Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kieleckie schronisko po zmianach. Zwierzęta mają pełne miski

Lidia CICHOCKA
Mnóstwo serca i czasu włożyli w schronisko w Dyminach widoczni na zdjęciu Dagmara Głodowicz-Mazurek, Elżbieta Pietszczyk, Krzysztof Bartosik, Anna Studzińska oraz osoby z TOZ, ŚTOZ, fundacji Vive i Emir, Stowarzyszenia Obrona Zwierząt, których nie udało się uwiecznić na wspólnej fotografii.
Mnóstwo serca i czasu włożyli w schronisko w Dyminach widoczni na zdjęciu Dagmara Głodowicz-Mazurek, Elżbieta Pietszczyk, Krzysztof Bartosik, Anna Studzińska oraz osoby z TOZ, ŚTOZ, fundacji Vive i Emir, Stowarzyszenia Obrona Zwierząt, których nie udało się uwiecznić na wspólnej fotografii. Łukasz Zarzycki
Prezes Rity Motors ofiarował placówce dla bezdomnych zwierząt w podkieleckich Dyminach nowy samochód. Chociaż szokująco wartościowy, jest jednym z wielu, jakie tu napływają.

Można pomóc

Można pomóc

Pieniądze dla schroniska można wpłacać na konto Świętokrzyskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Zwierzak, ul. św. Leonarda 1/4, 25-311 Kielce, Pekao SA, oddział w Kielcach, numer 68 1240 13721111 00102812 7861 z dopiskiem "Pomoc dla schroniska w Dyminach". ŚTOZ będzie mogło korzystać z 1 proc. darowizny od podatku w marcu przyszłego roku, bo wtedy miną dwa lata jego działalności.

Anka Studzińska przyszła do schroniska przed godziną 8. To ostatni dzień tegorocznego urlopu. - Cały urlop spędziłam na demonstracjach, wystawaniu przed bramą schroniska, a teraz na pracy tutaj - mówi i śmieje się, że po żadnym urlopie nie była tak opalona.

Od kilku dni Studzińska jest po. kierownika schroniska. Miesiąc temu przedstawiciele Świętokrzyskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, Fundacji Vive zostali decyzją prezydenta Kielc wpuszczeni na teren schroniska, by pełnić całodobowe dyżury do czasu odebrania schroniska Przedsiębiorstwu Usług Komunalnych i przekazania towarzystwom. Wcześniej czytelnicy lokalnych gazet oraz widzowie TVN i Polsatu mogli obejrzeć wstrząsające sceny ze schroniska, uczestniczyć w pikietach i demonstracjach. Kampania na rzecz odebrania placówki objęła całą Polskę. Punktem zapalnym okazał się raport powiatowego lekarza weterynarii podający liczbę padłych w Dyminach zwierząt. Wszystkie nieprawidłowości, to czy i kto dopuszczał się mordowania psów, czy znęcano się nad nimi ustala prokuratura.

W tym czasie, nie obserwując żadnego postępu w usuwaniu nieprawidłowości powiatowy lekarz wykreślił schronisko z rejestru. I takie nieistniejące schronisko, ale z psami wewnątrz władze Kielc oddały towarzystwom. Przygotowanie i podpisanie umowy z nimi zajęło prawie trzy tygodnie, Ewa Bartosik ze ŚTOZ długie godziny spędzała na konsultacjach, ustalała szczegóły przejęcia, zakres prac. - Dobrze, że prowadzę swoją firmę, mogłam sobie na to pozwolić, chociaż odbywało się to kosztem domu - mówi.

Chociaż umowę o przekazaniu schroniska podpisano w czwartek praktycznie od dwóch tygodni są w nim nowi szefowie. Pełniącą obowiązki kierownika została Anna Studzińska, szefowa świętokrzyskiego TOZ, prywatnie konserwator zabytków, pracownik Muzeum Narodowego. - Muszę to pogodzić - mówi.- Jak chcę być rano w Dyminach biorę urlop. Teraz myślę o kilku dniach bezpłatnego, by dociągnąć do nowego roku.

Schronisko PUK zostawił puste, zdjęto nawet karnisze. - Ale pomagają nam ludzie - mówi z dumą Studzińska. - Natychmiast ktoś przywiózł biurko, kilka krzeseł, jest wersalka, jakaś pani uszyła poduszki na krzesła. Znalazła się wykładzina z dziecięcego (chyba) pokoju położona w biurze, z której najbardziej cieszą się koty. Bo Princessa i Zajączka rezydują w biurze, a w dotychczasowej kociarni jest ciężarna suka potrzebująca spokoju.

- Próbujemy ogarnąć to, co się dzieje, a więc najpierw zadbać o zwierzęta - wyjaśnia Studzińska. Pierwszy dar, jaki dostali to była karma z Kancelarii Prezydenta RP. - Powiatowy lekarz stwierdził, że w schronisku nie ma zapasów żywności, więc uruchomiliśmy nasze kanały i przyjechał transport jedzenia, którego zresztą schronisko nie chciało przyjąć.

Karma wypełniła garaż. Z Urzędu Miasta nowy zarząd nie otrzymał jeszcze ani złotówki, ale PUK też miał płacone z dołu. Na apel o pomoc dla zwierząt zareagowali kielczanie. - Dostaliśmy koce, kołdry na legowiska, miski, smycze, zabawki dla psów, jedzenie - wylicza Elżbieta Pietszczyk, która w schronisku spędza niemal całe dnie. Z dumą otwiera garaż zamieniony na magazyn i pokazuje dary. - Ja mogę tu być codziennie, mam się za co utrzymać - wyjaśnia pani Ela. Śmieje się z siebie, że jest klucznicą i poganiaczem, bo woła, by gasić światło, zamykać drzwi, przykręcać kaloryfery. Przyjmuje dary, dziękuje i liczy. - Wczoraj była szkoła nr 8, dzisiaj dzieci z Barwinka - mówi i siatki z makaronem, ręcznikami ciągnie do magazynku.

PEŁNE MISKI

Przed bramą zatrzymuje się samochód i wysiada z niego Krzysztof Bartosik, mąż Ewy. Z bagażnika wyjmuje paczki marchwi, selery. Po chwili staje w kuchni, w ogromnym kotle gotuje się zupa dla psów. - Pilnujemy, by na zmianę jadły ciepłą i suchą karmę - mówi, kucharzem nie jest, ale prowadzi kawiarnię Pod Telegrafem. - Dlatego mam czas - dodaje. Tak jak żona bardzo lubi zwierzęta, chce im pomagać. Dwa lata temu Bartosikowie razem z anglistką Kasią Szmidt założyli ŚTOZ.

Fatalny stan kaloryferów nie dziwi Bogdana Klikowicza, zastępcy prezesa PUK. - Przecież schronisko ma 40 lat, tam wszystko wymaga remontu i my powoli remontowaliśmy je - zapewnia i dodaje, że psy były dogrzewane grzejnikami, tyle że w chwili przejmowania schroniska nikt tych grzejników nie widział. Może zabrano je wcześniej.

Z nową ekipą do schroniska przyszła Karolina Siedlecka, lekarz weterynarii. W przeciwieństwie do poprzedników chce mieć w schronisku gabinet. Na razie rezydują w nim dwie suki po sterylizacji, trzecia chodzi po korytarzu. - One muszą być w cieple - wyjaśnia Studzińska, a ciepło jest tylko tutaj. W szpitaliku i w pawilonie kaloryfery chyba nigdy nie działały, nie ma nawet ciepłej wody, by wykąpać psa.

Szybko okazuje się, że gabinet też nie jest idealnym miejscem, bo pęka umieszczony w nim bojler.
MISTER Ocalony

Lekarka zaczyna odrobaczanie i szczepienie zwierząt. - Dokumentacja jest w prokuraturze i nie wiemy, na co i kiedy były szczepione - wyjaśnia Studzińska. Teraz zakładamy każdemu kartę: ze zdjęciem, opisem charakteru, oceną stanu zdrowia.
Między klatki rusza kilkuosobowa ekipa. Psy dostają kolorowe obroże: suki - czerwone, psy - niebieskie. Na każdej jest numer, na drzwiach boksu także będą numery i imiona. - Nadajemy im imiona, bo przecież trzeba rozmawiać z nimi - mówi Marta Micha, studentka, która przez zajęcia w schronisku musiała przekładać egzaminy. Ona bez obaw wchodzi do boksu Mistera, zwanego przez niektórych Killerem. - On był przeznaczony do uśpienia jako bardzo agresywny - mówi. Pies łasi się, macha ogonem. O zmianie w zachowaniu wielu zwierząt osoby zajmujące się schroniskiem mówią z największą dumą. - Wiele psów, które na widok zbliżającego się człowieka uciekało, teraz zostaje, wita się - mówi Marta.

To ona "ukradła" Zajaczkę - kota w stanie agonalnym zamkniętego w kociarni. Zabrała go bez wymaganych papierów, bo nikt z pracowników schroniska nie chciał wyjść z biura. Kot dzisiaj jest zdrowy i odzyskuje wzrok, chociaż uważano go za ślepego. A policja na polecenie prokuratury wyjaśnia ową kradzież.

Zajączka i Princessa czekają aż Wiesław Gotówka, prywatnie terapeuta i właściciel dwóch kotów, wyszykuje im kociarnię z prawdziwego zdarzenia. - To będzie kociarnia w stylu amerykańskim, stymulująca rozwój zwierząt, pozwalająca im się czymś zająć - mówi. Będą tam tunele, przejścia, miejsca do wspinaczki, część w budynku, a część na zewnątrz.

WOLONTARIUSZE, PRZYBYWAJCIE!

Jedną z pierwszych decyzji nowych opiekunów było zaproszenie do pomocy wolontariuszy. Na szkolenie zgłosiło się 50 osób. - Ludzie chcą pomagać - mówi Olszewski z Vive, który kolejne dni i noce spędzał w schronisku. Wpuszczenie wolontariuszy było do tej pory nie do pomyślenia, dzisiaj - tak jak Eliza Wróblewska - przychodzą, by wyprowadzać psy, by się z nimi bawić. Furta otwarta jest przez cały tydzień. - Nikomu nie zabraniamy wstępu, wręcz przeciwnie - zapraszamy - zapewnia Studzińska. To dzięki takiemu podejściu w pierwszych dniach po otwarciu schroniska odwiedził je Rafał Jaskulski, prezes Rita Motors. - Przejmujące było to, co zobaczyłem.

Kiedy powiedział, że daje schronisku nowego peugeota partnera, dziewczyny zamurowało. - Marzyłyśmy o jakiś zdezelowanym gracie, którego się oklei - wyznaje Dagmara Głodowicz-Mazurek, pracująca w Muzeum Narodowym. - Chyba nawet nie zachwiałyśmy się, bo nas po prostu zatkało.

Jaskulski zaproponował, że jego plastyk naklei na auto grafikę reklamującą schronisko. - A dzieci od córki ze szkoły w Bilczy przyniosą karmę i pieniądze, które zebrały w czasie kwesty - mówi. Sam ma dwa psy - jeden to znajda z lasu.
Dagmara, która wyspecjalizowała się w proszeniu, uderzyła do Jana Gierady, dyrektora szpitala wojewódzkiego. - Dostaliśmy wszystko z dołu listy: środki opatrunkowe, lekarstwa - z radością relacjonuje. Resztę: małą szafkę, stół operacyjny w miarę możliwości dadzą, kiedy będą coś wycofywać.

Towarzystwo szuka też domów dla 90 psów, które nadal są w schronisku, bo placówkę trzeba najpierw wyremontować, usunąć stare budy i podłoże. Urząd Miasta już wie, jakie są wymagania i przygotowuje się do rozpoczęcia prac. Powiatowy lekarz weterynarii Wiesław Wyszkowski także deklaruje pomoc. - Mamy ekipę do dezynfekcji i chociaż nie świadczymy usług, to schronisku pomożemy - mówi.

Wiceprezydent Czesław Gruszewski po wizycie w schronisku jest pod wrażeniem zaangażowania osób w nim pracujących. - Przykład schroniska we Wrocławiu pokazuje, że to jest gwarancją sukcesu - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie