Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kielczanka Jolanta Storce walczyła o życie syna, skazanego na karę śmierci

Iwona ROJEK
Jolanta Storce, matka kielczanina, pisała listy do prezydentów Polski, aby pomogli w ułaskawieniu syna.
Jolanta Storce, matka kielczanina, pisała listy do prezydentów Polski, aby pomogli w ułaskawieniu syna. Iwona Rojek
Matka straciła majątek, żeby uratować swojego syna. Wyjechała do Stanów Zjednoczonych, by zarobić na życie. Opowiedziała nam swoją niezwykłą historię.

Apel o pomoc

Wszyscy, którzy chcieliby pomóc Michałowi Pauli w powrocie do normalnego życia mogą znaleźć informacje na temat jego sytuacji na stronie internetowej michalpauli.pl.

Michał Pauli i jego słynna historia

Michał codziennie maluje, także sceny z życia w Tajlandii, chciałby utrzymać się z malarstwa, które jest jego pasją.

Michał codziennie maluje, także sceny z życia w Tajlandii, chciałby utrzymać się z malarstwa, które jest jego pasją.

Michał codziennie maluje, także sceny z życia w Tajlandii, chciałby utrzymać się z malarstwa, które jest jego pasją.

Michał Pauli i jego słynna historia

Michał Pauli, kielczanin, absolwent kieleckiego "plastyka", studiował w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, sześć lat spędził w najcięższym więzieniu świata w Tajlandii za przesłanie do tego kraju ecstasy, ułaskawiony przez króla Tajlandii, dzięki wstawiennictwu trzech polskich prezydentów. Mieszka w Kielcach razem z 15-letnią córką Wiktorią. Po powrocie do Polski wydał książkę "12xśmierć - opowieść z krainy uśmiechu", która świetnie sprzedaje się w całej Polsce. O nieprawdopodobnej historii Michała Pauli powstało wiele programów telewizyjnych, jego dramatyczne przeżycia stały się powszechnie znane.

- Jak dowiedziałam się, że mój syn trafił do najcięższego tajlandzkiego więzienia za przemyt narkotyków i został skazany na śmierć omal nie dostałam zawału serca z rozpaczy - opowiada Jolanta Storce, która obecnie mieszka w Chicago.
- Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, aby go uratować - dodaje.

SKAZANY NA WIELOKROTNĄ KARĘ ŚMIERCI

38-letni Michał Pauli z Kielc, artysta malarz i ceramik, przeżył w ostatnich latach piekło. Za przemyt ecstasy, w który jak mówi, wrobiła go tajlandzka policjantka został skazany na kilkakrotną karę śmierci. W najcięższym tajlandzkim więzieniu Bang Kwang spędził sześć lat. Nie wierzył, że wyjdzie stamtąd żywy.

Z matką kielczanina spotkaliśmy się w zeszłym tygodniu na południu Chicago, przy ulicy Archer, gdzie od jakiegoś czasu mieszka. Już na wstępie rozmowy wspomina, że nie wyjechałaby do Ameryki, gdyby nie życiowa konieczność. Mówi, że w Polsce sprzedała cały swój majątek, po to, żeby uratować swojego jedynego syna. Opowiada, że przez wiele lat mieszkała w Kielcach, potem przeniosła się do Krynicy, gdzie prowadziła salon fryzjersko-kosmetyczny, z którego usług często korzystały gwiazdy. - Przyjeżdżały do mnie aktorki Dorota Stalińska, Urszula Dudziak, wiele innych znanych osób - opowiada. - Ale kiedy pewnego popołudnia otrzymałam telefon, że mój jedyny syn trafił do więzienia i to w tak niebezpiecznym dla białych kraju, zawalił mi się cały świat. Wiedziałam, że muszę ratować jego życie.

MUSIAŁA SPRZEDAĆ MAJĄTEK

Sympatyczna kobieta, która wynajmuje mieszkanie w jednym z chicagowskich domków, przyznaje, że od tego pierwszego momentu, kiedy otrzymała tę straszną wiadomość, aż do dnia, kiedy Michałowi udało się opuścić mury tajskiego więzienia nie zmrużyła spokojnie ani jednej nocy. - Lata walki o uwolnienie syna były dla mnie jednym wielkim koszmarem - mówi.

- W Polsce nie miałam żadnych oszczędności, więc szybko podjęłam decyzję o sprzedaży mojego mieszkania i części domu, żeby za uzyskane pieniądze wynająć najlepszych adwokatów, którzy mogliby wyciągnąć go z więzienia. Wtedy w okropnej panice takie posunięcie wydało mi się najodpowiedniejsze. Adwokaci polscy i tajscy wzięli ogromne sumy pieniędzy, straciłam wszystko, a potem okazało się, że decyzja o uwolnieniu należy do całkiem kogo innego.

Michał, który jakiś czas temu szczęśliwie opuścił mury więzienia, też został bez niczego. Wynajmuje teraz mieszkanie na jednym z kieleckich osiedli. - To co mi się przydarzyło w życiu uważam za największy koszmar, a to, że wyszedłem z więzienia za cud - mówi młody mężczyzna. - Byłem na straconej pozycji, wiele razy bliski śmierci, załamany, w depresji, w tym więzieniu codziennie umierali ludzie, nikt nie wierzył w moje uwolnienie, ale byłem tak zdeterminowany, że walczyłem. Nie chciałem skończyć za murami, bałem się takiej śmierci, większość wycieńczonych więźniów umierało na kocach w dusznych, zatłoczonych, zarobaczonych salach.

Matka mężczyzny, która zaczyna obecnie, w nie najmłodszym już wieku nowe życie za oceanem, mówi, że po tym jak tylko dowiedziała się o uwięzieniu syna i jako tako ochłonęła z tej strasznej wiadomości wiedziała, że musi do niego pojechać. Pragnęła go dotknąć, zobaczyć, porozmawiać. - Byłam w szoku, ale najszybciej jak mogłam skontaktowałam się z ambasadą w Tajlandii - wspomina. - Udało nam się razem z córką, która mieszka w Krakowie zebrać sporo pieniędzy i wsiadłyśmy do samolotu. Na miejscu okazało się, że wszystko jest problemem, konsul nawet dokładnie nie wiedział, w jakim więzieniu Michał przebywa. Dotarcie do aresztu też było długą wyprawą. Trzeba było jechać kolejką, płynąć rzeką, a rozmawiać z nim można było tylko przez słuchawkę telefonu za szklaną szybą. Nie mogliśmy się przywitać, a czas spotkań szybko się skończył. Po powrocie najgorszy był brak wiadomości i informacji o losie Michała. To mnie zabijało, ale modliłam się codziennie o to, żeby syn wytrzymał ten koszmar - mówi.

Michał opowiada, że po latach uwięzienia wstawiło się za nim trzech polskich prezydentów Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński - dzięki nim ułaskawił go tajlandzki król. To zdarza się niezwykle rzadko, tylko raz do roku kogoś ułaskawiają, do dziś nie może uwierzyć, że miał takie szczęście i mógł opuścić mury tego piekła. Stracił wszystko, mieszkanie, zdrowie, zaufanie do wielu ludzi, mnóstwo przyjaciół, ale ciągle jest żywy i to jest teraz najważniejsze.

Będą film i tłumaczenia na inne języki?

Będą film i tłumaczenia na inne języki?

Kielczanin Michał Pauli zabiega o to, aby jego książka została przetłumaczona na język angielski i żeby na jej podstawie nakręcono film. - Te moje plany mają szanse się ziścić, bo mam już tłumacza, wydawcę w obcym języku i udało mi się znaleźć kilku reżyserów, w tym Ksawerego Żuławskiego. Pawła Ferdka, Konrada Szułajskiego, którzy są zainteresowani wyreżyserowaniem filmu na podstawie mojego życia.

PODAROWANO MU DRUGIE ŻYCIE

- Nie mogę pić kawy ani herbaty, mam kompletnie rozwalony żołądek, wrzody, usunięty woreczek żółciowy, przeszedłem trzy operacje - wylicza swoje dolegliwości. - Pomału zbieram się do życia, jeszcze do końca nie wierząc, że dano mi drugą szansę. Teraz najważniejsza jest dla mnie moja córka Weronika, którą przywiozłem z Anglii i chcę ją wychowywać w Kielcach. Z jej matką rozwiedliśmy się, wyjechała do Londynu, urodziła dwoje dzieci, a córka niezbyt dobrze czuła się w nowej rodzinie. Bardzo za mną tęskniła i cieszę się z tego, że wreszcie możemy być razem. Muszę jej stworzyć dom, co wiąże się też z zarabianiem pieniędzy - opowiada Michał.

Michał, mimo potwornych przeżyć, ma wiele planów na przyszłość. - Książka, którą wydałem o moich przeżyciach, zatytułowana "12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechu" cieszy się tak wielkim zainteresowaniem, że zacząłem pisać jej drugą część - opowiada. - O próbie powrotu do normalności, o moich przyjaciołach i młodości. Choć muszę przyznać, że z jej wydaniem wiąże się też mniej zabawna historia. Po ukazaniu się tego mojego więziennego reportażu prokuratura łódzka chce mi założyć sprawę o przemyt narkotyków. Byłem już przesłuchiwany przez policję. Choć wydaje mi się, że po ułaskawieniu nie powinienem być dwa razy sądzony za to samo przestępstwo, to nie wiem jak ta historia się zakończy. Wierzę, że dobrze, bo bardzo już pragnę normalności dla siebie i swojego dziecka.

Michał wydał książkę opisującą jego historię, stara się, by powstał film. Te wszystkie działania podejmuje głównie po to, aby ostrzec innych ludzi przed popełnieniem podobnego błędu. Problem jest poważny, tygodniowo otrzymuję ponad sto maili od zrozpaczonych rodziców, których dzieci albo zostały uwięzione za narkotyki za granicą, albo mają problemy z używkami. Ludzie zapraszają mnie na spotkania w całej Polsce, dyrektorzy i nauczyciele do szkół. Chciałbym teraz takim zagubionym osobom pomagać, a u niektórych mam nadzieję spowoduję to, że w ich głowie zapali się czerwona lampka, zanim zrobią coś złego.

- Jak to wszystko analizuję, to uważam, że mnie też do tej tragedii doprowadziły niefrasobliwość i naiwność - ocenia z perspektywy czasu. - Malowałem, chciałem poznać inną kulturę, trafiłem do Tajlandii. W Bangkoku poznałem ciekawych ludzi, znalazłem przyjaciół, właśnie Pim, która potem podstępnie wciągnęła mnie w przemyt narkotyków. Teraz wiem, że trzeba być bardzo ostrożnym i nie wierzyć nawet dobrym znajomym. Bliska znajoma wmawiała mi, że jej bardzo pomogę, a mnie za to nic nie grozi. Nie miałem pojęcia, że zapłacę za ten czyn tak ogromną cenę. W krajach azjatyckich narkotyki mogą też zostać podrzucone. Moje aresztowanie odbyło się w iście amerykańskim stylu, zostałem powalony na ziemię przez kilku Tajów na jednej z ulic Bangkoku, pobity, wywieziony do dziwnego budynku, a za parę dni osadzony w kilkudziesięcioosobowej celi - mówi. - Byłem całkowicie zszokowany. Nie znalem tajskiego, nikt z tych co mnie tak urządzili nie mówił po angielsku. Za jakiś czas okazało się, że Pim jest policjantką współpracującą z amerykańską agencją rządową do walki z narkotykami, a ja jej upatrzoną ofiarą. Dostałem za to, co zrobiłem, wyrok 12 kar śmierci.

ZNALAZŁ SIĘ W PIEKLE

Michał Pauli mówi, że w najgorszym i najbardziej zatłoczonym więzieniu świata Bang Kwang przebywało 20 tysięcy osadzonych z najcięższymi wyrokami. Tajowie, Nigeryjczycy, Australijczycy, Anglicy, inne narodowości. Warunki koszmarne. Wszyscy spali na podłodze na brudnych zjełczałych od potu kocach, cały czas paliło się ostre światło. - Brud, smród, robaki, głód, brak czystej wody, normalnego jedzenia, krwawe pojedynki, choroby, śmierć to codzienność - wspomina. - Nogi skuto mi łańcuchami, wiele razy byłem na pograniczu życia i śmierci. Pół roku cierpiałem na potworne bóle brzucha, zżółkłem, miałem zapalenie woreczka, a nie chciano mnie wypuścić na operacje. Zamierzano mnie wywieźć do tak zwanej kostnicy, gdzie osadzeni kończyli się. Na szczęście w moim przypadku wszystko dobrze się skończyło.

Zaraz po zakończeniu pisania książki, która była pewną formą terapii dla kielczanina wysłał ją za wielką wodę mamie. - Przyznam szczerze, że nie mogłam jej spokojnie czytać - mówi pani Jola. - Przeczytałam fragment o cierpieniu syna i zaraz musiałam odkładać ją na bok. Do lektury mogłam wrócić dopiero za kilka dni, jak się uspokoiłam.

Teraz po wyjściu na wolność Michał podkreśla, że stał się innym człowiekiem. - Bardzo mnie te przeżycia zmieniły - mówi. - Jestem już inną osobą. Cieszę się z najprostszej rzeczy, tego, że mogę chodzić, oglądać świat, smakuję każdą chwilę. Nie mam niczego, ale mi to nie przeszkadza. Dobiegając czterdziestki muszę zaczynać wszystko od początku. Ale te rzeczy nie mają znaczenia w obliczu tego, że żyję. Myślę, że przeżyłem w dużej mierze dzięki temu, że cały czas pomagali mi bliscy, w tym mama. Bez niej nie przetrwałbym. Obecnie kontaktujemy się ze sobą prawie codziennie przez Skype'a. Nadal bardzo się wspieramy.

Mama Michała też niczego nie żałuje, mimo że nie jest jej lekko. - W moim wieku wielu ludzi przechodzi na zasłużony odpoczynek, na emeryturę - śmieje się. - A ja musiałam emigrować, bo w Polsce niczego już nie mam. Tu w Ameryce, w wielkim Chicago jestem sama, bez mieszkania, bez dobrej znajomości języka. Muszę ciężko pracować, żeby utrzymać się przy życiu. Parę razy w tygodniu chodzę na kurs angielskiego. Ale czego się nie robi dla dzieci. Nie lubię się poddawać. Staram się być silna. Jeśli tu będzie mi ciężko, może w przyszłości przeniosę się na Florydę, tam jest tańsze życie. Dla mnie najważniejsze jest to, że mój syn żyje i ja mogłam mu pomóc. Wszystko inne ma mniejsze znaczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie