Komunistyczny pomiot i kościelny pedofil w jednym ciele. Nie ma już Biało-Czerwonej. Jest biało - czarna

Dopiero co w Polsce odbyły się dwa marsze. Jeden w obronie rodziny, drugi - domagający się równości. W obu uczestniczyli ludzie, którzy choć żyją wspólnie na ledwie 312 tysiącach kilometrów kwadratowych, pochodzą z innych planet. Pierwsi protestowali przeciwko uczeniu maluchów masturbacji i LGBT, drudzy domagali się legalizacji związków homoseksualnych i prawa do adopcji dzieci dla nich.
Co ciekawe, wszyscy mówili po polsku. Taką mam, na własne nieszczęście, naturę, że lubię z ludźmi podyskutować. To podobno ubogaca. Po felietonie, w którym krytycznie odniosłem się do kościelnych procedur, pewna gorliwa katoliczka szybko mnie zdemaskowała. Grzecznie zapytała, czy aby moi rodzice nie byli komunistami? Bo dzieci komunistów zwykle odnoszą się do duchownych z niechęcią, co wynoszą z domów, żeby nie powiedzieć - wysysają z mlekiem matki. Próżno było tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem.
Na Marszu Równości wulgarnie parodiowano Mszę Świętą. Uwaga, że to było niesmaczne, wywołała atak wyznawców... Kościoła Latającego Potwora Spaghetti (jest coś takiego, choć wciąż walczą o rejestrację jako związek wyznaniowy). Można by sądzić, że młodzi ludzie zapisują się do niego dla beki, czyli - tłumacząc starszym czytelnikom - dla śmiechu. Ot, jajcarze. Tymczasem nie! Jeden z „pastafarian” kazał mi wyp...lać, a na uwagę, że to nieładnie i czy tak samo odezwałby się do swojej matki stwierdził, że odpowiedziałby w ten sam sposób każdemu pedofilowi i jego obrońcy. Inna wyznawczyni makaronu spytała, czy od zawsze byłem głupi i ograniczony, czy jednak kościelni pedofile się do tego przyczynili.
I tak w krótkim czasie zostałem komunistycznym pomiotem i kościelnym pedofilem. Nie, żebym się żalił. W tym zawodzie skóra twardnieje. Ale wniosek z tego taki, że Polacy żyją dziś w dwóch światach, a każdy jest twierdzą oblężoną. Nie ma w Kraju nad Wisłą miejsca na odcienie. Biało - Czerwona flaga zmieniła się w Biało - Czarną. Bardzo to smutne.