Ja cię nie mogę - nawet prezesa nagrali! Czy "Taśmy Kaczyńskiego" położą PiS?

Nagranie miało być bombą, która zmiecie Prawych i Sprawiedliwych z politycznej sceny. Co z tego wyszło? Zdania są oczywiście podzielone. Opozycja twierdzi, że maska prezesa - ascety żyjącego jedynie sprawami Polek i Polaków opadła i ukazał się cyniczny rekin biznesu, chcący wybudować bliźniacze wieżowce (nietrudno zgadnąć, jak by się nazywały). Politycy PiS - przeciwnie. Podkreślają, że Jarosław Kaczyński to człowiek z gruntu uczciwy, na wszystko chce mieć faktury a spór o pieniądze pragnie rozstrzygnąć w sądzie. No i jest dżentelmenem, bo po wszystkich wcześniejszych „taśmach prawdy”, kipiących od wyrazów na „k” i „ch”, wypowiadanych przez miłośników ośmiorniczek, księdza z TVN-u, a nawet premiera Morawieckiego, najgorszym bluzgiem w ustach prezesa było „ja cię nie mogę” na widok dziurawych spodni tłumaczki. Swoją drogą ciekawe, że choć sam jest modowym abnegatem, wykazał się wrażliwością na modę. Tak czy inaczej, nagranie gwoździem do trumny PiS raczej nie będzie.

Sprawa kredytu z państwowego banku dla spółki związanej z rządzącą partią jest zbyt skomplikowana dla zwykłego wyborcy. Jakby Kaczyński objadał się kawiorem i klął jak szewc - to co innego! Nauka dla nas wszystkich płynie z tej „afery” taka, że trzeba być czujnym. Nie wiadomo kto, ani kiedy nas nagra i jak to wykorzysta. Jak się uchronić? Warto trzymać język za zębami. I naśladować mądrzejszych. Kiedy po wojnie do Polski wrócił Melchior Wańkowicz i zorientował się, że jego mieszkanie - gdzie mocno imprezowano, jest na podsłuchu, po każdej antysocjalistycznej wypowiedzi któregoś z gości głośno stwierdzał - Proszę zauważyć, że to nie ja powiedziałem, panie pułkowniku!