Powiat włoszczowski należy do czołówki pod względem produkcji trzody chlewnej w regionie. Wedle danych Świętokrzyskiego Oddziału Regionalnego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa liczba stad wynosi 413, a sztuk - 20 597. -W ostatnim czasie z utrzymywania trzody zrezygnowały mniejsze gospodarstwa. Podczas kontroli związanych z bioasekuracją zanotowaliśmy takich jedenaście - przekazuje Paulina Wiewióra, powiatowy lekarz weterynarii .
Mniejsze gospodarstwa wycofały ze względu na koszty bioasekuracji, zaś te duże stoją w obliczu potężnego załamania na rynku wieprzowiny, a nawet bankructwa. Rolnicy zwracają uwagę na dwa najważniejsze problemy - afrykański pomór świń oraz import prosiąt i mięsa.
APEL O DOPŁATY DO STADA
- Problemem jest brak stada podstawowego trzody chlewnej w gospodarstwach, które zabezpieczyłoby rolników przed zalewem importowanych prosiąt i warchlaków. Zagraniczne firmy wkraczają na nasz rynek i dyktują nam warunki. Ratunkiem dla nas byłoby wsparcie w utrzymaniu stada podstawowego to znaczy loch, nie tylko na sprzedaż prosiąt, ale również na produkcję w cyklu zamkniętym. Tym sposobem stalibyśmy się mniej zależni od zagranicznych hodowców - apeluje w liście do ministra rolnictwa Edward Zając z miejscowości Kolonia Łapczyna Wola w gminie Kluczewsko, jego stado liczy 300 tuczników i 30 loch. - Dziś dotowane jest utrzymanie stada krów, owiec, a nawet kóz. Trzoda chlewna pozostawiona jest na łaskę i niełaskę rynku - zaznacza.
Wielkim kłopotem jest nie tylko pozyskanie prosiąt, ale i sprzedaż odchowanych świń. Rolnicy czekają na terminy sprzedaży, są one odwlekane nawet o kilka tygodni. Jeśli już się uda sprzedać, to po bardzo niskich cenach - nawet 3,60 za kilogram. - Takie stawki to rozpacz. Produkować się nie opłaca. Ja mam szczęście, bo mam uczciwego odbiorcę, ale nie każdy ma takie możliwości. Ludzie tracą majątek na czekaniu na termin skupu - zaznacza Edward Zając.
Zdzisław Wójcik, rolnik z Przybyszowa w gminie Moskorzew i członek zarządu Świętokrzyskiej Izby Rolniczej zaznacza, że te stawki są o minimum 1,50 złotego za niskie. Zwraca uwagę, że rynek polski jest zalewany przez mięso importowane, stąd problem ze sprzedażą. - Produkcja polska stanowi 50, 60 procent rynku - wyjaśnia. - Jeśli nie będzie interwencji ze strony rządu, my nie będziemy mieli po co produkować. My dbamy o chów, dostarczamy znakomitej jakości mięso. Dlatego apelujemy do rządu o reakcję na zbyt duży import - mówi działacz izby rolniczej. - Wystąpiliśmy już kilkakrotnie o dopłaty do stada podstawowego. Łatwo policzyć, że przy takiej liczbie gospodarstw w kraju, pomoc kosztowałaby 150 - 200 milionów w skali roku. To nie jest dużo, a pozwoliłoby na zachowanie rodzimej produkcji i zahamowanie nieuczciwego importu i cen. Rolnicy duńscy, niemieccy mają inny system dopłat niż my i dziś nie jesteśmy wstanie z nimi konkurować. Bez takich dopłat, bez pomocy, sprawa skończy się klęską dla rodzimych hodowców trzody - podkreśla.
ASF STRASZY
Zdzisław Wójcik dodaje, że potrzebne są też wzmożone działania w związku z wirusem ASF. -Rolnik jest tu najmniej winny. Nie wiemy, co przynosimy w paszy z pola, czy kupionej. Konieczny jest większy odstrzał dzików - wyjaśnia.
Dzik, u którego wykryto wirusa został potrącony przez auto w końcu października tuż przy wschodniej granicy Świętokrzyskiego, strefę ochronną wprowadzono w pięciu gminach powiatów sandomierskiego i opatowskiego. - My robimy wszystko, by wirus do nas nie dotarł, dostosowaliśmy się do wymogów zabezpieczenia gospodarstw przed ASF, jakie narzucili na nas ministerstwo rolnictwa i weterynaria. I uważam, że w roznoszeniu choroby najmniejsza wina jest rolnika. Głównym wektorem jest dzik, nie jesteśmy wstanie sprawdzić, czy pasza, którą zwozimy z pola jest wolna od wirusa, nie wiemy jak jest z paszą, którą kupujemy. A przecież musimy zwierzętom podawać żywność - tłumaczy Zdzisław Wójcik apelując o zwiększony odstrzał dzików, większą ochronę ze strony rządu, badanie pasz.
Jarosław Mikołajczyk, łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Kielcach przekazuje, że myśliwi postępują zgodnie z nałożonymi wytycznymi. Od kwietnia do grudnia odstrzelono 2394 sztuk dzików w całym okręgu, do którego zalicza się powiat. Do końca marca mają doprowadzić do stanu 1 dzik na tysiąc hektarów. Jak nam przekazał Robert Bąk, łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Tarnobrzegu, któremu podlegają tereny objęte strefą ochronną - powiaty opatowski i sandomierski, od momentu wykrycia wirusa u dzika, myśliwi spotęgowali działania na tym terenie. W listopadzie odstrzelili to 102 sztuki. A od początku sezony, czyli od 1 kwietnia pozyskali 366 sztuk na terenie opatowskiego i 183 - sandomierskiego.
POLECAMY RÓWNIEŻ:
ZOBACZ TAKŻE: FLESZ. SKLEPY WYCOFUJĄ SIĘ ZE SPRZEDAŻY ŻYWYCH KARPI
Źródło:vivi24
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?