Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kielczanka walczy o swoją córeczkę Marysię

Iwona Rojek
Państwo Motyczyńscy, którzy byli rodziną zastępczą dla Marysi walczą o to aby dziewczynka wróciła do biologicznej matki.
Państwo Motyczyńscy, którzy byli rodziną zastępczą dla Marysi walczą o to aby dziewczynka wróciła do biologicznej matki. Aleksander Piekarski
- Wierzyłam w to, że Wigilię i święta spędzę już z moją ukochaną córeczką 4-letnią Marysią - mówi Anna, jej mama, mieszkająca koło Kielc. - Od dwóch lat walczę o odzyskanie mojego ukochanego dziecka od rodziny, która chce je adoptować. Ja się na to nie zgadzam, to moja córka i nie wyobrażam sobie bez niej życia.

W tej walce kobietę wspomaga cały czas kielecka rodzina zastępcza, która Marysię przez pierwsze dwa lata wychowywała. - Uważam, że to co się dzieje to skandal - mówią Danuta i Wiesław Motyczyński. - Mała Marysia powinna być ze swoją biologiczną matką, skoro zmieniły jej się warunki życiowe i może się nią opiekować. Nikt nie zastąpi matki. To prawo każdego dziecka do posiadania biologicznych rodziców. Trzeba ich wspierać, a nie zabierać im dzieci. Interweniowałem w tej sprawie u Ministra Sprawiedliwości, rzecznika Praw Dziecka, u prezesa sądu apelacyjnego w Krakowie, u marszałka Adama Jarubasa, w prokuraturze, gdzie tylko się da - mówi kielczanin Wiesław Motyczyński. - Na razie bezskutecznie, ale nie zamierzamy się poddać. Marysia dwa lata temu została przeniesiona od nas do rodziny w Staszowie, która wystąpiła o jej adopcję. Od tego czasu ani my jako dawna rodzina zastępcza, która jest z nią bardzo związana, ani biologiczna matka nie mamy prawa się z nią widywać. Czy to służy dobru temu dziecka?

Matka dziewczynki, trzydziestokilkuletnia kobieta jest kłębkiem nerwów. - Tylko proszę mnie nie potępiać, nie miałam łatwego życia, ani wsparcia znikąd, jedynie państwo Motyczyńcy, rodzina zastępcza, w której była moja córka pomogli mi i dalej pomagają w odzyskaniu dziecka - mówi kobieta. - Poznałam nieodpowiedniego człowieka, który się nie sprawdził, nie uznał dzieci, nawet nie wiem co teraz się nim dzieje. A ja mimo jego wad byłam zaślepiona i kochałam go, wierzyłam chyba jak większość kobiet, że ojcostwo go zmieni. Tak się nie stało. Pierwszego mojego syna wychowuje ta sama rodzina, która teraz chce adoptować moją córkę. Ja wtedy nie miałam warunków do normalnego życia, ani mieszkania, ani stałej pracy, wiadomo jakie teraz są ciężkie czasy, po prostu nie miałam gdzie z dzieckiem pójść. Kiedy zaszłam po raz drugi w ciążę partner obiecywał, że będę mogła zamieszkać z nim w domu jego rodziców, ale po urodzeniu córki rozmyślił się i wyjechał. Marysia trafiła do rodziny zastępczej, właśnie państwa Motyczyńskich mieszkających koło kieleckiego bazaru, a ja znów byłam bez mieszkania i stałego zatrudnienia. Byłam zrozpaczona.

- Wychowaliśmy 60 dzieci w naszym pogotowiu rodzinnym, 10 zostało zaadoptowanych, wszystkie wyszły na ludzi, utrzymujemy z nim kontakt, ale takiej sytuacji jaką mamy z Marysią jeszcze nie mieliśmy - mówi Wiesław Motyczyński, emerytowany policjant. - To prawda, to jakiś wielkie nieporozumienie, przecież wszyscy powinni zmierzać do tego, żeby dziecko miało własną mamę, skoro poprawiła się jej sytuacja życiowa - dopowiada jego żona Danuta, z zawodu nauczycielka. - Tutaj absolutnie nie można mówić o dobru dziecka, dobru Marysi, bo robi się wszystko, żeby to dziecko nie wróciło do swojej matki, tylko zostało na siłę zaadoptowane przez obcych ludzi. To skandal, żeby matka miała zakaz widywania się z własnym dzieckiem, nie znała nawet adresu tych ludzi, nie wiedziała gdzie dziecko przebywa, nie mogła do niego zadzwonić i porozmawiać.

Ania opowiada o swoich przejściach.

- Po urodzeniu Marysi zrzekłam się praw do niej, bo byłam przerażona i wystraszona nie miałam jej gdzie zabrać, tak mi zresztą radzili pracownicy ośrodka adopcyjnego, że to będzie lepsze dla dziecka. Nikt mi nie pomógł, ale ja od samego początku bardzo ją kochałam i od razu jak tylko ze szpitala trafiła do rodziny zastępczej, do państwa Motyczyńskich pobiegłam się z nią zobaczyć - opowiada mama. - Odwiedzałam ją bardzo często, tuliłam, całowałam, karmiłam, usypiałam, cały czas zastanawiałam się skąd zdobyć pokoik, żeby ją jednak wychowywać. Jak tylko pan Wiesław Motyczyński ze swoją żoną powiedzieli, że mi pomogą w zdobyciu mieszkania to od razu złożyłam wniosek do sądu o przywrócenie mi praw rodzicielskich i odzyskanie Marysi. Teraz mam już mieszkanie od Fundacji Caritasu "Pomost", mam stałą pracę, w miarę dobry zawód, tylko w żaden sposób nie mogę odzyskać córki. Okazało się, że moja Marysia będzie zaadoptowana przez tych samych ludzi, którzy wychowują już mojego synka. Co do niego też mnie wprowadzono w błąd. Po urodzeniu powiedziano mi, że będzie karłem, że jest bardzo chory i sobie z nim nie poradzę. Po jakimś czasie okazało się to nieprawda. Teraz chcą tych samych ludzi uszczęśliwić moją córką, tylko dla mnie to jest dramat, ja muszę odzyskać moje dziecko.

Państwo Motyczyńscy, którzy obecnie wychowują troje dzieci w niespokrewnionej rodzinie zastępczej, a wcześniej jak wspominaliśmy dobrze wychowali 60 obcych dzieci mówią, że w pielęgnowanie Marysi włożyli bardzo dużo pracy i serca. - Była chorowita, nieraz jeździliśmy z nią w nocy do szpitala dziecięcego, widzieliśmy jak bardzo związana była ze swoją biologiczną mamą, a ona z nią. - wspomina pani Danuta. - Dwa lata temu nagle zabrano ją do tej nowej rodziny, która chce ją przysposobić. I stało się to w momencie, kiedy mama biologiczna złożyła wniosek do przywrócenie jej praw rodzicielskich i możliwości widywania się ze swoim dzieckiem. Tak nie powinno być. My też nie możemy widywać się z Marysią, mimo, że zarówno nas jak i naszą córkę Violetkę bardzo kochała. Odcięto to dziecko od korzeni, od środowiska, które dobrze znała, od matki, z którą czuła się bezpiecznie. Martwimy się o nią, bo Marysia jest bardzo wrażliwą dziewczynką.

- Jak do tej pory wszystkie sprawy przegrałam - mówi zrozpaczona mama. - W Sądzie Rejonowym w Kielcach w III Wydziale Rodzinnym i dla Nieletnich sędzia oddaliła mój wniosek o przywrócenie władzy rodzicielskiej nad córką i o uregulowanie moich kontaktów z nią uzasadniając to tym, że Marysia jest przygotowywana do adopcji i musi zaprzyjaźnić się z nową rodziną. Ale ja się nie poddam, będę o nią walczyć dalej.

W Świętokrzyskim Ośrodku Adopcyjnym dyrektor Anna Sokolowska-Smółkowska powiedziała, że zna tę sprawę. - W tej chwili o dalszych losach dziewczynki zdecyduje sąd, my nie możemy się na ten temat wypowiadać - mówi pani dyrektor. - Nieraz zdarza się tak, że matka zrzeka się praw do dziecka, a potem występuje o ich przywrócenie i sąd uwzględnia jej prośbę, a nieraz kierując się dobrem dziecka nie bierze po uwagę i takie dziecko nie wraca już do biologicznej matki, gdy ta nie daje gwarancji właściwego wychowania dziecka.

W Sądzie Rejonowym w Kielcach powiedziano nam, że ta sprawa u nich już się zakończyła w październiku 2014 roku , matka dziecka może teraz odwoływać się do wyższej instancji, do Sądu Okręgowego.

Z dokumentów wynika, że bezdzietne małżeństwo, które już zaadoptowało synka Ani w żadnym wypadku nie zgadza się na oddanie Marysi biologicznej matce. Podczas wszystkich spraw sądowych, które toczą się od dwóch lata zeznają, że ich zaadoptowany synek jest bardzo związany ze swoją, mającą być przez nich zaadoptowaną siostrą i nie należy rozdzielać rodzeństwa. Zapewniają, że dziewczynka czuje się u nich bardzo dobrze, ma zapewnione bardzo dobre warunki do rozwoju.

Państwo Motyczyńscy są tym wszystkim co się dzieje oburzeni.

- W momencie kiedy matka wystąpiła o przywrócenie jej praw rodzicielskich adopcja powinna być wstrzymana, zresztą matka wystąpiła w kwietniu 2013 roku o zawieszenie procesu adopcyjnego - mówi Wiesław Motyczyński. I zapowiada, że pójdzie na koniec świata, żeby ta sprawa zakończyła się pomyślnie dla Marysi i jej mamy. A mama dodaje: - Przecież Marysia jest moim dzieckiem, przygotowałam dla niej pokój, kupiłam mebelki, mam dobrą pracę i pragnę żeby do mnie wróciła. Odwołałam się do Sądu Okręgowego w Kielcach i mocno wierzę w to, że sędzia przywróci mi w końcu prawa rodzicielskie. Tamci ludzie mogą przecież adoptować inną dziewczynkę, nie moją córkę. Ja nie wyobrażam sobie życia bez Marysi. Muszę ją odzyskać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie