Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fortuna 1 Liga. Konrad Forenc, bramkarz Korony Kielce: Szatnię traktuję jak rodzinę, nie pozwolę nikogo skrzywdzić [WYWIAD]

Damian Wiśniewski
Damian Wiśniewski
Kamil Bielaszewski
Z Konradem Forencem, nowym bramkarzem Korony Kielce, porozmawialiśmy na kilka tematów. Urodzony w Oławie zawodnik opowiedział nam między innymi o pasji do sportów walki, wielu latach gry w Zagłębiu Lubin, swojej chorobie i trudnych momentach z dzieciństwa.

Czy gdybyś nie był piłkarzem, to byłbyś zawodnikiem MMA, lub bokserem? Wiem, że trenujesz sporty walki.
Ostatnio co prawda nie miałem na to za bardzo czasu, ale na pewno jest to dla mnie fajne zajęcie pod względem hobbistycznym. Lubię w ten sposób spędzać czas i wyładowywać negatywne emocje związane z piłką. Po takim rozluźniającym treningu człowiek może wrócić z „czystą głową” do normalności i codzienności. W życiu jest dużo rutyny w postaci pracy na treningu i w meczu, ale od czasu do czasu można sobie pozwolić na takie rozluźnienie.

Oczywiście trzeba to robić z głową, bo kiedyś przesadzałem i nie szło to w parze z piłką. Musiałem po prostu znaleźć granicę między jednym a drugim, by wszystko miało ręce i nogi. Ostatnio w ogóle nie mam na to czasu, ale nie wykluczam, że kiedyś to się zmieni.

Czy kiedyś doszło do urazu, który uniemożliwił ci treningi piłkarskie?
Nie, po prostu jestem profesjonalnym piłkarzem i muszę być w stu procentach poświęcony tylko temu. Treningi sportów walki można robić w okresie po sezonie, wtedy jest na to odpowiedni moment.

A skąd u ciebie wzięła się zajawka sportami walki?
Każdy profesjonalny sportowiec z danej dyscypliny, który poczuł smykałkę do czegoś nowego, wie o czym ja mówię. Adrenalina boiskowa to jedno, ale adrenalina po założeniu rękawic i delikatnym sparingu, jest czymś zupełnie innym. Ogólnie interesuję się kilkoma dyscyplinami sportu.

Z Mariuszem Wachem kilka lat temu tylko mierzyłeś się wzrokiem, czy doszło do sparingu?
(śmiech) Gdy byłem piłkarzem Zagłębia Lubin to pojechaliśmy na turniej charytatywny, zagrać mecz dla chorych dzieci i zbierać dla nich pieniążki. Inicjatywa była taka, żeby zagrać mecz z pięściarzami i takie małe zwarcie wykorzystaliśmy medialnie, żeby bardziej ten turniej wypromować. Zrobiliśmy „face to face” z Mariuszem, a wiadomo, że to kawał chłopa. Trzeba przyznać, że jego gabaryty były zdecydowanie większe niż moje.

Najważniejsze jest jednak to, jakie te treningi mają przełożenie na boisko. Podobnie jak w mierzeniu się wzrokiem jeden na jeden, tak na boisko wychodzimy 11 na 11. Jeśli będziemy silni jako jedenastka, to żaden z nas nie będzie odwracał wzroku i każdy będzie pewny siebie.

Ma to również jakieś przełożenie na boisko pod względem fizycznym, na przykład szybkościowym?
Tak, między innymi dlatego się na to zdecydowałem. Bokser bazuje na szybkości nóg i jest to jeden z elementów, dla którego zdecydowałem się na takie treningi. Innymi są wspomniana adrenalina i wykorzystanie pewnych ruchów. Bramkarz musi być dynamiczny i szybki na pierwszych pięciu-dziesięciu metrach. To jest podstawa. Trzeba znać umiar, ale to na szczęście mam już za sobą.

Wiążesz z tym przyszłość na lata po zakończeniu kariery piłkarskiej?
Nie, to jest po prostu sposób na wyładowanie przeze mnie negatywnych emocji.

Nawiążę do sytuacji z brutalnym faulem na Łukaszu Burlidze sprzed kilku lat. Gdy ktoś nie wiedział, że trenujesz sporty walki, to mógł się czegoś domyślić po tym ataku. Czy to był właśnie wybuch adrenaliny?
Nie, ja nawet nie „wjeżdżam z buta”, jak to niektórzy mówią.

To była chyba twoja jedyna czerwona kartka w karierze?
W oficjalnym meczu tak, zdarzyła mi się też kiedyś w sparingu, kiedy stanąłem w obronie kolegi. Ogólnie to był przypadek, gdybym spróbował zagrać tę piłkę głową, to wyglądałoby to zupełnie inaczej. Poszedłem jednak nogą, ponieważ byłem pewny, że dosięgnę tej piłki. Nie udało się. Było minęło, wyciągnąłem z tej sytuacji wnioski.

Nie miało to żadnego związku z moimi dodatkowymi treningami – w tej akcji zaatakowałem nogą, a ja trenuję boks, gdzie nimi się nie atakuje (śmiech). Oczywiście w tamtym czasie bardzo to przeżywałem i pojawiło się dużo negatywnych emocji. Trzeba jednak coś przeżyć, żeby potem móc wyciągnąć wnioski.

Rozmawiałeś z Burligą później o tej sytuacji?
Oczywiście, od razu po akcji. On wstał i grał dalej, nic mu się nie stało, a ja wyciągnąłem z tego wszystkiego wnioski.

Czy myślisz, że ta akcja i ta kartka zaważyły niejako o dalszych losach twojej gry w Zagłębiu? Wtedy, tuż po awansie, byłeś jedynką i kapitanem Zagłębia. Po czerwonej kartce długo czekałeś na kolejną szansę do grania.
Na pewno był to moment zwrotny, który odbił się szerokim echem w Polsce. Dużo to zmieniło, bo po okresie bronienia przez 1,5 roku wypadłem na trzy mecze za zawieszenie i potem trudno było wrócić. Pozycja bramkarza jest specyficzna, sam doskonale wiem, jak długo musiałem walczyć o swoje miejsce. Musiałem starać się mocno, by wrócić między słupki.

Wróciłeś na mecz z Koroną Kielce ponad rok później i nawet zanotowałeś asystę. Jak wspominasz pojedynki z twoim nowym klubem?
Tak, mogło tak być. Kilka meczy przeciwko Koronie zagrałem i bardzo fajnie wspominałem stadion oraz to miejsce. Ludzie tutaj zawsze byli bardzo pozytywnie nastawieni i to też miało wpływ na ten transfer. Kielce to jest bardzo dobry wybór i na pewno nie żałuję tego ruchu.

Wrócę jeszcze na chwilkę do Zagłębia. Cały twój okres w tym klubie to lekka sinusoida, prawda? Na początku często byłeś wypożyczany, jak zacząłeś grać, to po jakimś czasie trafiła się kartka i usiadłeś na ławce. Potem znów na zmianę grałeś i byłeś rezerwowym.
Na pewno czas w tym klubie mnie ukształtował, bo nie było to wszystko dla mnie łatwe. Taki mam charakter, że uprawiam piłkę nożną nie po to, by w klubie być, ale żeby grać i się rozwijać. W ostatnim czasie nie dostawałem wielu zmian i to był moment zwrotny, dlatego dzisiaj jestem w Kielcach. W Zagłębiu bardzo długo czekałem na swoją szansę, mocno na nią pracowałem. A że jej nie dostałem, to trafiłem w końcu do Korony. Mocno mnie ukształtował ten okres i będę chciał swoje doświadczenia przekazać młodszym kolegom i pomóc drużynie.

Wypożyczany byłeś w różne miejsca, a gdzie czułeś się najlepiej?
Trafiałem na fajnych ludzi we wszystkich szatniach. Miałem okazję grać w górach, czyli w Kolejarzu Stróże, nad morzem we Flocie Świnoujście i w centrum w Calisii Kalisz. Trudno powiedzieć, gdzie czułem się najlepiej, jeździłem tam po to żeby grać. Różnie z tym bywało, ale wpłynęło na ukształtowanie mojego charakteru. Dzięki temu mogę teraz z pokorą i chłodną głową przekazać swoje doświadczenia innym zawodnikom.

Sezon zakończony awansem z Zagłębiem do ekstraklasy był dla ciebie najlepszy w dotychczasowej karierze?
Myślę, że tak. Grałem wtedy często, nabierałem doświadczenia i z każdym meczem czułem się coraz mocniejszy, nakręcałem się nimi. To było bardzo budujące. Później zagrałem pół sezonu, kiedy wywalczyliśmy awans do europejskich pucharów, ale właśnie te drugie pół sezonu straciłem przez to, że wypadłem po czerwonej kartce. Miałem jednak swój udział w tym sukcesie i pomogłem drużynie w zdobyciu medalu. To były fajne dwa momenty, które zapamiętam do końca życia. Mam też medale Młodej Ekstraklasy, ale to nie smakuje tak samo, jak ten z seniorskiej ekstraklasy.

Mam nadzieję, że z Koroną również będę walczył o najwyższe cele. Na chłodno podejdziemy do pierwszego spotkania, ale jesteśmy zdeterminowani i chcemy, żeby każdy mecz nas nakręcał pozytywnie. Tak, żeby Korona była jak najwyżej i grała jak najlepiej.

Miałeś żal do trenera Piotra Stokowca, że odstawił cię później od składu?
Ja nigdy nie mam pretensji do trenerów, to są ich decyzje. Oczywiście moja ambicja była urażona, bo chciałem grać jak najwięcej, ale to jest życie. Na bramce może stanąć jeden zawodnik i trener postawił akurat na kogoś innego. Ja jednak nie jestem człowiekiem, który by się odwrócił od zespołu. Mimo tego, że chciałem grać i się zawiodłem, to nie poddałem się tylko walczyłem dalej o to, by być w formie i pokazywać swoją gotowość do gry.

A rozmawiałeś z nim przed transferem do Korony? Nie wiem czy wiesz, ale pochodzi z Kielc, był kiedyś piłkarzem Korony.
Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że pochodzi z Kielc, więc o tym z nim nie rozmawiałem. Kiedy spotykaliśmy się na meczach ligowych, to oczywiście zamienialiśmy kilka słów. Czyli pewnie się spotkamy w Kielcach, kiedy przyjedzie (uśmiech).

Często powtarzasz, że jesteś wojownikiem na boisku i w szatni. A jak jest w życiu prywatnym?
Oczywiście nie pozwolę skrzywdzić mojej rodziny, a szatnie piłkarską traktuję jak moją rodzinę, też nie pozwolę nikogo skrzywdzić. Myślę, że jest to bardzo ważne, bo czasami zawodnik spędza z szatnią tyle samo czasu, co z rodziną, bo dla rodziny nie zawsze ma się tego czasu wystarczająco.

Od początku mojej przygody z piłką tak robiłem i to się nie zmienia. Myślę, że to jest dobre podejście, bo zawodnikiem jest się przez pewien okres w życiu, a człowiekiem jest się zawsze. Myślę, że takie podejście jest słuszne.

Jak duży wpływ na twój charakter miało twoje trudne dzieciństwo? Straciłeś mamę będąc małym chłopcem.
Każdy ma swoje trudne momenty w życiu. Na pewno w jakiś sposób to mnie doprowadziło do tego, że dzisiaj jestem człowiekiem szczęśliwym i takim, który się spełnia. Ja i moja rodzina jesteśmy zdrowi i myślę, że nie ma nic ważniejszego.

Minął już od tamtego czasu jakiś czas, myślę, że dla każdego utrata bliskiej osoby byłaby bardzo trudna. To była wielka tragedia i ogromna trauma. Trzeba sobie jednak zdać sprawę z tego, że takie rzeczy się zdarzają. Sam mam teraz swoje dziecko i tę miłość, której być może kiedyś mi zabrakło, mogę teraz przekazać mojemu dziecku.

Twój tata niejako musiał być dla ciebie obojgiem rodziców. Czy właśnie on jest dla ciebie wzorem do naśladowania?
Oczywiście, że tak. Dla mnie zawsze rodzice i rodzina to były najważniejsze sprawy. Teraz mam swoją rodzinę i jestem szczęśliwym człowiekiem. Robię to co kocham i jestem z tego bardzo zadowolony.

Bardzo trudno było się wtedy ze wszystkim pogodzić, ten kto stracił najbliższą osobą, wie doskonale o czy mówię.

Czy kiedy sam zachorowałeś to pojawił się strach, że również może to nie skończyć się dobrze?
Starałem się w ten sposób na to nie patrzeć. Próbowałem myśleć pozytywnie, od tego się wszystko zaczęło. To nakręciło mnie do tego, że przez to przeszedłem i teraz mogę robić to, co kocham i być szczęśliwym człowiekiem.

Co dało ci najwięcej siły w tamtym czasie?
Bardzo pomogły mi wtedy najbliższe mi osoby – rodzina i szatnia piłkarska. Byli ze mną na dobre i na złe, nikt się ode mnie nie odwrócił. To, że potem mogłem wrócić na boisko i zagrać mecz, to było coś wspaniałego. Mogło być różnie, ale skończyło się pięknie.

No właśnie, co czuje facet, który wraca po ciężkiej chorobie na mecz w Poznaniu i wygrywa tam z Lechem przy tłumie kibiców?
Bardzo długo na to czekałem i poczułem później pewnego rodzaju spełnienie. Wiedziałem wcześniej, że wszystko może się różnice skończyć, a wyszedłem na mecz z Lechem w pierwszym składzie, a samo zwycięstwo smakowało doskonale.

W tym czasie miało również miejsce jedno z ważniejszych wydarzeń w twoim życiu – wziąłeś ślub prawda. Dałeś radę w pełni zaangażować się w to wydarzenie?
Ja zawsze jestem we wszystko bardzo zaangażowany. Nawet kiedy jestem zmęczony, albo w jakiś sposób mi się nie wiedzie, to dobro rodziny jest dla mnie na pierwszym miejscu. I tak było również wtedy.

Myślisz sobie teraz, że nic nie jest w stanie cię zniszczyć, skoro przeszedłeś przez coś takiego?
Różne mogą zdarzyć się wypadki losowe i różne są górki w życiu, ale ja zawsze sobie mówię, że nie można się poddawać i że trzeba być cierpliwym, To mogę też odnieść do rywalizacji o miejsce w bramce. Pewnych rzeczy nie wyprzedzimy, a często się mówi, że czas goi rany. W wielu aspektach życia się to sprawdza i u mnie tak było. Gdy człowiek zda sobie sprawę z pewnych rzeczy i będzie potrafił wyciągnąć odpowiednie wnioski, to z każdej sytuacji może wyjść zdecydowanie silniejszy.

Ostatecznie dokończyłeś tamten sezon w bramce, ale w kolejnym nie byłeś pewną jedynką. Czy to było dla ciebie frustrujące?
Może frustrujące to jest określenie nieco na wyrost, ale na pewno byłem zniesmaczony z tego powodu, że nie broniłem. Czułem się mocny, byłem w formie, ale szansy nie dostałem. To są jednak wybory trenera i czasami jako piłkarze nie mamy na to wpływu. Nigdy jednak nie odwróciłem się od drużyny. Mimo tego, że nie grałem i nie byłem spełniony. Bo po to się pracuje, żeby grać i się rozwijać. Nie dostałem już szansy w Lubinie, ale dostałem ją w Kielcach.

Nie miałeś nigdy problemu z tym, żeby zejść do rezerw i tam zagrać mecz?
Nigdy w życiu. Uważam, że mecz to mecz i warto łapać minuty. Jeśli sztab szkoleniowy decydował o tym, że należy pomóc młodszym kolegom, to to robiłem.

Czy żałujesz, że nie odszedłeś z Zagłębia wcześniej?
Trudno powiedzieć, czy żałuję. Na pewno bardzo mocno pracowałem i ze swojej strony robiłem wszystko, żeby dostać tę szansę. Nie dostałem jej i to mnie skłoniło do decyzji o odejściu. Jestem z tego powodu zadowolony i teraz będę walczył o miejsce w bramce Korony. Moje rękawy są podwinięte i gotowe do akcji.

Piłkarzowi z Oławy trudno było w zespole z Lubina z racji animozji między tymi miastami?
Generalnie Oława jest postrzegana jako fan club Śląska Wrocław. Ja co prawda w niej się wychowałem i zaczynałem trenować, ale mój tata pochodzi z Lubina, więc troszeczkę było łatwiej. Musiałem sobie jednak zasłużyć na szacunek, jak każdy zawodnik. Na uznanie w oczach kibica trzeba sobie zasłużyć postawą na boisku oraz poza nim. Ja chyba sobie zapracowałem na szacunek swoją pracą, jaką wykonywałem przez wiele lat. Myślę, że ludzie dostrzegali, że się staram, jestem zdeterminowany i zaangażowany w to, co robię. Kiedy tylko mogłem, to wyciągałem pomocną dłoń do każdego. Myślę, że z tego powinno się być rozliczanym, a nie z tego skąd się pochodzi.

Zagrałeś pięć meczów w młodzieżowej reprezentacji. Czy uważasz, ze miałeś potencjał na więcej występów z orzełkiem, także w seniorskiej drużynie?
Tych występów jest chyba nawet więcej, ale w internecie faktycznie krąży liczba pięć. Po transferze do Zagłębia zdarzało mi się dostać powołanie i dzięki temu zagrałem kilka meczów z orzełkiem na piersi. To też były jedne z najpiękniejszych dla mnie momentów, bo jestem dumnym Polakiem i patriotą. Nawet gdy jako kibic słyszę hymn, to jestem dumny ze swojego kraju, jego historii i z tego, jaka Polska jest walcząca. Oby to było zawsze. Chciałbym, żeby te wartości, których się trzymam, były z nami zawsze i przez całe życie.

Każdy ma swoją ścieżkę przygody z piłką, bo na karierę, to trzeba sobie zapracować. Ja będąc w Zagłębiu dostawałem powołania do kolejnych roczników reprezentacji, ale na przykład w kadrze do lat 21 nie zagrałem z powodu urazu, którego doznałem na treningu. Później nie dostawałem szans w klubie i to się jakoś wszystko razem złożyło na to, że zagrałem tyle meczów w młodzieżowych reprezentacjach. Trudno, ale to i tak była piękna przygoda. Wspomnienia o zgrupowaniach reprezentacji i o ludziach z którymi tam byłem są bardzo miłe i ze mną zostaną.

Jesteś już w Kielcach od jakiegoś czasu, powiedz jak przebiega twoja aklimatyzacja w zespole?
Od pierwszego dnia czułem się dobrze i miło przywitany przez klub. Zarówno przez pracowników, jak i przez szatnię. Tak było od samego początku i już teraz mogę powiedzieć, że czuję się tutaj, jak w domu.

Przeszedłeś jakiś chrzest w szatni, czy chłopaki ci odpuścili?
Chrzest bojowy jest zawsze na boisku. W szatniach piłkarskich przebywam od lat i wiem, że aby się dobrze wprowadzić, to trzeba sobie na to zasłużyć swoją postawą.

Miałeś już okazję zwiedzić miasto?
Nie ma co ukrywać, że Kielce to dużo większe miasto od Lubina. Jest tutaj wiele miejsc, w których będę mógł pospacerować z rodziną i cieszę się, że tutaj jestem.

Korona, czyli drużyna jaką mamy i zaangażowanie klubu są na najwyższym poziomie, a celem jest powrót klubu tam, gdzie jest jego miejsce.

Sprowadziliście się już całą rodziną do Kielc?
Z racji tego, że mamy małe dziecko to nie jest takie proste i potrzebujemy odrobinę czasu. Stopniowo sobie wszystko poukładamy i wtedy rodzina tutaj zawita.

Po pierwszych treningach i sparingach jak zapatrujesz się na rywalizację z Marcelim Zapytowskim?
Walka o miejsce w składzie jest potrzebna, bo wtedy gdy ktoś ma j pewne, to odrobinę się rozluźnia. Potrzebne są pełna koncentracja i zaangażowanie, nie tylko moje, ale i Marcela. Ja uwielbiam rywalizację i na pewno jej się nie boję. Na treningach będę robił wszystko, by udowodnić swoją wartość i że zasługuję na przysłowiowy numer jeden, który na koszulce już mam (Konradowi Forencowi oficjalnie przydzielono numer jeden w Koronie na nowy sezon – przyp. red.).

A jak wyglądały twoje relacje z bramkarzami Zagłębia, kiedy to z nimi walczyłeś o miejsce w składzie?
Pozycja bramkarza jest bardzo specyficzna. Zawodnik z pola może wskoczyć na inną pozycję niż jego nominalna, tutaj tak się nie da. Jest trzech-czterech gości, którzy rywalizują, trenują i najwięcej czasu spędzają ze sobą. Razem przygotowują się do treningów i rozgrzewają przed meczem. Uważam, że przede wszystkim trzeba się szanować i wspierać, choć wiadomo, że gdy się nie gra, to ambicja jest urażona. Wtedy tylko można coś dobrego wyciągnąć. Ja jestem daleki od tego, by robić komuś na przekór.

Czego mogą się po tobie spodziewać kibice Korony?
Zaczyna się zawsze od zaangażowania i oddawania serducha za klub i za barwy. Umiejętności piłkarskie też są bardzo istotne, ale zaangażowanie jest najważniejsze. Czasami może zabraknąć sił, albo umiejętności, ale serca do gry nie może zabraknąć nigdy. My też, gdy rozmawiamy ze sobą, to mówimy, że chcemy udowodnić, iż Korona jest mocna, że ma mocnych gości potrafiących przenosić góry. Zrobimy wszystko, żeby przez jedność, monolit zrobić jak najlepszy wynik w tym sezonie.

Awans jest dla was kwestią rodzaju „być albo nie być”?
Musimy do tego podejść do tego z pewnością siebie, ale i z pokorą. Trzeba znaleźć balans i dobrze odnaleźć się w lidze. Ambicje i oczekiwania są ogromne, zdajemy sobie z tego sprawę i musimy sobie to wszystko poukładać. Tak, by na koniec sezonu cel był osiągnięty.

Doświadczenie nabyte przez awans do ekstraklasy z Zagłębiem może ci teraz pomóc? Tam oczekiwania też zapewne były duże.
Myślę, że to może teraz zaprocentować. Wówczas nie było innej opcji, niż awans. Mieliśmy bardzo mocną piłkarsko szatnie i dobrze poukładaną pod względem charakteru. Były spięcia i były porażki, ale to jest normalne, to jest sport.

Gdy znajdzie się odpowiedni balans między pewnością siebie, a pokorą, to można zrobić wiele. My w Zagłębiu po pierwszej rundzie byliśmy na trzecim miejscu, ale dzięki nabytemu doświadczeniu byliśmy wiosną najlepsi. W Kielcach jest wielu zawodników z dużym doświadczeniem, którzy wiele w życiu widzieli, wiele meczów rozegrali. Myślę, że to wszystko w połączeniu rutyny z młodością, może przynieść fajny efekt w postaci zrealizowania celu. I mam nadzieję, że to się spełni.

Rozmawiał Damian Wiśniewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie