Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Giniemy tylko we troje"

Przemysław CHECHELSKI
Roman Socha o dokładnych wydarzeniach sprzed 60 lat dowiedział się od człowieka, któremu udało się uciec z rąk hitlerowskich. Gdyby nie chora noga, być może sam by wtedy zginął.
Roman Socha o dokładnych wydarzeniach sprzed 60 lat dowiedział się od człowieka, któremu udało się uciec z rąk hitlerowskich. Gdyby nie chora noga, być może sam by wtedy zginął. Przemysław Chechelski
Po wojnie dokonano ekshumacji zwłok pomordowanych i urzą-dzono pogrzeb w Nawarzycach.
Po wojnie dokonano ekshumacji zwłok pomordowanych i urzą-dzono pogrzeb w Nawarzycach. Przemysław Chechelski

Po wojnie dokonano ekshumacji zwłok pomordowanych i urzą-dzono pogrzeb w Nawarzycach.
(fot. Przemysław Chechelski)

Wincenty Stawiarz miał 27 lat, Józefa Janus - 22, obydwaj zginęli śmiercią męczeńską z rąk hitlerowskich. Wykazali się niezwykłym bohaterstwem, ocalając życie dziesiątkom swoich przyjaciół - żołnierzy. Nie piszą o nich podręczniki, a pamięć zanika wraz z ludźmi z tamtych lat. W przyszłym tygodniu mija 60 rocznica ich śmierci. Wydarzenia te pamięta Roman Socha, były żołnierz Batalionów Chłopskich.

Na grobie pomordowanych stoi tablica pamiątkowa.
Na grobie pomordowanych stoi tablica pamiątkowa. Przemysław Chechelski

Na grobie pomordowanych stoi tablica pamiątkowa.
(fot. Przemysław Chechelski)

Jedziemy z Romanem Sochą na cmentarz do Nawarzyc. To tam spoczywa dwójka bohaterów. Na grobie stoi tablica pamiątkowa z nieczytelnym już niemal napisem "Ofiarom hitlerowskiej zbrodni, żołnierzom Batalionów Chłopskich Wincentemu Stawiarzowi lat 27, Józefie Janus lat 22, którzy zginęli bohaterską śmiercią podczas akcji, 6 sierpnia 1944 roku". Ich bohaterstwo stało się legendą dla żołnierzy powiatu jędrzejowskiego. Coraz mniej ludzi jednak o nich pamięta.

- Czy wiesz, że tu leżą żołnierze? Uczą was o tym w szkole? - pyta pan Roman dziewczynki przechodzącej obok grobu. Ta wzrusza tylko ramionami.

Miał to być on

- To był rok 1944. Front wschodni wkraczał na ziemie polskie, ale Niemcy byli jeszcze groźni i kąsali - wspomina pan Roman. - Na początku sierpnia sierżant Stanisław Jastrzębski, pseudonim "Pająk", dowódca naszej placówki Batalionów Chłopskich w Lubczy, spotkał mnie i oświadczył, że grupa naszych kolegów uda się w teren, by zbierać pieniądze na potrzeby podziemia. "Ty również w tej akcji weźmiesz udział" - powiedział do mnie. Później dopiero okazało się, że otarłem się o męczeńską śmierć - wspomina. - Wówczas jednak poczułem się dumny i mocniej zabiło mi serce. Było to dla mnie wyróżnienie. W tamtych latach udział w podobnych akcjach, nie tylko bojowych był nagrodą. Dowódca zobaczył jednak, że mam chorą, zabandażowaną nogę, byłem bez buta i zrezygnował z mojego udziału. Za mnie wyznaczono kogoś innego - dodaje Roman Socha.

Wpadli pechowo, nikogo nie wydali

6 sierpnia o godzinie 9 rano z Lubczy do Nagłowic udała się trójka żołnierzy. Dla podkreślenia, że ruch oporu żyje, ubrani byli w polskie mundury. Nie mieli broni. - Byli pewni, że nie zagraża im żadne niebezpieczeństwo. W sąsiednim powiecie pińczowskim istniała przecież "Republika Pińczowska", dlatego widok polskiego munduru nie należał do rzadkości - tłumaczy Roman Socha.

W gronie wyróżnionych znaleźli się właśnie Józefa Janus z Sosnowca, która często mieszkała u krewnych w Lubczy, Wincenty Stawiarz z Woli Lubeckiej oraz Marian Grzegoczan, również z Sosnowca, który ukrywał się w okolicach Lubczy przed Niemcami.

Daleko jednak nie zajechali. Mieli pecha. Tuż za majątkiem ziemskim Lubcza, natknęli się na jadący z przeciwka samochód z żandarmerią. Nie mieli szans ucieczki, zostali aresztowani i przewiezieni do Jędrzejowa, a tu poddani torturom.

- Niemcy za wszelką cenę chcieli, by wydali pozostałych partyzantów, ale nie mogli wydobyć ze schwytanych żadnych zeznań. Zginęłoby wówczas wielu ludzi. W czasie tortur Józia w chwilach przytomności powtarzała swym kolegom "giniemy tylko w trójkę". Wypowiadała często słowo "mamo". Bita często traciła przytomność. Wysiłki żandarmów nie odniosły jednak żadnego skutku. Przewieźli więc więźniów do Klemencic, gdzie niedawno partyzanci próbowali zniszczyć most. Tu wszyscy mieli zostać rozstrzelani. W czasie, gdy Niemcy przenosili nieprzytomna Józię z samochodu na częściowo spalony przez partyzantów most, Marian Grzegoczan błyskawicznie skoczył w pobliskie zarośla. Zaskoczeni takim obrotem sprawy Niemcy zaczęli na oślep do niego strzelać. Dwukrotnie postrzelili go w ramię, ale udało mu się jednak uciec. Józię i Wincentego dobili strzałami w głowę. Byliśmy wstrząśnięci tą wiadomością. Obawialiśmy się również, czy wytrzymali tortury i nie wydali członków podziemia - wspomina pan Roman.

Pamięć nie zaginie

Wszyscy odetchnęli po paru dniach, kiedy to do ojca pana Romana zgłosił się postrzelony Marian. Opowiedział o wszystkim. U rodziny Sochów otrzymał pomoc.

- W zabudowaniach rodzinnych i pobliskim lesie udzielaliśmy pomocy poszukiwanym Polakom. Do kryjówki w lesie Marianowi zanosiłem jedzenie. Z wielką uwagą słuchałem jego opowieści o tych wydarzeniach, o Józi i jej bohaterstwie. Dzięki tej młodej dziewczynie cała trójka dotrzymała przysięgi i nikogo nie wydali - pan Roman nie ukrywa wzruszenia.

Tuż po wojnie dokonano ekshumacji zwłok zamordowanych i zorganizowano uroczysty pogrzeb na cmentarzu w Nawarzycach. Uczestniczyła w nim cała rzesza miejscowej ludności. W latach siedemdziesiątych wybudowano nagrobek ku czci ich pamięci.

- Chciałbym, by z okazji 60 rocznicy tych wydarzeń, ludzie mogli o nich usłyszeć. Wielu nie wie, kto pochowany jest w tym grobie, jak ci ludzie zginęli. A pamięć o nich nie może zaginąć. Będzie przechodzić z pokolenia na pokolenia - mówi Roman Socha, zapalając znicze na mogile.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie