Kapitan Krzysztof Baranowski przypłynął z jedną z młodzieżowych ekip z Polski do Brukseli. Adam spotkał go w Brukseli.
(fot. archiwum prywatne)
Adam Rymarczuk, uczeń II Liceum Ogólnokształcącego w Starachowicach przepłynął jachtem z Brukseli do Polski. Wziął udział w akcji pod patronatem Jolanty Kwaśniewskiej "Płyniemy do Europy". W Brukseli był świadkiem odebrania symbolicznych "Kluczy do Europy", potem były wachty, ster, cumowanie w portach. - Jeszcze wiosną przeżyłem najpiękniejsze wakacje mojego życia - mówi licealista.
- Każda fala zrzuca z kursu o kilka stopni. Trzeba było bardzo uważać na wielkie tankowce i kontenerowce - mówi Adam.
(fot. archiwum prywatne)
Adam Rymarczuk ma 18 lat, jest uczniem klasy matematyczno-fizycznej, dobrze radzi sobie w szkole. Jego pasją jest piłka nożna, gra w drużynie starszych juniorów Klubu Sportowego Star Starachowice. W kwietniu do działającego w "dwójce" Klubu Europejskiego przyszła wiadomość o planowanej podróży jachtem do Brukseli. Adam wypełnił test wiedzy o Unii Europejskiej, wysłano jego zgłoszenie i znalazł się w gronie 30 licealistów z całej Polski, którzy wzięli udział w wyprawie "Płyniemy do Europy".
Klucze do Europy
Akcję "Płyniemy do Europy" zorganizowali członkowie Szkolnego Klubu Żeglarskiego "Pagaj" z Mińska Mazowieckiego. Patronat nad przedsięwzięciem objęła Jolanta Kwaśniewska. W tym roku akcję zorganizowano po raz drugi. W roku ubiegłym trzy żaglowce: "Fryderyk Chopin", "Pogoria" i "Lady B." odbywały rejsy dla młodzieży, której nie stać na takie spędzenie wakacji. W roku 2004 na morze wypłynęły kolejne jachty z młodzieżą na pokładzie. Rejs był bezpłatny. Celem akcji, jak piszą organizatorzy było bezpośrednie zetknięcie się z życiem codziennym naszych sąsiadów.
Akcja rozpoczęła się 1 maja. Dwa jachty z młodzieżową załogą popłynęły z Polski do Brukseli. Tam w Brukselskim Królewskim Jachtklubie 12 maja odbyła się uroczystość symbolicznego przekazania "Kluczy do Europy".
Adam Rymarczyk 12 maja wraz z kilkunastoosobową grupą licealistów z całej Polski przyjechał do Brukseli. Ta załoga miała "zamienić" zespół, który 1 maja wypłynął w rejs po "Klucze do Europy". Dwoma jachtami "Lady B" i "Dziwną" mieli po 12 dniach żeglowania zawinąć do portu w Szczecinie.
- Do Brukseli pojechaliśmy autokarem - opowiada Adam. - Od razu zainstalowano nas na jachcie. Tego samego dnia Brukselskim Królewskim Yacht Clubie odbyła się uroczystość przekazania symbolicznych "Kluczy do Europy" polskiej młodzieży z rąk Jolanty Kwaśniewskiej i Danuty Hubner. W tej uroczystości brały udział wszystkie załogi. Był między innymi kapitan Krzysztof Baranowski, który przypłynął z jedną z młodzieżowych ekip z Polski do Brukseli.
"Lady B."
Aby wziąć udział w projekcie "Płyniemy do Europy" nie trzeba było mieć doświadczenia na morzu, wystarczała karta pływacka lub oświadczenie nauczyciela wychowania fizycznego o umiejętności pływania oraz dobry stan zdrowia i paszport. Należało z sobą zabrać sztormiak, kalosze, kilka kompletów ciepłej odzieży, śpiwór.
- Jachty uczestniczące w rejsie są samowystarczalne - zaprowiantowane i zaopatrzone we wszystkie niezbędne pomoce nawigacyjne - opowiada Adam.
Po wejściu na pokład młodzież zapoznawała się z jachtem, przeszła krótki instruktaż.
- Dla większości z nas jacht był zupełną nowością. Początkowo wszystko wyglądało strasznie, tysiące linek, każda ma swoją nazwę - mówi Adam. - Na naszym jachcie było 13 osób: kapitan, dwójka oficerów, dziewięcioro licealistów i dziennikarz. Byliśmy podzieleni na trzyosobowe grupy. W tych ekipach mieliśmy czterogodzinne wachty na pokładzie lub 24-godzinną, kambuzową czyli w kuchni. Najgorsze są wachty kambuzowe. Sami gotujemy, sami zmywamy, co na łódce nie jest wcale proste.
Z Brukseli załoga wypłynęła 13 maja około południa. Jak opowiada Adam wszyscy obawiali się choroby morskiej. Były nawet zakłady, kto pierwszy się rozchoruje. Zachorowały dwie osoby.
Cały dzień i noc płynęli kanałem Brukselskim.
- Już pierwszej nocy dostałem tak zwaną psią wachtę, czyli od 4 do 8 rano - opowiada Adam. - Tej nocy mało spaliśmy, ponieważ na kanale jest wiele śluz. Przed każdą z nich byliśmy budzeni. Ja miałem za zadanie cumowanie i potem odcumowywanie jachtu. Ciężka praca. Zdarzało się, że grube liny do krwi raniły mi ręce. W okrętowaniu brała udział cała załoga.
Następnego dnia załoga wypłynęła na pełne morze.
- W nocy staliśmy za sterem, właściwie sami prowadziliśmy łódź - mówi Adam. - Każda fala zrzuca z kursu o kilka stopni. Trzeba było bardzo uważać na wielkie tankowce i kontenerowce. Mogą być niebezpieczne dla małych jachtów. Trzeba trzymać się wyznaczonych tras wodnych.
Na jachcie jak opowiada Adam panuje ogromna wilgoć. Jest ciasno. Kąpać można się tylko w portach. Pogoda dopisała, w dzień świeciło słońce, za to w nocy wiał mocny wiatr. Wtedy żeglarze ubierali się we wszystko, co z sobą zabrali: czapki, rękawiczki, zimowe kurtki.
- Przekonałem się, że żeglowanie po morzu uczy samodzielności, hartu ducha - mówi Adam.
Płyniemy do Polski
W drodze do Szczecina załoga "Lady B." odwiedziła kilka portów.
- Nocowaliśmy w portach. Pierwszy to Knokke - mówi Adam. - Zostaliśmy tam, żeby zobaczyć Brugię. Jest to jedno z najstarszych w Europie, doskonale zachowanych miast średniowiecznych. Potem popłynęliśmy w stronę Amsterdamu.
W Amsterdamie załoga miała cały dzień wolnego. Tam zwiedzili piękny stary rynek, "zgubili się" w dzielnicy czerwonych latarń, spotkali mieszkających tam na stałe Polaków.
W porcie Sassnitz, najdroższym "po drodze", mieli okazję obejrzeć piękne kredowe klify. W polskiej Trzebieży, nad Zalewem Szczecińskim uczestniczyli w prawdziwej żeglarskiej zabawie, z szantami i rumem. Potem ze Szczecina cała grupa wróciła do domów. Z niezapomnianego rejsu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?