Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korona Kielce. Członek Rady Nadzorczej Paweł Gągorowski mówi o problemach klubu, decyzji niemieckiego udziałowca i piśmie do miasta

Dorota Kułaga
Dorota Kułaga
-Dlaczego doszło do tak dramatycznej sytuacji? Jak przyszłość czeka Koronę Kielce? Rozmawialiśmy o tym z Pawłem Gągorowskim, członkiem Rady Nadzorczej Korony.
-Dlaczego doszło do tak dramatycznej sytuacji? Jak przyszłość czeka Koronę Kielce? Rozmawialiśmy o tym z Pawłem Gągorowskim, członkiem Rady Nadzorczej Korony. Fot. Dawid Łukasik
Korona Kielce jest w bardzo trudnej sytuacji. Nie wiadomo, czy przystąpi do rozgrywek Fortuna I Ligi, jak rozstrzygną się kwestie właścicielskie, ponieważ niemiecki większościowy udziałowiec nie jest już zainteresowany współpracą z klubem i z Kielcami. Dlaczego doszło do tak dramatycznej sytuacji? Jak przyszłość czeka Koronę? Rozmawialiśmy o tym z Pawłem Gągorowskim, członkiem Rady Nadzorczej Korony.

Zna Pan przebieg piątkowego spotkania w Urzędzie Miasta. Widzi Pan szansę na uratowanie Korony? Miasto musiałoby przekazać na klub kilka lub kilkanaście milionów złotych...
- W tej chwili niemieccy partnerzy przedstawili swoje oczekiwania. Trwa tłumaczenie pisma i analiza sytuacji. Zresztą o problemach finansowych wiedzieliśmy od kilku miesięcy, stąd wnioski, które były kierowane do prezydenta i Rady Miasta w sprawie podwyższenia kapitału spółki. Pandemia dużo zmieniła, bo o tym też pisali do klubu Niemcy. Wiedzieliśmy, że każdy przedsiębiorca na świecie ma określone problemy. Czy miasto stać dziś na wyłożenie kilku lub kilkunastu milionów to już kwestia doboru priorytetów i decyzji radnych oraz wykonania uchwał przez prezydenta. Ja mogę mówić o finansach spółki. O polityce nie chcę się wypowiadać, bo za dużo jej w przyziemnych sprawach i kluczowych dla miasta zagadnieniach. Tutaj winno dojść do porozumienia ponad podziałami z korzyścią dla mieszkańców, ale przede wszystkim dla szkolącej się młodzieży i dzieciaków.

Dlaczego niemiecki większościowy udziałowiec nie chce już mieć nic wspólnego z Koroną i Kielcami. Jest Pan w stanie wskazać przyczyny takiej decyzji?
- Ja rozpoznaję kilka elementów takiej decyzji. Na wstępie jednak chciałbym prosić, aby nie dorabiać ideologii i nie wikłać kibiców, mieszkańców czy władz miasta w problemy spółki. Jak słyszę o pliku maili, pomówień, hejtu to muszę stwierdzić, że ktoś kto tak mówi nie rozumie sportu. Sam doświadczam hejtu w wielu sprawach, jestem hejtowany nawet przez niedawnych kolegów, ale działając w życiu publicznym i sporcie muszę liczyć się z pewną krytyką. Oczywiście niektórzy poprzez fikcyjne konta posuwają się zbyt daleko i obrażają, ale nie warto się zajmować takimi osobami. W sporcie jest tak, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ – jak są sukcesy to jest miłość i pomniki, kiedy nadchodzą porażki trzeba liczyć się z krytyką, a nawet nienawiścią – niektórzy kibice fanatycznie kochają swoje kluby – tak jest w Kielcach, Warszawie, ale też w Bremie Hundsdorferów.
Właściciele niemieccy muszą posypać głowę popiołem i przyznać, że mając taki kapitał akcyjny mogli wszystko. Nie chcę tu nikogo krytykować, ale już wiosną 2019 roku po bardzo nieudanym początku sugerowałem zmianę trenera – wtedy mnie nie posłuchali, ale potem sami podjęli taką decyzję. Znacząco za późno.
Wydaje mi się, że głównym powodem decyzji jest jednak fakt braku odporności i nieprzyjmowanie, że sport ma swoje prawa i różni się od innych biznesów. Nasi partnerzy nie mieli w tym doświadczenia, ale też zbyt wolno podejmowali decyzje. Weszli w biznes i liczyli na środki publiczne zbyt mocno, bo jak się okazało sytuacja polskich samorządów jest trudna, a wahadło polityczne nigdzie nie daje stabilności. Nie trudno wyobrazić sobie sytuacje w której radni ani razu nie zgodziliby się na podwyższanie kapitału, przecież wielu miało wątpliwości - wtedy byłby problem już wiosną 2019 roku.

Wiceprezes Korony Marek Paprocki poinformował w piątek o fatalnej sytuacji spółki, zadłużeniu i o tym, że są podstawy do ogłoszenia upadłości. Czy ten czarny scenariusz jest według Pana realny?
- O możliwości złożenia wniosku o upadłość zarząd informował od początku mojego wejścia do klubu. Przecież była mowa o tym przy podwyższaniu kapitału w spółce. Zarząd stawiał sprawę jasno. Bez podwyższenia sytuacja finansowa będzie krytyczna. Dlatego prezydent Wenta kilkukrotnie był gotów do głosowania na Walnym, ale za każdym razem nie miał, jak tego zrobić. Potem nadeszła pandemia i sprawa została zawieszona w początkowej fazie. Szybko potem zostały podjęte działania w kierunku ustalenia stanowiska właścicieli większościowych. Wracając do pytania trudno przewidzieć jakie będą scenariusze, bo nie wiadomo jak będą przebiegały rozmowy i negocjacje z niemieckimi partnerami, czy jest zewnętrzny inwestor? Na razie sytuacja jest bardzo dynamiczna, aczkolwiek to Zarząd decyduje czy i w jakim czasie złożyć wniosek, ewentualnie wierzyciele. I trzeba sobie jasno powiedzieć, że wniosek o upadłość niczego jeszcze definitywnie nie przesądza.

Długi Korony nie powstały z dnia na dzień. Klub był fatalnie zarządzany. Jako członek Rady Nadzorczej miał Pan wiedzę na temat tego, co dzieje się w spółce. Dlaczego Pan wcześniej nie interweniował, nie nagłaśniał tych problemów?
- Nie jest to prawdą, że nie mówiłem o problemach i nie informowałem o sytuacji. Są na to dowody w postaci dokumentów. Już rok temu wnioskowałem o przeprowadzenie audytu spółki przez niezależnych audytorów i rewidentów. Wtedy mój wniosek został odrzucony przez niemieckich członków Rady Nadzorczej. Zostałem przegłosowany, a chodziło mi o ekspertyzę i opinię osób spoza województwa i chłodne spojrzenie na sprawę. Następnie jesienią 2019 roku uczestniczyłem w wielu rozmowach z prezydentem na których była omawiana sytuacja spółki. Przypomnę też, że wnioski o podwyższenie kapitału i zgoda Rady Miasta miały miejsce dwukrotnie – wiosną i jesienią 2019 roku. Na sesjach prezes Zając i wiceprezes Paprocki w szczegółach tłumaczyli sytuację finansową spółki, bo przecież dopiero wtedy radni z pełną wiedzą chcieli podejmować uchwały. Osobiście na początku grudnia 2019 roku uczestniczyłem w komisji, na której odpowiadałem przez kilka godzin na pytania radnych. Następnego dnia powtarzałem to na sesji online. Wtedy również klub reprezentował zarząd, który odpowiedział na kilkadziesiąt pytań, również w sprawie finansów. Nie wyobrażam sobie, żeby radni nie mieli wiedzy, a potem głosowali zgody na wielomilionowe podwyższanie kapitału w spółce. Również wielokrotnie udzielałem informacji dziennikarzom, bo ci z działów sportowych interesowali się sprawą i doskonale znali sytuację. Niektórzy prywatnie nawet śmiali się ze mnie, że nie biorę z Korony ani grosza jako członek Rady Nadzorczej, a robię jeszcze za rzecznika prasowego, bo tylko ja chcę rozmawiać z mediami.

Jaki w tej sytuacji przewiduje Pan scenariusz dla Korony?
-Nie będę bawił się w proroka i nie mam też kompetencji do decydowania w tym zakresie. W biznesie jest tak, że pieniądz lubi ciszę i do momentu ostatecznych decyzji należy rozmawiać w gabinetach. Dla mnie oczywiste jest, że klub wpisuje się w sportową mapę Kielc i nie można jednym podpisem czy uchwałą zaprzepaścić historii sportu. Zdaję sobie też sprawę z innych potrzeb mieszkańców i trudności finansowych spowodowanych pandemią. Radni muszą decydować o edukacji, drogach, gospodarce śmieciowej, transporcie, więc decyzje będą trudne. Proszę jednak pamiętać, że Niemcy dalej mają 72 % kapitału i to oni decydują co dalej. Miasto może nie podołać ich oczekiwaniom finansowym.
Chciałbym, żeby Korona grała w pierwszej lidze na dobrym poziomie, żeby ogrywali się młodzi zawodnicy i przychodzili na mecze kibice. Zatrważające dla mnie było, że na juniorskich mistrzów przychodziło więcej kibiców niż na mecze ekstraklasy.

Na koniec zapytam o kwestie sportowe. Czy jako Rada Nadzorcza mieliście jakikolwiek wpływ na transfery - w wielu przypadkach nie trafione, na politykę kadrową? Za darmo odeszli Marcin Cebula, Jakub Żubrowski, Michał Gardawski, a przecież na tych zawodnikach klub mógł i powinien zarobić.
- W sprawie transferów zawsze decyzje podejmował zarząd w ramach bieżącego prowadzenia spraw klubu. Rada nadzorcza opiniowała kontrakty dbając, aby nie przekraczano założonych progów finansowych. W kwestiach sportowych nawet jednak zarząd nie podejmował decyzji samodzielnie, bo zawsze z trenerami, którzy mieli swoją politykę kadrową i założenia ligowe.
Natomiast Pani poruszyła temat, którym nie zajmowała się Rada Nadzorcza. Kwestie zapisów kontraktowych były w gestii zarządu, prawników klubu i agentów. Wszystko to negocjowano i ustalano warunki umów, które były przygotowywane przez klub. Proszę też pamiętać, że ja i prezydent Wenta zastaliśmy sytuację, bo Niemcy mieli klub już za czasów Prezydenta Lubawskiego i szereg zobowiązań jest z tamtych lat. Oczywiście cały czas zarząd funkcjonował w niezmienionym składzie osobowym.
*Dziękuję za rozmowę

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie