Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iga Świątek: Trochę potrwało, zanim odważyłam się powiedzieć „cześć” Serenie Williams

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Iga Świątek
Iga Świątek Sylwia Dąbrowa
Iga Świątek dopiero co wróciła z Mistrzostw WTA, a już za chwilę zaczyna przygotowania do nowego sezonu. - Pierwszy raz doświadczyłam tego, jak mało ma się czasu na odpoczynek - przyznaje najlepsza polska tenisistka.

- Dla mnie to pierwszy pełny sezon w zawodowym tourze i cieszę się, że moje ciało to wytrzymało - mówi Świątek. - To zasługa Maćka Ryszczuka (fizjoterapeuta i trener od przygotowania motorycznego - red.), że wytrzymało, co przy takich obciążeniach było osiągnięciem - podkreśla tenisistka, która przygotowaniom do nowego sezonu podporządkowała nawet sposób, w jaki spędziła krótkie wakacje. A konkretnie wybór miejsca, w którym je spędziła.

Rywalki, również te z którymi mierzyła się w Guadalajarze, chętnie chwaliły się w social mediach zdjęciami z egzotycznych krajów. Polka przeciwnie, pozostała w Europie. - Owszem, ciągnęło mnie na Malediwy, ale byłam już zmęczona podróżami i nie chciałam mieć „jet laga” po zmianie stref czasowych akurat w chwili, gdy będę już gotowa na treningi z pełnym obciążeniem - tłumaczy. - Kilka dni temu zaczęłam trenować, w sumie nie miałam rakiety w ręku przez 12 dni. Niezbyt długo, ale dopiero pierwszy raz skończyłam pełen sezon w tourze i pierwszy raz doświadczam tego, jak mało ma się czasu na odpoczynek.

W 2021 roku Świątek nie zdołała co prawda wywalczyć kolejnego wielkoszlemowego tytułu. Rozczarowaniem (porażka w drugiej rundzie singla i pierwszej miksta) zakończył się dla niej również występ na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Pomijając jednak te dwa wydarzenia był on dla niej ze wszech miar udany. Wygrała dwa turnieje WTA, w tym prestiżowy Masters 1000 w Rzymie, gdzie rozgromiła w dodatku w finale 6:0, 6:0 Czeszkę Karolinę Pliskovą.

Polka była również jedyną zawodniczką, która w każdym z tegorocznych Wielkich Szlemów docierała przynajmniej do czwartej rundy. Jej bilans w tym sezonie to 36 zwycięstw i 15 porażek, za co została doceniona przez WTA nominacją do nagrody zawodniczki sezonu. Zakończyła go jako dziewiąta rakieta świata, a przez chwilę była nawet czwarta.

Świątek o dziwo - pytana o to, które zwycięstwo w sezonie sprawiło jej największą radość nie wymieniła wcale Rzymu, ani Adelajdy (tam wygrała pierwszy turniej), tylko deblowy mecz w 1/8 finału Roland Garros. Polka i Amerykanka Bethanie Mattek-Sands przegrywały już w decydującym secie 1:5 z z rozstawionymi z jedynką Tajwanką Su-Wei Hsieh i Belgijką Elise Mertens, ale po niesamowitym pościgu zdołały przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, wygrywając 7:5 i całe spotkanie 2:1 (5:7, 6:4, 7:5). Ostatecznie dotarły w Paryżu aż do finału.

- Najczęściej pytają mnie który mecz był najtrudniejszy. Rzadziej o to, który mecz sprawił mi najwięcej radości. W tamtym sprawdziły się deblowe zasady, bo się nawzajem uzupełniałyśmy. Ja miałam w nim momenty, gdy ciągnęłam naszą grę, ale przy 1:5 miałam chwilę zwątpienia. Za to Bethanie zaczęła wtedy grać fantastycznie. Mecze w deblu rzadko trwają trzy godziny i w końcówce ludzie z innych kortów przyszli nas oglądać. Atmosfera na trybunach była niesamowita - przyznaje Świątek.

Dodaje, że coraz pewniej czuje się w otoczeniu starszych i wciąż bardziej utytułowanych rywalek. O tym co dzieje się w damskiej szatni cyklu WTA od dawna krążą legendy, a kibice wymieniają się nazwiskami tenisistek, które traktują koleżanki po fachu niemal jak śmiertelnych wrogów. W najlepszym razie z lodowatą obojętnością. - Nie wiem jaka atmosfera była pięć, czy dziesięć lat temu. Mogę się wypowiadać o tym co dzieje się w ostatnim czasie i według mnie jest bardzo przyjaźnie. Też słyszałam różne historie i myślę, że dużo zmieniło się na lepsze. Również dlatego, że pojawiło się wiele młodych i otwartych na ludzi tenisistek - uważa.

- Faktycznie są dziewczyny, które trzymają się z boku, wokół takiej Sereny Williams stale jest otoczka wielkiej gwiazdy, choć akurat nie ona ją tworzy. Bardziej ludzie z jej teamu. Rozumiem to, bo ona jest najlepszą tenisistką naszych czasów i faktycznie trochę potrwało, zanim odważyłam się powiedzieć jej "cześć". Okazało się jednak, że przemiłą osobą - podkreśla Świątek. - A tak na codzień najlepsze relacje mam z Paulą Badosą, Marią Sakkari i Kają Juvan. Któraś zawsze jest w pobliżu i zawsze jest z kim porozmawiać - dodaje.

Zaraz po świętach (dokładnie 26 grudnia) Świątek wylatuje ze swoim teamem do Australii. Boże Narodzenie spędzi w rodzinnym domu, a pytana o wymarzony prezent wspomina o… pierogach. - Jedzenie nie leży pod choinką, ale pierogi mojego taty mogę zjeść tylko raz w roku. A z takich materialnych rzeczy to nie wiem, nie jestem osobą, która musi mieć ich dużo. Na pewno ucieszą mnie płyty winylowe, bo mam gramofon i lubię słuchać muzyki - przyznaje tenisistka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Iga Świątek: Trochę potrwało, zanim odważyłam się powiedzieć „cześć” Serenie Williams - Sportowy24

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie