- Odebrałam kilka telefonów od osób, które mówiły, że mogą wywalczyć dla mnie odszkodowanie. Jedna pani nawet odwiedziła mnie w domu, powoływała się na jakieś stowarzyszenie, rzucała nazwiskami - opowiada pani Aneta. Jej bliscy - brat z żoną i ich ośmiomiesięczna córeczka - zginęli w tragicznym wypadku, do jakiego doszło w Wigilię w podkieleckiej Barczy. - Skąd ci ludzie mieli mój telefon, adres? Nie wiem. Starają się łowić klientów. Nie podpisałam z nimi żadnej umowy.
Umowę podpisała za to pani Maria z Kielc, której matka zginęła kilka miesięcy temu. - Pod koniec ubiegłego roku poszłam do Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przestępstw. Umorzono postępowanie w sprawie wypadku mojej mamy i chciałam się dowiedzieć, co jeszcze mogę zrobić. Z przedstawicielką Stowarzyszenia rozmawiałam w siedzibie kieleckiej drogówki. Obiecała pomoc - opowiada pani Maria. - Kilka dni później zadzwoniła do mnie kobieta. Powoływała się na to stowarzyszenie. Spotkałam się z nią i okazało się, że to agentka kancelarii prawnej z Krakowa, która zajmuje się pośrednictwem w uzyskiwaniu odszkodowań.
SKĄD ZNALI NUMER?
- Mówiłam tej pani, że wcale nie chcę odszkodowania, że ja walczę o wznowienie śledztwa. Ale obiecała, że mi pomogą i w końcu podpisałam umowę, jaką przyniosła, nie bardzo wiedząc, co w niej jest - przyznaje pani Maria.
W umowie zobowiązała się, że 30 procent odszkodowania, jakie uzyska od firmy ubezpieczeniowej, odda kancelarii radców prawnych z Krakowa. A jeśli odstąpi od umowy, to zapłaci karę - tysiąc lub 3 tysiące złotych, albo nawet owe 30 procent, w zależności od tego, na jakim etapie jest sprawa. - Zastanawiam się, skąd oni mieli mój numer telefonu. Przy mojej rozmowie z przedstawicielką stowarzyszenia, której zostawiłam swoje numery telefonów, obecne były jeszcze inne osoby, więc nie mogę stwierdzić, że to jej wina, nie chciałabym nikogo fałszywie oskarżyć - dodaje pani Maria.
GDZIE MIESZKA RODZINA ZABITEGO?
Jerzy Bukała, prezes Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przestępstw jest zszokowany. - Już umówiłem się na spotkanie z panią Marią, aby wszystko wyjaśnić. Ale zapewniam, że nie utrzymujemy kontaktów z żadnymi firmami odszkodowawczymi - zapewnia. - Stowarzyszenie robi wiele dobrego. Kupujemy sprzęt rehabilitacyjny dla ofiar wypadków, finansujemy zabiegi, pobyty w sanatorium.
Policjanci nieoficjalnie mówią, że pracownicy firm odszkodowawczych często kręcą się po ich jednostkach. - Przychodzą na przykład do drogówki, bo mają pełnomocnictwa od swoich klientów, czyli poszkodowanych w wypadkach. To nie sztuka poznać nazwisko naczelnika, które jest na tabliczce przy drzwiach, czy innego policjanta, podpisanego na dokumentach. I potem się na nich powoływać - opowiadają. - Ci ludzie czytają też gazety. A przecież wystarczy pojechać do wsi, w której był śmiertelny wypadek i zapytać pierwszą lepszą osobę, gdzie mieszka rodzina zabitego.
"ZBÓJECKIE UMOWY"?
- To są zbójeckie umowy - nie kryje oburzenia mecenas Jerzy Zięba, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej. - Najgorsze jest to, że przedstawiciele firm zgłaszają się do poszkodowanych już w kilka dni po tragedii, jaka ich spotkała. Wykorzystują ich szok. Mamią ludzi tym, że pieniądze zabiorą sobie dopiero po wywalczeniu odszkodowania. To z moralnego i etycznego punktu widzenia jest co najmniej wątpliwe. Umowy podpisywane są w sytuacjach, gdy zakład ubezpieczeń i tak wypłaciłby odszkodowanie, wystarczyłoby wypełnić wniosek. Albo zwyczajnie skorzystać z usług adwokata, co kosztowałoby znacznie mniej.
- Miałem klientkę, którą przedstawiciel takiej firmy zastał w szpitalu przy łóżku dziecka, rannego w wypadku - opowiada inny kielecki adwokat.
NIE WNIKAJĄ
- Nie prowadzimy statystyk rejestrujących pośrednictwo kancelarii odszkodowawczych w staraniach o odszkodowania. Znamy jednak ten proceder i uważamy, że w wielu sytuacjach pośrednictwo kancelarii jest po prostu zbędne, a klienci niepotrzebnie ponoszą koszty prowizji, nawet do 50 procent uzyskanej kwoty - mówi Michał Witkowski rzecznik prasowy Grupy PZU.
Pracownicy firm ubezpieczeniowych dodają nieoficjalnie, że świadomość prawna ich klientów jest niska i czasem lepiej skorzystać z pomocy. - Tylko nie za taką cenę - dodają.
Właściciele krakowskiej kancelarii, z którą pani Maria podpisała umowę, nie mają sobie nic do zarzucenia. - Wyszukiwaniem klientów dla nas zajmują się agenci, z którymi mamy podpisane umowy agencyjne - mówi jeden ze współwłaścicieli firmy. - Nie wnikamy w to, jak to robią, jakie mają metody pracy. A tłumaczenie, że nie wie się, co się podpisało jest pod względem prawnym śmieszne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?