Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak ludzie traktują psy? Te historie są wstrząsające

Lidia CICHOCKA
Ola Pisarczyk przychodzi do schroniska z siostrą, ona była pierwsza i przetarła szlak.
Ola Pisarczyk przychodzi do schroniska z siostrą, ona była pierwsza i przetarła szlak. Łukasz Zarzycki
W Busku-Zdroju działa prywatne schronisko dla bezdomnych zwierząt. Prowadząca je Danuta Kuklińska opowiada historie swych podopiecznych. Opowieści są wstrząsające.

Barbara Kuklińska

To sprawa serca i odpowiedzialności, ja mogę więc pomagam - mówi Danuta Kuklińska o swojej pracy.
To sprawa serca i odpowiedzialności, ja mogę więc pomagam - mówi Danuta Kuklińska o swojej pracy. Łukasz Zarzycki

To sprawa serca i odpowiedzialności, ja mogę więc pomagam - mówi Danuta Kuklińska o swojej pracy.
(fot. Łukasz Zarzycki )

Barbara Kuklińska

Ma 52 lata. Zootechnik, od kilku lat prowadzi w Busku-Zdroju schronisko dla bezdomnych zwierząt, jest prezesem Fundacji opieki nad zwierzętami bezdomnymi Przytulisko.

Historie przywiązanej do drzewa Muszki, wyrzuconej z samochodu amstafki, potrąconego przez samochód Nero ze złamaną łapą, wszystkich 108 psów, dla których teraz szuka domu.

- Zawsze lubiłam zwierzęta, dlatego zostałam zootechnikiem - mówi na pytanie skąd pomysł schronisko.- Ale miałam jednego psa, kiedy przeprowadziłam się 9 lat temu do Buska-Zdroju. Potem przygarnęłam Norkę, która głodowała pod szpitalem, a w wigilię spotkałam kolejnego głodnego zwierzaka. Nie mogłam go nie zabrać i tak z jednego zrobiły się już trzy psy.

Kiedy pojawiały się następne potrzebujące pomocy w sukurs przyszedł Stanisław Pęcherski, który wrażliwość na nieszczęście zwierząt miał równie dużą jak ona. Na swojej działce wygrodził kawałek terenu i tam postawiono budy. Kiedy lokatorów było więcej i zaczęli przeszkadzać sąsiadom, pomogła doktor Pasek, dermatolog. Zwierzęta ulokowano w jej ogrodzie.

Trzy lata temu razem założyli Fundację opieki nad zwierzętami bezdomnymi Przytulisko, której prezesem została pani Danuta. W ubiegłym roku gmina dała fundacji działkę na obrzeżach miasta, na którą przeniesiono schronisko.
Ustawiono tam budy, wygrodzono boksy, postawiono ogrodzenie. - Wszystko robimy sami dzięki pomocy życzliwych ludzi - mówi prezes.

Jedną z życzliwych dusz jest Anna Pawełczak, sekretarka burmistrza Buska-Zdroju. - Sama mam przygarniętego bezdomnego psiaka, którego przyniósł syn. Wszyscy straciliśmy dla niego głowę, więc rozumiem panią Danusię - mówi pani Anna i przyznaje, że po 26 latach pracy w urzędzie ma wielu znajomych, których może prosić o wsparcie dla schroniska. - Kiedyś w Busku działało Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, do którego należało ze 30 osób, ale zapał gdzieś się ulotnił. Dzisiaj trzeba pomagać osobom takim jak pani Danuta.

Tego samego zdania jest prezes fundacji Małgorzata Miodowicz. - Dla mnie to kobieta bohater. Wykonuje tytaniczną pracę z niesamowitą pasją. Trochę wyręcza gminę, która mogłaby jej finansowo bardziej pomóc.
Pani Danuta schronisku poświęca niemal każdą wolną chwilę. - Szczęśliwie mam na utrzymanie i mogę pomagać innym - mówi. - Robię to z potrzeby serca.

Dzisiaj największym problemem pani Danuty i fundacji jest utrzymanie schroniska. - Zbudowaliśmy boksy, mamy ponad 70 bud, ale potrzebne są kolejne - wylicza. Obok bramy leżę betonowe płyty ogrodzenia, siatka, stare drzwi, kostki siana. - To wszystko jest potrzebne - wyjaśnia. - Ciągle coś budujemy, poprawiamy.
Kiedy pani Danuta pojawia się między boksami wita ją radosne ujadanie. Cieszą się wszystkie: piękny briard, którego oswojenie trwało pół roku, trzeba było podawać mu środki uspakajające, by mógł zbliżyć się lekarz weterynarii. Biała Muszka przywiązana łańcuchem do drzewa, tak chora, że ledwo ją odratowano, amstafka, którą wyrzucono z samochodu i która nie chciała się ruszyć spod furtki. Piękny wilczur Nero, który wyleczył łapę złamaną przez samochód i czeka jak inne na dom. Filipa właściciele chcieli oddać, a gdy usłyszeli, że nie ma miejsca, nocą przerzucili go przez ogrodzenie. - Zastaliśmy go rano zupełnie zdezorientowanego - mówi pani Danuta.

Znacznie więcej serca dla zwierząt mają wolontariusze, którzy jej pomagają. Dyrektor gimnazjum ogłosił, że potrzebna jest pomoc to przyszłyśmy - mówi Asia Pisarczyk. Z licznej grupy po kilku miesiącach zostało kilka osób między innymi jej siostra Ola, Iwona Wielocha, Asia Rasała, Roksana Nowak, Kamil Strączyński. Wykruszyli się, bo praca w schronisku nie jest łatwa. Trzeba sprzątać boksy, czyścić miski, dawać jeść i pić. Zabawa, którą tak lubią psy i dzieci jest na samym końcu długiej listy obowiązków.

Ważne

Ważne

Jeśli chcesz pomóc Fundacji opieki nad zwierzętami bezdomnymi Przytulisko w Busku-Zdroju możesz wpłacić pieniądze na jej konto: Nadwiślański Bank Spółdzielczy w Solcu Zdroju - filia Busko 38 8517 0007 0010 0197 8599 0001. W sprawie innej pomocy można kontaktować się z Danutą Kuklińską pod numerem telefonu 695-533-439 lub w schronisku przy ulicy Langiewicza - pod lasem.

- Bez dziewczynek byłoby niedobrze - przyznaje pani Danuta, chwali też Krzysztofa Lachowicza, młodego człowieka, który pracował w schronisku w Anglii, a po powrocie zgłosił się do niej. - Krzysiek to złota rączka, chciałabym, by został na stale, ale musi zarabiać, nie może być cały czas wolontariuszem.

Pani Danuta cały czas szuka sponsorów, bo utrzymanie stada psów kosztuje, pomagają szkoły prowadząc zbiórki karmy, niektóre sklepy. - Urząd Miasta dał w tym roku 15 tysięcy złotych, za to wykonywane są szczepienia i sterylizacje. Lekarze weterynarii pomagają nam bardzo, tu na miejscu Katarzyna Czech, w Kielcach pan Kabała i Kwieciński. Jednak by mieć w miarę spokojną głowę potrzebujemy na utrzymanie 1500 złotych miesięcznie. Czasami, gdy jest bardzo źle znajduje się ktoś, kto da parę groszy i na karmę wystarcza - mówi pani Danuta.- Działka jest duża moglibyśmy dostawić boksów, ale za co wykarmimy zwierzęta?

Dlatego niektóre odsyłane są do schroniska w Kielcach.
W lipcu, kiedy placówce w Busku-Zdroju przybyło 10 podopiecznych nie udało się wydać żadnego psa. W sierpniu niby było lepiej, bo 6 psiaków znalazło dom, ale przygarnięta szczenna suczka urodziła osiem młodych i bilans jest niemal na zero.
Wielkim dłużnikiem pani Danusi jest literat Adam Ochwanowski. Kiedy zobaczył jak samochód zabił szczenną sukę przywiózł do Buska małe pieski. - Karmiłam strzykawką i udało się je uratować - wspomina pani Danuta. A pan Adam wziął jednego z tych psów.

- O czym marzę? Pani Danuta nie zastanawia się długo nad odpowiedzią: - By mieć stały dochód na schronisko. By znaleźli się ludzie, którzy wpłacą po 10, 50 czy 100 złotych miesięcznie i pozwolą nam robić to, co robimy.
I nie skarży się na to, że odkąd działa schronisko nie może się nigdzie ruszyć. Nie pojechała na chrzciny do rodziny, Boże Narodzenie też spędziła tutaj mimo, że bliscy czekali. - W niedzielę wyręcza mnie Bernadetta Chwazik, ale w święta wiadomo, każdy chce być z bliskimi - mówi z uśmiechem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie