Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jan Englert w Kielcach. W Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej opowiadał o swojej książce

Lidia Cichocka
Lidia Cichocka
Wideo
od 16 lat
Od stwierdzenia: - Wygrałem z Bidenem – rozpoczął we wtorkowy wieczór spotkanie z czytelnikami w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej wybitny aktor Jan Englert. W tym samym czasie, w Warszawie rozpoczynało się przemówienia prezydenta Stanów Zjednoczonych, Joe Bidena. Sala w Kielcach wypełniona była szczelnie, mimo wielu dostawek nie dla wszystkich wystarczyło miejsca, stano więc pod ścianami, siedziano na podłodze.

O stosunku do wywiadów, do polityki, aktorstwa, starzeniu się i uczeniu od dzieci mówił na spotkaniu w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Kielcach wybitny aktor, reżyser Jan Englert. Pretekstem zaproszenia Jana Englerta do Kielc była wydana w czasie pandemii książka: wywiad-rzeka „Bez oklasków”.

- Tytuł jest mój – przyznał aktor dodając, że propozycji wywiadu miał już kilka, wszystkie odrzucał. Kamili Dreckiej uległ trochę za sprawą żony, był to „zmasowany atak feministek”, a trochę pod wpływem własnych przemyśleń. Uznał, że pora na podsumowanie i rozliczenie się z samym sobą (w maju Jan Englert kończy 80 lat – przyp. red.). - Wiedziałem, że nikt mnie nie zmusi do napisania książki więc zgodziłem się na rozmowę. Doszedłem też do wniosku, że nikt lepiej o mnie nie napisze niż ja sam więc część tekstu jest moja. Ta pisana w trzeciej osobie, kiedy piszę o sobie sprzed 40 lat.

Autor ostrzega tych, którzy będą szukać w książce sensacji: - Ploteczki spod kołdereczki to nie tutaj. Mówię o sytuacjach, które sam przeżyłem i moim stosunku do nich. Wystrzegałem się by nikogo nie oceniać. Nie kłamałem, chociaż nie powiedziałem całej prawdy.

Swoją szczerość tłumaczy chęcią demitologizacji rzeczywistości i siebie samego. Wiadomo, że mity są znaczenie ciekawsze od faktów, lepiej brzmią a powtarzane często stają się prawdą. Jan Englert w ramach rachunku z samym sobą na kartach książki starał się odcedzić te ubarwienia. - Miałem nawet taki pomysł na tytuł „Odcedzanie”, ale on mógł brzmieć interesująco tylko dla wielbicieli herbaty – mówił i dopowiadał: - Nikt z nas nie jest zbudowany do końca z tej samej materii. Zmieniamy się pod wpływem miłości, tego co nas otacza. Nie ma pojedynczych osób. Kłopot polega na tym, że większość nie zastanawia się nad tym. Zwłaszcza ci, którym się powiodło. Ja jestem w wieku, w którym czas na podsumowania. Próbuję zacząć od siebie, w ramach empatii, do której namawiam wszystkich, bo by być empatycznym trzeba najpierw rozliczyć się z sobą, wiedzieć co było w życiu słuszne, co niesłuszne.

Wyjaśnił też, co rozumie pod pojęciem starzenia się. - Starzenie się to tracenie pewności siebie, to coraz większa ilość wątpliwości. Wątpliwości są rzeczą słuszną tylko trzeba pamiętać, że osłabiają. Dotyczy to zwłaszcza osób, które miały jakiś autorytet.

Aktor podzielił się odkryciami, których dokonał w wieku lat około 50. - Odkryłem rzecz nieprawdopodobnie prostą - jak wspaniale jest nie musieć kłamać. Kłamstwo strasznie męczy, nie musieć kłamać to komfort. Nie chodzi o publiczne comingouty, każdy powinien umieć ze sobą porozmawiać.

Drugie odkrycie to stwierdzenie, że warunkiem szczęścia jest balans i równowaga między dawaniem i braniem. Ta zasada dotyczy nie tylko relacji kobieta – mężczyzna, ale także społeczeństwa i państwa. Ta równowaga pozwala żyć spokojnie. Swoje wynurzenia podsumował krótko: - To są moje przemyślenia, nie recepty.

Jan Englert od lat pracujący z przyszłymi aktorami mówił o frajdzie z uczenia w akademii teatralnej. - To nie jest jednostronny wampiryzm, ja z nich także wysysam. Oni mnie też inspirują innym widzeniem świata, innym czytaniem tekstu, inaczej sprzedają siebie. Ja się muszę dzięki nim bezustannie uczyć. Jeśli macie dzieci to was serdecznie namawiam, nie uczcie tylko dzieci, uczcie się też od dzieci.

Nakłaniając do wsłuchiwania się w innych zauważył: - Nie da się rozmawiać z pozycji siły czy ważności, bo hierarchie zdemolowaliśmy, nie ma punktu odniesienia. Żyjemy w świecie, w którym kryteria etyczne stały się płynne. Z 10 przykazań, poza ostatnim najmniej konkretnym, na wszystko mamy alibi, potrafimy się wytłumaczyć. Politycy przerzucają się oskarżeniami: Ukradliście! Ale wy ukradliście więcej! To znaczy, że kraść mnożna, tylko nie można kraść więcej. To jest chore.

Nie ma autorytetów, ale wszyscy mówimy o potrzebie ich posiadania. - Nastąpiło pomylenie kolejności zdarzeń, autorytetów się nie buduje samemu, autorytet staje się sam. Autorytet budują czeladnicy mistrza. Mistrzem się nie ogłasza, ale zostaje. Wtedy, kiedy ma się tych, którzy chcą z tobą obcować i od ciebie się czegoś dowidzieć.

Czas internetu spowodował przewartościowanie wszystkiego. - Awangarda to burzenie kanonów, ale kanonów nie ma. Do tego trzeba dołożyć grzebanie w przestrzeni internetu. Jak wykazały badania 100 proc. ankietowanych za prawdziwe uważa informacje zgodne z naszym zdaniem, pozostałe są fakeami. To dotyczy wszystkich nas.

Jan Englert przyznał, że nie czyta plotkarskich gazet. - Nie interesuje mnie z kim śpią moi koledzy ani czy przejechali kota na pasach. Czasami pani z kiosku informuje, że znowu napisano o mnie coś niedobrego albo dobrego. Ja nie mam internetu, nie mam maila.

Nie przeszkadza to jednak mediom w wykorzystywaniu jego osoby. Kiedy w książce podzielił się informacją o chorobie tytuły grzmiały o wielkiej tragedii aktora.

Jak zauważył Jan Englert teraz, w dobie internetu, kiedy szybko można sięgnąć po informację nie jej zdobycie jest najważniejsze, ale interpretacja. - Przestaliśmy interpretować informacje, nie przetrawiamy ich, ale łykamy. Jednak czasem mimo wszystko jestem optymistą. Czasem widzę w nowym pokoleniu tęsknotę za humanizmem, czyli za obcowaniem z żywym człowiekiem.

Dla mnie jedynym punktem odniesienia, zwłaszcza w zawodzie, który uprawiam jest umiejętność, czyli rzemiosło. Holoubek na pytanie: Czego się pan boi najbardziej odpowiedział: - Miernoty. Ja też najbardziej się boję miernoty. Miernota to są ludzie, którzy nie mają szacunku dla umiejętności, dla kogoś kto umie więcej od nich. Jestem wielbicielem fundamentów i rusztowań a nie tego, co na nich.

Tak też rozumie patriotyzm jako organiczną pracę na scenie. Wyjaśnił swoją niechęć do działalności politycznej. - Od dzieciństwa byłem chorobliwym zwolennikiem fair-play. W ostatnich 30 latach miałem wiele politycznych propozycji. Odmawiałem. Bo wiem, że w polityce fair-play to głupota. To jest wpisane w konwencję. Od dzieciństwa byłem bardzo niezależny. Jedynym wyjątkiem były 2 lata w Solidarności. Zrezygnowałem, kiedy koledzy zaczęli ciągnąć obrus w swoją stronę. Nie lubię, chociaż może jest to wadą, gdy zasłaniamy się powinnością, misją. Praca organiczna, prawdziwa praca jest rodzajem misji. Tylko to ma sens i jest wymierne. Patriotyzm to jest powinność: praca dla ojczyzny a nie machanie szabelką i głoszenie haseł.

Przytoczył też wypowiedź Gombrowicza o akceptowaniu drugorzędności. – Polacy tego nie rozumieją: żeby pokochać ojczyznę trzeba znaleźć wartości w samym sobie i realizując te wartości budować ojczyznę – to jest Gombrowicz. To się nie podoba wielu prawdziwym Polakom: fakt, że jesteśmy drugorzędni. A Gombrowicz mówi: trzeba być dumnym ze swojej drugorzędności. Nie mieć kompleksów, nie pchać się tam, gdzie nas nie chcą. Nie brać na siebie posłannictwa za świat – wyjaśniał. Tłumaczył też: - Zawód, który uprawiam zawiera same sprzeczności: aktor, mówię o myślących aktorach, zajmuje się sobą, ale zależy od odbiorcy. Relacja między wykonawcą a odbiorcą, konwencja, w której się poruszamy, jest miarą naszej twórczości, naszej wartości. To nie to, co ja mówię do państwa jest ważne, ważne jest to, jak wy mnie słuchacie i co wraca jako odpowiedź. Ta odpowiedź od was jest istotna dla czegoś, co nazywamy twórczością. Nie tylko w sztukach artystycznych, także w życiu. Jeśli nauczymy się słuchać to więcej zbudujemy, bo w tej chwili nikt nikogo nie słucha.

Lidia Cichocka

Jan Englert w tym roku skończy 80 lat. Aktor teatralny i filmowy, reżyser teatralny, profesor sztuk teatralnych, pedagog. Na wielkim ekranie zadebiutował w 1956 roku rolą "Zefira" w Kanale Andrzeja Wajdy. Zagrał także w słynnych produkcjach: Kazimierza Kutza (Sól ziemi czarnej, Perła w koronie), Janusza Zaorskiego (Baryton), Filipa Bajona (Magnat), Janusza Morgensterna (Kolumbowie, Polskie drogi), Jerzego Antczaka (Noce i dnie), Ryszarda Bera (Lalka) i Jana Łomnickiego (Dom).

W 1964 zadebiutował w teatrze. Od tamtej pory zagrał ponad 150 ról w teatrach stacjonarnych i 200 ról w Teatrze Telewizji.

W 1989 otrzymał tytuł profesora warszawskiej Akademii Teatralnej, w której wcześniej pełnił funkcję dziekana Wydziału Aktorskiego (1981–1987) i rektora (1987–1993, 1996–2002), a od 2002 jest jej wykładowcą. Za jego kadencji rektorskiej odbudowano Teatr Collegium Nobilium i powołano Międzynarodowy Festiwal Szkół Teatralnych.

W wieku 18 lat ożenił się z aktorką Barbarą Sołtysik, z którą ma troje dzieci: syna Tomasza oraz dwie córki, Katarzynę i Małgorzatę. Z drugą żoną, aktorką Beatą Ścibakówną, ma córkę Helenę, która również jest aktorką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kielce.naszemiasto.pl Nasze Miasto