważnych arterii komunikacyjnych, od których przepustowości zależy powszechne bezpieczeństwo mieszkańców powiatu - pisali w apelu.

Trudno nie przyznać im racji. Na ulicę Głowackiego, obok planowanego na dyskotekę lokalu, skierowany jest wyjazd z placu Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej. Poza tym, przez ulice Głowackiego i Sobieskiego, obok miejsc zagrożonych zakorkowaniem, przejeżdżają z dużą prędkością zmierzające na wezwanie samochody policji i pogotowia ratunkowego, które mają swoje siedziby w pobliżu. Nietrudno przewidzieć, że gdyby dyskoteka ruszyła pełną parą, zaroiłoby się od klientów klubu muzycznego, co mogłoby powodować poważne zagrożenia w ruchu drogowym.

Dyskoteki w "KB Fashions" nie będzie

"Osiedle domków jednorodzinnych, na którym mieszkamy, stanowi okolicę cichą, spokojną, czystą i bezpieczną. Powstanie lokalu rozrywkowego - klubu muzycznego - całkowicie zmieni nasze warunki życia i przyczyni się do utraty przez nas spokojnego azylu mieszkalnego. Powstanie i działalność podobnych lokali zawsze wiąże się dla mieszkańców okolicznych posesji ze stałymi problemami (...). Nie chcemy i nie życzymy sobie podobnych zachowań w pobliżu naszych domów. (...) Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do innych, bardziej radykalnych form protestu, w przypadku kontynuowania prac mających na celu otworzenie przedmiotowego lokalu" - ostrzegali ludzie w proteście.

Te słowa musiały wystraszyć władze gminy. Ludzie dopięli swojego, jak twierdzi Tadeusz Burdziński, przewodniczący Rady Miejskiej we Włoszczowie. Temat jest już wyjaśniony między gminą a osobą zainteresowaną otwarciem dyskoteki. Do urzędu wpłynęło kilka protestów mieszkańców. Dyskoteki nie będzie na ulicy Głowackiego. - Człowiek ten chciał otworzyć całodobową dyskotekę. Mówił, że jest właścicielem podobnych obiektów w Polsce. Chciał od nas wykupić około 1000 metrów kwadratowych lokalu po zakładzie "KB Fashions". Dawał zatrudnienie dla kilkunastu miejscowych osób. Plac dyskoteki miał być monitorowany przez pracowników. Chciał jeszcze w tym roku otworzyć działalność. Musieliśmy zrezygnować. Z tego, co mi wiadomo, teraz poszukuje innego miejsca we Włoszczowie - dowiedzieliśmy się od przewodniczącego Rady Miejskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie