Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzięki niej o Stefanie Żeromskim wiemy wszystko. Kilka dzieł życia Kazimiery Zapałowej (ZDJĘCIA)

Lidia Cichocka
O swej fascynacji Żeromskim, nauce edytorstwa z rosyjskich podręczników, detektywistycznej pracy, pozyskiwaniu sojuszników i sponsorów, niezwykłej roli męża, Andrzeja oraz przekazywaniu pałeczki mówi Kazimiera Zapałowa, wieloletnia kustosz Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego w Kielcach, która odtworzyła rodzinny dom pisarza w Ciekotach i jest jego honorowym kustoszem.

Wszystkim Kazimiera Zapałowa kojarzy się z Żeromskim. Jest pani więcej niż jego znawczynią, miłośniczką, propagatorką. Jaki był początek pani zainteresowania tym pisarzem?
To było dawno temu. Miałam 10 lat, kiedy mama zabrała mnie i moją siostrę do teatru im. Stefana Żeromskiego na "Uciekła mi przepióreczka". To nie było przedstawienie dla dziewczynki w moim wieku, ale pójście do prawdziwego, "dorosłego" teatru było wielkim wydarzeniem. Mama uświadomiła nas, że autor komedii wywodził się z naszej, kieleckiej ziemi. "Syzyfowe prace" przeczytałam dwa lata wcześniej niż rówieśnicy, bo była to lektura starszej siostry a ja namiętnie czytałam wszystko, co było w zasięgu. Wtedy też, a był to rok 1955, w Muzeum Świętokrzyskim prezentowano pierwszą ogólnopolską wystawę poświęconą Żeromskiemu, przygotowaną przez kustosz Aleksandrę Dobrowolską. Troszkę z tej wystawy pamiętam a niektóre eksponaty znalazły się później w Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego. Odkryłam to, kiedy już tam pracowałam.

To było preludium do pani z Żeromskim znajomości. Kolejny etap to...
Po szkole podstawowej wybrałam liceum im. Stefana Żeromskiego. Miałam tam świetną polonistkę, Karolinę Pojawską, która rozwijała nas, podsuwała lektury, zabierała na odczyty czy do teatru. Pamiętam, że w naszym liceum bywała córka pisarza, pani Monika Żeromska pięknie wypowiadająca się o swoim wielkim ojcu. Już w I klasie, nasz wychowawca, chemik, Zbigniew Kwiatkowski zorganizował wycieczkę w Góry Świętokrzyskie: weszliśmy na Łysicę a potem poszliśmy szlakiem czerwonym do Masłowa. Wtedy po raz pierwszy widziałam Ciekoty. Druga, ogromnie dla mnie inspirująca wycieczka, była nad rzekę Wierna. On wspomniał o pochodzeniu nazwy od powstańczej powieści Żeromskiego. Po powrocie szybko zabrałam się za lekturę. W ostatniej klasie dostałam zadanie, napisanie referatu "Żeromski jako pisarz historyczny". Było to wyróżnienie, ale też duża trudność. Zwłaszcza, że Biblioteka Wojewódzka była okresowo nieczynna i tylko dzięki prośbom mojej mamy udostępniono mi kącik, w którym mogłam czytać potrzebne lektury.

Żeromski jawił się coraz bardziej ciekawy?
Tak bardzo, że kiedy na IV roku polonistyki, na seminarium magisterskim prof. Henryk Markiewicz przedstawił nam do wyboru 100 tematów z twórczości Prusa i Żeromskiego, wybrałam oczywiście Żeromskiego. Pisałam o "Urodzie życia". Ten tekst po drobnych uzupełnieniach i dodaniu ikonografii wydrukowano później w roczniku Muzeum Narodowego w Kielcach. Był też ciąg dalszy mojej przygody z "Urodą życia", bo profesorowie Zdzisław Jerzy Adamczyk i Zbigniew Goliński zaproponowali mi edytorskie opracowanie tego utworu do zbiorowego wydania "Pism". Nas edytorstwa na studiach nie uczono, ale za radą prof. Henryka Markiewicza podjęłam wyzwanie. Od profesora dostałam kilka podręczników edytorstwa, większość była w języku rosyjskim, więc musiałam się edytorstwa uczyć po rosyjsku. Ale osiągnęłam cel. Tom powstał.

W 1993 roku otrzymałam wielką paczkę z autorskimi egzemplarzami. Były też pieniądze. Kiedy podpisywałam umowę wydawniczą planowaliśmy z mężem za to honorarium dłuższą podróż po ciepłych krajach, niestety, z powodu inflacji wystarczyło na krótką. Było to jednak moje wielkie osiągnięcie. Mówiłam, że to "dzieło życia". Ale później pojawiły się inne...

Wtedy już pracowała pani w Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego...
Po studiach miałam trzy propozycje: szkołę, Dom Książki i muzeum. Wybrałam oczywiście muzeum i przepracowałam w nim całe życie.

Ale znalazła pani czas na dodatkową pracę, także związaną z Żeromskim. Pisała pani książki np. "Rodzina Stefana Żeromskiego w Świętokrzyskiem" z detektywistyczną pasją docierając do nieznanych wcześniej faktów.

Poznawanie wszystkiego co związane z biografią i twórczością Żeromskiego i upublicznianie tego, to była esencja mojej działalności muzealnej. Trudno o tym mówić jak o dodatkowej pracy. Pisanie zawsze było dla mnie przyjemnością.

W latach 90. XX wieku wydawcy: Jacek Pernal i Ryszard Garus zaproponowali bym napisała przewodnik po ziemi Żeromskiego. Podeszłam do sprawy z ambicją, powagą i wzrastającym zainteresowaniem. Sprawdziłam setki dokumentów i uświadomiłam sobie jak wiele jest nieścisłości, białych plam w życiorysie Stefana Żeromskiego i jego najbliższych, dostrzegłam też zafałszowania.

Wiele godzin, dni spędziłam w Archiwum Kurii Diecezji Krakowskiej, w Wojewódzkim Archiwum Państwowym, jeździłam do odległych parafii, odwiedzałam cmentarze w poszukiwaniu starych nagrobków, wertowałam dokumenty dziewiętnastowiecznych szkół klasztornych, szukałam śladów po dawnych dworach. Z moich odkryć powstała duża, znacząca książka o Żeromskim i jego bliższej i dalszej rodzinie. Troszkę później napisałam obiecany przewodnik zatytułowany "Miejsce zostało to samo...". Obydwie pozycje zawierają wiele nowych ustaleń oraz bogaty, wcześniej nieznany materiał ikonograficzny. Odnalazłam i upubliczniłam fotografię młodych rodziców Żeromskiego, plejadę ciotek i wujów, wiele dokumentów związanych z działalnością rodzin Katerlów i Żeromskich. Te poszukiwania i ich efekty to była dla mnie niesamowita przygoda. O książce "Rodzina Stefana Żeromskiego w Świętokrzyskiem" znajomi mówili, że to "dzieło życia". Drugie?

Genealogia i koneksje zrobiły się modne...
Tak, ja też napisałam książkę o mojej rodzinie, bo słyszałam: Ty o Żeromskim wiesz więcej niż o swoich. I to była prawda, ale już nie jest. Zbliżało się 85-lecie mojej ukochanej mamy, książka dla niej - potrafiłam to zrobić! Zdobyłam dokumenty dotyczące naszego rodu "po mieczu" i "po kądzieli" z trzystu lat. Znalazłam bardzo interesujące, stare raptularze, świadectwa, dyplomy, fotografie. Nawiązałam kontakty z dalekimi krewniakami. Wreszcie było wielkie rodzinne spotkanie. Pamiętam rozpromienioną twarz mamy...

W związku z pracą nad rodzinną książką poznałam wspaniałego człowieka, wówczas proboszcza w Chmielniku, ks. Franciszka Siarka, z którym przyjaźń trwa do dziś. Dla niego, urodzonego w Górnie, także ważne są Ciekoty. Gdy kiedyś zapytał w czym mógłby pomóc prosiłam by chodząc z kolędą dopytał parafian o niepotrzebne poroża. Miesiąc, może półtora później na spotkaniu promującym książki Zdzisława Jerzego Adamczyka w Ciekotach ksiądz Siarek witając się szeptem powiedział: Mam w bagażniku trofea dla pani. I rzeczywiście przywiózł kilka poroży oraz głowę koziołka. Wszystkie zdobią ściany dworu. Na kolejne pytanie księdza, który dziś jest proboszczem w Miechowie: co jeszcze jest potrzebne w Ciekotach powiedziałam o "Wspomnieniach z lat ubiegłych" Wojciecha Goczałkowskiego z 1861 i 1862 roku, książkach, które powinny być w dworze, bo jest tam wspominany Franciszek Katerla, barwna postać z rodziny matki pisarza. Młody Żeromski czytał tę książkę o czym wspomina w "Dziennikach". Może uda się ją zdobyć.

Czy pani przeczytała wszystko, co napisał Żeromski?
Chyba wszystko, ale z pokorą mówię, że nie wystartowałabym w turnieju wiedzy o tym. Są pisma, które znam bardzo dobrze, cytuję z nich fragmenty, pamiętam nazwiska, charakterystyczne zwroty, opisy, ale są też i dalsze. Mówię "chyba", bo trzy lata temu otrzymałam wiersz Stefana Żeromskiego, który był wydrukowany w międzywojniu, a później zapomniany. Może są jeszcze jakieś drobne niespodzianki?

Ciągle pojawiają się nowe fakty z życia pisarza...
To prawda, chociażby ujawnione nie tak dawno informacje o starszej siostrze Stefana, Olesi. Czekam na ciąg dalszy tych badań, bo mam wiele pytań z nimi związanych. Udało się nawiązać kontakt z potomkami młodszej siostry Bolesławy i być może to będzie źródło kolejnych informacji. Wiemy o wspólnym zdjęciu Stefana z siostrą, ale do tej pory na nie nie natrafiłam.

Kiedy ja pracowałam w Muzeum wiadomo było tylko o Monice, jedynej córce pisarza. Byłam nawet z nią blisko, nie była to przyjaźń, ale dobra znajomość. Ona jednak wiele rzeczy starała się zachować dla siebie. Pamiętam, że gdy przeglądałam u niej fotografie pomijała niektóre, omawiała to, co było jej wygodne. A kiedy jeden z przyjaciół próbował namówić ją by wszystkie zdjęcia opisała, obraziła się i nie odzywała przez kilka miesięcy. Po śmierci ojca, obie z mamą przyjęły pewną narrację. Nieopisane zdjęcia niewiele mówią. Szkoda...

Zdzisław Jerzy Adamczyk w swojej książce bardzo dokładnie przedstawił skomplikowane życie uczuciowe Żeromskiego, związek z dwiema kobietami...
Tak. Kiedyś o pani Annie Żeromskiej mówiliśmy żona, teraz wiadomo, że w sensie prawnym nigdy nią nie była. Świetny pisarz, ale co do jego prywatnych zachowań wciąż mam wątpliwości...

Mimo tych perturbacji, to ciągle fascynujący twórca...
Oczywiście. Jego przebogaty język, umiejętność budowania nastroju, melodyjność, plastyka - zachwycające.

A gdyby pani miała jednym słowem określić swoją relację z Żeromskim byłaby to przyjaźń, podziw, służba?
Zawsze mówiłam, że my służymy Żeromskiemu. Jeśli Żeromscy skądś tam na nas patrzą to myślę, że są zadowoleni z tej naszej służby.

W 2003 roku przeszła pani na emeryturę. Było to zamknięcie pewnego rozdziału i otwarcie nowego.
Rozstałam się z muzeum, ale nie miałam zamiaru rezygnować z moich zainteresowań. Napisałam jeszcze kilka książek. A kiedy przy gminie powstała grupa, która chciała odtworzyć dwór Żeromskich w Ciekotach okazało się, że moja wiedza będzie tam przydatna. W 2010 roku napisałam scenariusz urządzenia wnętrza. W marcu 2011 roku na Żeromszczyźnie została zatrudniona Krystyna Nowakowska, która po zapoznaniu się z moimi propozycjami zatelefonowała i zaprosiła do współpracy. Od razu powiedziała, że nie ma na to pieniędzy, ale dwór trzeba urządzać. Ha, ha ha! Dla mnie bardzo ważny był Żeromski, to, że można było zrobić coś pożytecznego dla jego pamięci. Potrafiłam do sprawy zapalić rodzinę, przyjaciół, wreszcie i obcych ludzi, którzy stali się przyjaciółmi i pomagali.

Początki były trudne. Krystyna Nowakowska dała mi całkowicie wolną rękę w urządzaniu wnętrz, miała zaufanie do mnie i bardzo dużo innych obowiązków. Zawsze mogłam liczyć na mojego męża Andrzeja. Nasz prywatny samochód, którym przywoziliśmy dziesiątki, setki eksponatów. Początkowo zabieraliśmy z sobą nawet własny młotek, haczyki czy gwoździe by przywiezione portrety, kilimy czy inne trofea powiesić. Z czasem było lepiej

Dwór udało się urządzić fantastycznie...
Słyszę to także od osób z branży i turystów. Cieszy mnie bardzo, że jest ich tak wielu na Żeromszczyźnie. W dworze jest to, co powinno być, chociaż z pewnością nieprawdą jest to, że na ścianach było tyle portretów. Na pewno nie. Fotografie trzymano w albumach, ale na ścianach możemy pokazać większe wizerunki i ogląda je więcej osób. Są w stylowych dziewiętnastowiecznych lub stylizowanych na dawne, starannie dobranych ramach. To pomnaża nastrój, ubogaca.

Jest jeszcze coś, co chciałaby pani mieć we dworze?
Pytał mnie o to prezes Targów Kielce, Andrzej Mochoń. Mam takie marzenie: pozytywkę grającą Mazurka Dąbrowskiego albo Warszawiankę, chętnie z ułanem i dziewczyną. Zapalił się do tego pomysłu, pytał, gdzie to można kupić, ale nie wiem nawet czy taka pozytywka istnieje. Miejsce na fisharmonii na nią czeka.

Nie tak dawno nastąpiła zmiana na stanowisku dyrektora Szklanego Domu.
Krystyna Nowakowska - pionierka na Żeromszczyźnie odeszła na zasłużona emeryturę. Przyszedł młody, ale już doświadczony polonista Wojciech Purtak, który ma interesujące pomysły i z polotem je realizuje. Dba o to, co najważniejsze, o sprawy związane z Żeromskim, ale też w dobrym literackim kierunku rozszerza działalność Szklanego Domu. Jeśli nie pokona go czas, nie nastąpi wypalenie, przyszłość zapowiada się pozytywnie.

Będzie dbał o to kolejne dzieło pani życia?
Dworek wymaga stałego baczenia. Trzeba go konserwować z zewnątrz i wewnątrz, dbać o eksponowane przedmioty by zachowały całość i urodę. Dopóki mam siłę to w tym uczestniczę, podpowiadam, sugeruję, wytwarzam dobre przyzwyczajenia. Myślę, że wszystkie pracujące tam osoby czują, że to wyjątkowe, bardzo ważne dla kultury polskiej miejsce.

Często wspomina pani rolę męża, Andrzeja. Dwór w takim stanie jak obecny to także jego zasługa. Nigdy nie buntował się, nie sprzeciwiał pani zaangażowaniu?
Małżeństwem jesteśmy 53 lata a parą - jesienią minie 60 lat. Bo my byliśmy szkolną parą, zaczęliśmy ze sobą, jak to się mówi - chodzić, w ostatniej klasie liceum. Andrzej wiedział, że wybrałam pracę nie intratną, ale kochaną i piękną. W tamtym czasie, kiedy jeszcze urządzaliśmy się w naszym 37 metrowym mieszkanku z balkonem, tym samym do tej pory, braliśmy dodatkowe zajęcia by je wyposażyć. Andrzej przyzwyczajał się do tej mojej miłości i pasji. Czasami widząc moje zaangażowanie w kolejną sprawę mówił przekornie: Ja bym ci znalazł inne zajęcie. - Ale to jest coś, co powinnam zrobić - tłumaczyłam. Szybko uznał, że mam rację. Andrzej jest mądrym człowiekiem, wie co jest ważne a co trochę mniej, choć czasem twierdzi, że ja za mało chcę dla siebie

Wspierał mnie we wszystkim, w wydatkach na dwór także. Działamy wspólnie i mogę powiedzieć, że o Żeromskim wie zadziwiająco dużo.


Pan Andrzej zbudował również kuchnię we dworze, chociaż zdunem ani budowniczym nie jest...

Zaprojektował i dozorował budowę kuchni, zaprojektował też piec w pokoju jadalno-gościnnym. Andrzej opracowuje plastycznie moje książki. Pieczołowicie dobiera zdjęcia, formatuje teksty, projektuje okładki, kolorystykę wklejek, dodatkowe detale zdobiące tom.

Latem, na promocji ostatniej książki wspominała pani, że powoli ogranicza swoją aktywność, wycofuje się...
Czas biegnie. Kiedy wiosną przygotowywaliśmy "Opowieści z ciekockiego dworu Żeromskich" powiedziałam Andrzejowi: To już jest mój ostatni zaśpiew. Zrobiłam co było potrzebne i możliwe, nie będę więcej pisała, może jakieś drobiazgi. Udało mi się zostawić materiał, z którego mogą czerpać młodsi, uczyć się, dowiadywać. Jestem zadowolona, że zdążyłam. Bo kiedy wybuchła pandemia pojawiło się u nas myślenie: czy my jeszcze zdążymy coś zrobić? W czasie pierwszej zimy uporządkowałam wszystkie moje zapiski, fotografie, dokumenty związane z rodziną Żeromskiego. Z tego zrobiło się ponad 40 opasłych tek dokumentacji. Przekazałam je do Ciekot. Podarowaliśmy też wiele zgromadzonych pamiątek: widokówek miejsc związanych z Żeromskim, w pokaźnych albumach autorskie fotografie Andrzeja z naszych peregrynacji śladami Żeromskich. Bardzo cenne pierwodruki, niektóre z własnoręcznymi dedykacjami czy sygnaturami Stefana Żeromskiego, wiele XIX-wiecznych oryginalnych fotografii Katerlów i Żeromskich, kolekcję znaczków, kopert i stempli pocztowych związanych z pisarzem, zbiór medali i plakiet a nawet ulotkę z pogrzebu Stefana Żeromskiego.

Pandemia miała swoje dobre strony?
W tym sensie tak. Pozwoliła wiele uporządkować. Oczywiście sporo jeszcze do zrobienia. Nadal, stopniowo przekazuję do ciekockiej Pracowni Dzieł i Piśmiennictwa nasz związany z Żeromskimi księgozbiór. Do Szklanego Domu planujemy niebawem podarować wszystkie książki z dedykacjami Barbary Wachowicz i zbiór listów od niej do nas z 50 lat przyjaźni. W Szklanym Domu powstaje bowiem miejsce pamięci emocjonalnie związanej z krainą Żeromskiego.

Trudno wyobrazić sobie Ciekoty bez pani obecności...
Ja tam jestem myślą i uczynkiem bezustannie. A gdy odejdę to - muszę pani powiedzieć - Żeromszczyzna widziana z góry jest przepiękna!

Ostatnio czuję się trochę jak eksponat muzealny. Tak mnie otaczają opieką wójt Tomasz, dyrektor Wojciech, wszyscy pracownicy. Typują mnie do nagród, bo przecież jesienią otrzymałam Świętokrzyską Nagrodę Kultury - za 10 lat mojej honorowej współpracy z Ciekotami: artystyczną plakietę, pieniądze i prześliczne białe róże - jedną za każdy rok. A ostatnio, 1 sierpnia w Chmielniku wręczono mi "Glorię" Starosty Kieleckiego w kategorii Twórca - Dzieło. To było wzruszające, że w Chmielniku, bo tam mieszkali moi przodkowie, tam przyszłam na świat. Statuetka towarzysząca nagrodzie jest dziełem pana Sławka Micka, którego cenię i lubię, współpracował z nami przy urządzaniu Żeromszczyzny.

Andrzej postawił "Glorię" w takim miejscu, że gdy się budzę to ją widzę. Poprawia mi humor. Jest piękna.

Kazimiera Zapałowa
Urodzona w1945 roku w Chmielniku, filolog, muzeolog. W latach 1967-2003 pracownik naukowy Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego w Kielcach, honorowy kustosz dworu Żeromskich w Ciekotach. Autorka opracowań, esejów, artykułów o Stefanie Żeromskim i ludziach związanych literacko z Ziemią Świętokrzyską. Konsultantka filmów Syzyfowe prace i Przedwiośnie. Prezes Towarzystwa im. Stefana Żeromskiego, współtwórczyni stypendiów im. Andrzeja Radka. Uhonorowana m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Międzynarodowym Orderem Uśmiechu. Mieszka w Kielcach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie