Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kochał i był kochany

Iza BEDNARZ, Dorota KUŁAGA

W środę pożegnaliśmy Marcina Pawłowskiego, wspaniałego dziennikarza, serdecznego kolegę, człowieka, który dałby się pokroić za prawdę

- Urodziłem się w tym samym roku, co "Echo Dnia" - mówił Marcin trzy lata temu w Kielcach, na jubileuszu 30-lecia "Echa Dnia". - Moim tatą jest Antoni Pawłowski, człowiek, który pracował w "Echu Dnia" od samego początku, przez dwadzieścia lat. Często z moim bratem zastanawialiśmy się, czy to my jesteśmy ukochanymi dziećmi taty, czy gazeta. I pocieszaliśmy się, że kocha nas tak samo jak gazetę.

I dalej: - Od najmłodszych lat pałętałem się po gazecie. Kiedy tato pracował, ja biegałem po korytarzach redakcji, a redaktor Karol Strug mnie ganiał, żebym nie przeszkadzał innym.

Taki był

- Marcin rzeczywiście od samego początku chciał zostać dziennikarzem - mówi Maria Pawłowska, mama. - Jak miał cztery lata, przyprowadziłam go do pracy. Jedna z moich koleżanek zapytała go: "A tym kim zostaniesz, pewnie strażakiem, co?" "Redaktorem" - odpowiedział z komiczną powagą Marcin.

- Marcin zdał do maturalnej klasy w I Liceum Ogólnokształcącym imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach - przypomina sobie Antoni Pawłowski, tata Marcina. - Wraz ze mną i Markiem Michniakiem obsługiwał XVI Ogólnopolską Spartakiadę Młodzieży, która odbyła się w Kielcach. Robił relację z zawodów pływackich w Ostrowcu Świętokrzyskim, jeździeckich w Borkowie, koszykówki dziewcząt w hali "Tęczy" i tenisa na kortach "Tęczy". Codziennie spotykaliśmy się w trójkę o godzinie 5 w drukarni na Siennej, z gotowymi już relacjami, a w domu Marcin i ja często pisaliśmy teksty do pierwszej w nocy i układaliśmy plan obsługi spartakiady na ten dzień. Tekst "Była sobie spartakiada..." napisał po powrocie z Nowego Targu, gdzie przez dwa tygodnie odpoczywał po spartakiadowych trudach u babci. Fajne to były czasy...

"Była sobie spartakiada..." - fragment tekstu Marcina Pawłowskiego, "Echo Dnia", 30 sierpnia 1989 roku. "Była w Kielcach spartakiada. I dobrze. W zasadzie wszyscy są zadowoleni - gremia, bo udało się uroczyste otwarcie, działacze i trenerzy, ponieważ przybyło Kielecczyźnie kilka obiektów (czytaj stanowisk pracy), a my, bo się skończyła. Wielu z nas uczestniczyło w różny sposób w tej wspaniałej imprezie, a jeśli nawet nie, to na pewno coś o niej słyszało. Spojrzał czasem taki szary obywatel na ostatnią stronę miejscowej gazety, zobaczył na ulicy Sienkiewicza grupki fantazyjnie ubranych młodych ludzi, zajrzał do sklepu mięsnego i już wiedział o co chodzi. (...) A skoro wszyscy piszą lub czytają, postanowiłem także ja napisać coś od serca. Specjalnie dla tych, o których jakoś cicho. Taką zupełnie osobistą klasyfikację medalową, listę najlepszych, niestety, bez możliwości przyznania nagród rzeczowych. I tak na złoty medal spisał się jedynie... złośliwy duszek. (...) Któż by inny jak właśnie nie ów złośliwiec, ku uciesze prześmiewców, do których ja absolutnie nie należę, powodował, że boisko do siatkówki w SP nr 1 było z jednej strony o 90 centymetrów dłuższe. Któż w końcu sprawił, że wszyscy zainteresowani - organizatorzy, sędziowie, trenerzy i zawodnicy zorientowali się w sytuacji dopiero w trzecim dniu trwania turnieju. I niech ktoś mi powie, że nie wierzy w duchy. (...)"

- Marcina wszędzie było pełno, udzielał się w sporcie, w naszym teatrzyku, on musiał coś robić - wspomina profesor Lech Kwasek, który uczył wychowania fizycznego w I Liceum Ogólnokształcącym imienia Stefana Żeromskiego. - Kiedy dowiedziałem się, że walczy z ciężką chorobą, wierzyłem, tak jak wszyscy, że wygra. Tak jak na boisku. Bo on nie lubił przegrywać. Gdy grał w koszykówkę, zawsze dawał z siebie wszystko, to on podrywał zespół do walki w trudnych chwilach i te nasze sukcesy - mistrzostwo Kielc i drugie miejsce w województwie - w dużym stopniu były jego zasługą. Mówił, że nigdy nie wolno się poddawać. I nie poddał się... W czwartek, gdy dowiedziałem się, że potrzebna jest krew, pomyślałem sobie, że trzeba w naszym liceum zorganizować szybką akcję. Reakcja była błyskawiczna. Wszyscy chcieli pomóc Marcinowi. Za późno...

- Pracowity, koleżeński, bardzo lubiany, zawsze uśmiechnięty i oddany - dla drużyny i dyscypliny, którą kochał - mówi Stanisław Dudzik, były trener koszykarzy Żaka Kielce. Z tym zespołem Marcin zajął siódme miejsce na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży w Kwidzynie, a grał w nim wtedy między innymi Piotr Gąsior.

- Marcin miał silną osobowość, potrafił skupić wokół siebie grupę ludzi - opowiada Piotr Gąsior. - Pamiętam taki mecz. Graliśmy o mistrzostwo szkół średnich. Nie szło nam najlepiej, Marcin był kapitanem. Trener wziął czas, a Marcin: "Profesorze Kwasek, czy ja teraz mogę zrobić krótką odprawę". I "zestrugał" nas wszystkich. To miało zbawienny wpływ na zespół, bo wygraliśmy. Po dziesięciu latach "Żeromski" odzyskał prymat w Kielcach.

- Zawsze kiedy Marcin przyjeżdżał do Kielc, obdzwaniał kolegów z zespołu - mówi dalej Piotr Gąsior. - Dwa i pół roku temu spotkaliśmy się w swoim gronie. Była wspólna kolacja, po długich rozmowach, koło północy zrodził się pomysł, żeby jednak pograć w koszykówkę. Pojechaliśmy na boisko KSM, tam przy fontannie. Marcin, nieżyjący już Rafał Wachla, Robert Ziemski i Michał Trojan, który akurat przyleciał ze Stanów Zjednoczonych. Jeden z kolegów włączył długie światła w samochodzie i graliśmy do drugiej. Po każdym punkcie cieszyliśmy się jak dzieci.

Ostatnie pożegnanie

W środę pożegnaliśmy Marcina na warszawskich Powązkach. Ojciec Maciej Zięba, dominikanin, powiedział podczas kazania: "Naprawdę żyć będzie, kto umiera kochając". Marcin kochał ludzi, a ludzie nie byli mu dłużni. Na ostatnie spotkanie z nim do kościoła Świętego Karola Boromeusza na Powązkach przyszło ponad tysiąc osób, które znały i kochały Marcina. Wiele osób, które nie zmieściły się w kościele, stało na ulicy. Policjanci i Straż Miejska kierowali ruchem, żeby rozładować korki. Byli dziennikarze ze wszystkich mediów, nie zabrakło przede wszystkim kielczan, którzy osiedli w Warszawie, wielu przyjaciół dojechało z Kielc, była delegacja Rady i Urzędu Gminy w Piekoszowie. W komplecie przyszli wszyscy przyjaciele z TVN: Tomasz Sianecki, Tomasz Sekielski, Grzegorz Kajdanowicz, Tomasz Lis, Krzysztof Skowroński, z prezesem stacji Mariuszem Walterem i synem Piotrem, który specjalnie ze Stanów Zjednoczonych przyleciał na pogrzeb. Przyszli też: serdeczna koleżanka Marcina, Katarzyna Kolenda-Zaleska, Monika Olejnik, była delegacja z biało-czerwonym wieńcem od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, osobiście przybył były marszałek Sejmu Marek Borowski.

Przyszli także telewidzowie, ludzie, którzy gdzieś kiedyś zetknęli się z Marcinem i to dotknięcie zabolało, kiedy Marcina zabrakło. Wielu ludzi miało łzy w oczach, kiedy ojciec Zięba mówił: - Śmierć jest koszmarem i absurdem. Nie zgadzamy się na nią. Pozostawia po sobie pustkę i żal. Ta pustka po Marcinie nas boli, ale i do czegoś wzywa. Marcin całym swoim życiem walczył o prawdę. Swoją heroiczną walką z chorobą, będąc do ostatnich dni w telewizji, dawał świadectwo prawdy. Mówił nam, że to ona jest najważniejsza. Nie konta, euro, stopy kapitalizacji. To wszystko przeminie, a jedyne, co zostaje po człowieku, to prawda. To szczególnie ważne dla świata mediów. I dla każdego człowieka. Powiedziane jest: "Przyjmijcie prawdę, a ona was wyzwoli". To nie choroba zwyciężyła Marcina. To on ją zwyciężył...

Kompania honorowa, przysłana przez Ryszarda Kalisza, ministra spraw wewnętrznych i administracji, odprowadziła trumnę. Trębacz Grzegorz Malinowski zagrał na trąbce "Ciszę" - ulubiony utwór Marcina. Nad trumną modlił się ksiądz Arkadiusz Nowak, znany z działalności na rzecz uzależnionych od narkomanii, który specjalnie przyleciał z Watykanu. Przyjaciel Marcina w chorobie, Kamil Durczok z Programu 1 Telewizji Polskiej przyniósł do kościoła małą, fioletową paczuszkę, obwiązaną czarną wstążką. Poprosił rodzinę Marcina, żeby pozwolono mu włożyć tę paczkę przyjacielowi na ostatnią podróż. Była to jego książka z dedykacją dla Marcina, pierwszy egzemplarz, który zszedł z maszyn w dniu śmierci Marcina. On miał być pierwszym czytelnikiem i recenzentem.

Zuzia, siedmioletnia córeczka Marcina, napisała do taty list i zostawiła go na cmentarzu.

Tomasz Sianecki, najbliższy przyjaciel Marcina, pożegnał go łamiącym się głosem: - Chcę, żebyś wiedział, że od soboty jesteśmy w naszej redakcji jedną wielką rodziną. I nie martw się o Olę i Zuzię, bo one też do niej należą. Mogę ci obiecać, że jak Zuzia dorośnie, opowiemy jej, jakim byłeś świetnym facetem, świetnym dziennikarzem i jakim jesteś - bo jesteś nadal - świetnym przyjacielem. Nie żegnamy cię, wiemy, że to by ci się nie spodobało. Mówimy: do zobaczenia...

Po pogrzebie przyjaciele Marcina z TVN zabrali Olę, jego żonę, żeby razem powspominać go. Wszyscy, którzy znali Marcina, nie mogli przestać o nim mówić, bo tylu rzeczy nie zdążyli mu powiedzieć. Wszyscy do końca pomagali Oli w walce o życie Marcina. - Ola oddałaby cały świat, żeby tylko Marcin wyzdrowiał. Powiedział mi kiedyś: "Mamciu, jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, mając taką rodzinę" - mówi Maria Pawłowska. Ile razy ogląda wiadomości TVN, przypominają jej się słowa syna: "Mamciu, ja mam jedno marzenie: żeby ludzie włączając telewizję widzieli profesjonalistę, żeby wiedzieli, że to, co mówię, jest wiarygodne". - Dla niego prawda była najważniejsza - mówi mama Marcina.

Antoni Pawłowski: - Całego Marcina najbardziej oddają trzy słowa: kochał i był kochany.

Jego styl

Tomasz Sianecki, kolega z redakcji TVN "Fakty", przyjaciel Marcina, był z nim do ostatnich dni: - Bardzo dobrze pamiętam swoje pierwsze spotkanie z Marcinem, znałem go wcześniej z widzenia z magazynu "Filmidło", który prowadził. Ale poznałem osobiście dopiero w 1997 roku, w redakcji "Faktów". Dyrektorem programowym "Faktów" był wtedy mój kolega z radiowej "Trójki" Grzegorz Miecugow. Kiedy wychodziliśmy razem z jego gabinetu, podeszła do nas Agnieszka Eierman, także koleżanka z "Trójki". Marcin nas zobaczył i powiedział: - Oho, "banda trojga". Nigdy nie nabrał maniery, żeby sobie kimś porządzić. Oczywiście, był bardzo wymagający jako wydawca, ale szefowy to on nigdy nie był. Zawsze natomiast był pies na robotę. Nie było żadnego przebacz. Jak trzeba było, siedział całą noc w pracy. Kiedy ważyły się losy ataku na Irak, Marcin śledził wszystkie doniesienia. Kiedy zaraz po trzeciej Amerykanie zaatakowali, Marcin był w redakcji i pracował całą noc przygotowując wydanie. Uwielbiał robić kawały. Podczas wizyty Busha w Krakowie mieliśmy stamtąd robić wydanie "Faktów". Marcin pojechał dzień wcześniej, a pozostała część ekipy miała dojechać potem. Marcin wynajął jakąś uliczną orkiestrę, trzy hostessy, wydał na to pewnie ciężkie pieniądze, ale proszę sobie wyobrazić miny Tomka Lisa, Tomka Sekielskiego i Piotrka Kajdanowicza, wysiadających z pociągu, których witała taka delegacja chlebem i solą. Że o wrażeniach postronnych przechodniów nie wspomnę. Marcin był wtedy już po pierwszym ataku choroby. Zielony, pikowany płaszczyk przeszedł do historii dlatego, że Marcin był bardzo elegancki. Zawsze z uwagą śledził trendy w modzie. Nie można powiedzieć, żeby gonił za modą, bo miał swój styl, eksperymentował, czasem wyprzedzał jakieś trendy. Kupował sobie na przykład buty ze szpiczastymi czubami, w których w ogóle nie dało się chodzić. A z płaszczykiem było tak, że rzeczywiście kupił sobie zieloną, pikowaną kurtkę ortalionową, w której wyglądał nieszczególnie. W dodatku poplamił ją sobie chyba "domestosem", więc była w jednym miejscu odbarwiona. Śmialiśmy się z tego paletka, a on uparcie je nosił.
Czy Marcin wierzył do samego końca, że wyjdzie z tego? Nie wiem. Może to my byliśmy tak głupi, że nie zdawaliśmy sobie sprawy z jego stanu. On pewnie dobrze wiedział na jakim etapie się znajduje, ale nie zdradzał się z tą wiedzą. My tak bardzo wierzyliśmy, że wszystko będzie dobrze, że kiedy w sobotę rano zadzwoniła do mnie Ola, jego żona, myślałem, że dzwoni w jakiejś prostej sprawie. Teraz sobie myślę, że Marcin wiedział, tylko nie chciał nas martwić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie