Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Kargul z Pawlakiem

Rafał BANASZEK <a href="mailto:[email protected]" target="_blank" class=menu>[email protected]</a>
"Śliwa" pod lewym okiem - tyle zostało na twarzy Andrzejowi Łazarkowi z Czaryża po bijatyce z radnym powiatowym Janem Oraczem.
"Śliwa" pod lewym okiem - tyle zostało na twarzy Andrzejowi Łazarkowi z Czaryża po bijatyce z radnym powiatowym Janem Oraczem. R. Banaszek
We dwóch chcieli mnie bić, ale dobrze, że miałem psy, które mnie obroniły. Od tego drugiego i tak dostałem dwa kopy - opowiada o bójce z mieszkańcami
We dwóch chcieli mnie bić, ale dobrze, że miałem psy, które mnie obroniły. Od tego drugiego i tak dostałem dwa kopy - opowiada o bójce z mieszkańcami Czaryża Jan Oracz, radny powiatu włoszczowskiego. R. Banaszek

We dwóch chcieli mnie bić, ale dobrze, że miałem psy, które mnie obroniły. Od tego drugiego i tak dostałem dwa kopy - opowiada o bójce z mieszkańcami Czaryża Jan Oracz, radny powiatu włoszczowskiego.
(fot. R. Banaszek)

Jan Oracz, radny powiatu włoszczowskiego, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Czaryżu, podczas bójki tak mocno poturbował swojego krajana, że ten dostał dwa tygodnie zwolnienia lekarskiego. Poszkodowany ma między innymi podbite oko, boli go głowa i serce. - Nie wiedziałem, że Oracz ma taki wściekły temperament! - opowiada z niedowierzaniem świadek bijatyki. Ludziom ze wsi nie podoba się postawa radnego.

Ci ludzie z Czaryża twierdzą, że radny powiatowy z ich wsi to agresywny człowiek. Od lewej: Janina Łazarek, Zdzisław Siedlecki i Andrzej Łazarek.
Ci ludzie z Czaryża twierdzą, że radny powiatowy z ich wsi to agresywny człowiek. Od lewej: Janina Łazarek, Zdzisław Siedlecki i Andrzej Łazarek. R. Banaszek

Ci ludzie z Czaryża twierdzą, że radny powiatowy z ich wsi to agresywny człowiek. Od lewej: Janina Łazarek, Zdzisław Siedlecki i Andrzej Łazarek.
(fot. R. Banaszek)

Dwóch na radnego?

Bójka z udziałem radnego Jana Oracza miała miejsce w ubiegły czwartek. 38-letni Andrzej Łazarek, rolnik z Czaryża, pojechał ciągnikiem na łąkę, żeby przyholować z niej zepsuty traktor mieszkańca tej samej wsi. Traktorzyści jechali polną drogą, gdy akurat stado krów gonił tamtędy radny Jan Oracz. Krowy weszły na łąkę Andrzeja Łazarka. A ponieważ Oracz z Łazarkiem "lubią się" jak Kargul z Pawlakiem, szybko doszło między nimi do kłótni i ostrej wymiany słów.

- Ruszysz się ty... jeden, czy nie? Nie będziesz gonił krów przez moją łąkę! - zwrócił się do radnego Oracza Andrzej Łazarek. - Na to on mi mówi, że będzie ganiał, którędy będzie chciał - dodaje rolnik. I wtedy się zaczęło. Jan Oracz opowiada, że Andrzej Łazarek wyzwał go od najgorszych i że takich jak on, to może zabić kilku. - Wyszedł do mnie z ciągnika z młotkiem i chciał uderzyć. Niewiele myśląc, kopnąłem go w nogę pod kolano, aż się przewrócił - relacjonuje przebieg bójki radny powiatowy.

- We dwóch chcieli mnie bić, ale dobrze, że miałem psy, które mnie obroniły. Od tego drugiego i tak dostałem dwa kopy - twierdzi Jan Oracz. Tym drugim był Zdzisław Siedlecki, rolnik z Czaryża. - Ja się nie spodziewałem, że dojdzie do rękoczynu, że Oracz ma tak wściekły temperament. Dosyć, że Oracz był wściekły, to i jego psy były takie same. Zacząłem łagodzić tę bijatykę - podkreśla świadek bójki.

Nie wiadomo, kto zawinił

Andrzej Łazarek mówi, że kilkakrotnie dostał pięścią w twarz od radnego. Zaraz pod lewym okiem wyskoczyła mu "śliwa", później zaczęła go boleć głowa, ząb i okolice serca. - Ja się do bicia nie nadaję, nigdy po zabawach się nie biłem - przyznaje się poszkodowany rolnik. - Jestem po leczeniu. Po tej bójce mój system nerwowy został nadwerężony, boli mnie głowa - żali się, pokazując dowód z wizyty w Poradni Chirurgicznej włoszczowskiego szpitala, gdzie dostał dwa tygodnie zwolnienia lekarskiego.

Po bójce wezwano na miejsce policję, która do dziś ma problemy z ustaleniem winowajcy. - Jeden mówi na drugiego, że go sprowokował i odwrotnie - przyznaje Wiesław Popczyk, kierownik Posterunku Policji w Seceminie. - Na razie poszkodowany nie złożył na radnego zawiadomienia na policji. Cały czas może to zrobić. Jeśli jego obrażenia są kwalifikowane jako te poniżej siedmiu dni, to postępowanie prowadzone jest z oskarżenia prywatnego, czym policja się nie zajmuje. Jeśli są powyżej siedmiu dni - postępowanie prowadzone jest z urzędu - informuje kierownik posterunku w Seceminie.

Jak Kargul z Pawlakiem

Łazarowie i Oraczowie - z tego, co udało nam się dowiedzieć, skłóceni są od dawna. Ponoć poszło o ziemię. 56-letni Jan Oracz jest na emeryturze. Ma mandat radnego powiatu włoszczowskiego, jest kierowcą i prezesem miejscowej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. Jest właścicielem domu o powierzchni 300 metrów kwadratowych. Radny posiada na własność gospodarstwo ogólnotowarowe zabudowane oborą i budynkami gospodarczymi o powierzchni ponad 14 hektarów. Wycenia je na 100 tysięcy złotych. Jest właścicielem dwóch ciągników, kombajnu zbożowego oraz samochodu dostawczego marki mercedes 307 z 1989 roku.

O wiele skromniej żyje się mieszkającemu nieopodal Andrzejowi Łazarkowi. Mieszka u rodziców na gospodarstwie. Ma wykształcenie średnie budowlane. Jak mówi, konflikt z radnym Oraczem zaczął się kilka lat temu. Historia Łazarka i Oracza przypomina losy filmowego Kargula i Pawlaka. - W ubiegłym roku cztery cielaki radnego dorwały moją krowę na łące. Potrafiły ją tak wydoić, że nie miała już nic mleka dla młodego cielaka, który został w oborze - opowiada 38-letni rolnik. Łazarkowi przeszkadza to, że krowy Oracza ganiane są przez jego łąkę. Znowu innym razem poszło o to, że synowie radnego zmierzyli swoją łąkę i stwierdzili: granica leży nie w tym miejscu, co powinna. - Wbili pal na nie swojej działce i powiedzieli, że to jest ich własność - mówi Andrzej Łazarek.

Jan Oracz, w drodze rewanżu, nie szczędzi słów krytyki pod adresem swojego oponenta oskarżając go o... - Szyby powybijał mi w "nysce" - twierdzi radny. - Dwa razy mi się gospodarstwo spaliło. Jestem pewien, kogo to była robota. Prokuratura umorzyła jednak śledztwo - dodaje radny. - Niech bym tylko pojechał do swojego lasu i przywiózł drzewo, to zaraz powiadamiana jest o tym fakcie straż leśna.

Sołtys oburzony

- Sąsiedzi Oracza narzekają, że cudzą własnością się nie przejmuje - usłyszeliśmy od sołtysa wsi Henryka Stępniaka. - Moim zdaniem, powinien trochę przystopować. Nie można tak żyć w takim małym społeczeństwie jak nasze, liczącym zaledwie 50 numerów domów - dodaje sołtys Czaryża.

Henryk Stępniak z radną gminy Secemin Zenoną Wiekierą z Woli Czaryskiej interweniowali w ubiegłym roku u radnego Jana Oracza, żeby trzymał cielaki powiązane, a nie puszczał luzem. Mieszkańcom przeszkadzało to, że gospodarstwo Jana Oracza nie jest w ogóle ogrodzone (leży w lesie przy głównej drodze na początku wsi), a zwierzęta wałęsają się po okolicy.

Mieszkańcy Czaryża skarżą się ponadto na niepowiązane psy radnego. Jedną z ofiar był 76-letni Jan Wiśniewski. - W zeszłym roku wyleciały do niego psy Oracza - opowiada żona Danuta. - Złapały go za nogawki. Mąż spadł z roweru. Potłukł się bardzo. Miał pozdzierane ręce i nogi. Przyjechał do domu z płaczem - wspomina pani Danuta.

Psy bronią, a mąż pomaga

- Psy mam spuszczane, bo w tamtym roku ginęły mi kury - broni się Jan Oracz. - Myślałem, że to robota lisów, ale okazało się, ze kury wybierają psy ze wsi. Wcześniej moje psy były powiązane, ale teraz puszczam, bo muszą chronić gospodarstwa - twierdzi radny. Dodaje, że dwa największe czworonogi są w brew pozorom łagodne, natomiast najmniejszy rzeczywiście jest cięty i może skubnąć obcego. - Mąż nikomu krzywdy nie robi. Pomaga ludziom - wtrąca małżonka radnego, Janina Oracz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie