Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof... królowa nocy

Magdalena PORWET

Dwadzieścia pięć minut - tylko tyle potrzebuje Krzysztof z Ostrowca Świętokrzyskiego, by zamienić się w kusicielkę mężczyzn "Kikę". Raz jest Hanką Ordonówną, raz Edith Piaf, innym razem Marleną Dietrich. Niebawem do listy jego wcieleń dołączy Violetta Villas, musi tylko zdobyć odpowiednie... włosy.

Krzysztof godzi się na spotkanie pod dwoma warunkami. Po pierwsze - w reportażu nie może paść jego nazwisko, po drugie - nie będzie zdjęć Krzysztofa "w cywilu". - Nie chcę, żeby mnie sąsiedzi rozpoznali, bo wtedy nie miałbym życia w tym mieście. Ci ludzie pomyśleliby, że jestem "skrzywiony emocjonalnie", a to nieprawda. Ja jestem tylko artystą i kocham sztukę.

Kołnierz z... linki od gaźnika "malucha"

Kreacja, jaką prezentuje na powitanie, robi wrażenie. To połączenie obcisłej "małej czarnej" ze sporą falbaną do sukni ślubnej. Całość uzupełniają sznur pereł i rękawiczki, oczywiście czarne. - To mój krawiecki debiut - mówi.

W tej sukience "Kika" "śpiewa" dla tłumów szlagiery lat dwudziestych i trzydziestych - "Na pierwszy znak" czy "Miłość ci wszystko wybaczy". Gdy zamiaruje "odśpiewać" hit Edith Piaf, "Milord", zakłada inną wystrzałową kreację - długą, czarną suknię z efektownym kołnierzem ozdobionym kamieniami i piórami. - Och, ta sukienka wbrew pierwszemu wrażeniu jest najbardziej męska z moich wdzianek - rzuca. - To po części dzieło sztuki godne... mechanika samochodowego - dodaje. I widząc zdziwione miny szybko wyjaśnia, że "rusztowanie" owego efektownego kołnierza to... linka od gaźnika "malucha". - Mógłbym spokojnie napisać książkę o tym, jak powstają moje suknie. Zapewne najbardziej wzięci projektanci mody znaleźliby tam wiele inspiracji. Kto wie, może powstałby jakiś styl mody i wszyscy chcieliby się nosić "na »Kikę«". To by było szaleństwo - ocenia z rozmarzeniem w głosie.

Pani Kaju, całuję rączki...

Mężczyzn kusi już od trzech lat, naśladując gwiazdy światowych scen. - Pochodzę z rodziny z dużymi artystycznymi tradycjami. Sztuka i to sztuka przez duże "S" była dla moich przodków sprawą priorytetową. Nie miałem więc wyjścia, też musiałem pokochać sztukę. Tyle że zamiast malować, rzeźbić, pisać wiersze, wybrałem teatr i to taki w specjalnym wydaniu. To był dobry wybór. Już po debiucie, który opłaciłem toną zszarganych nerwów, poczułem taki spokój i szczęście, że zrozumiałem, iż to jest mój sposób na życie - podkreśla Krzysztof.

Zadebiutował jako Cristin Carson, w jednej z nieistniejących już dyskotek w regionie świętokrzyskim. To była końcówka 2001 roku. Akurat cała Polska nuciła "Prawy do lewego" - przebój duetu Kayah i Bregović. - Założyłem suknię ślubną, którą dostałem od wtajemniczonej w moje plany koleżanki. Od innej koleżanki pożyczyłem kruczoczarną perukę. Nim wyszedłem na scenę, wypiłem sporo "na odwagę", no i zrobiłem swoje. Dałem takie show, że spici do granic niemożliwości panowie domagali się bisów, prosili o wspólne fotki, autografy i co rusz któryś z nich ślinił mnie po rękach, bełkocząc: "Pani Kaju, całuję rączki..." Dawno się tak nie ubawiłem - wspomina Krzysztof.

Objaśnia, że na początku występował jako sobowtór Kayah czy innej "damskiej gwiazdy". - Bo gdy jakiś konferansjer na wiejskich dyskotekach zapowiedziałby mnie jako Drag Queen, to nikt z tłumu "nie skumałby" o co chodzi. Trzeba byłoby im tłumaczyć, że Drag Queen to taki facet, co to zakłada eleganckie babskie ciuszki, bierze mikrofon do ręki, z głośników sączy się seksowny przebój dajmy na to Marleny Dietrich, a on rusza ustami, czyli udaje, że śpiewa. Taka "instrukcja obsługi" zepsułaby cały nastrój, dlatego wystarczyła ta gadka o sobowtórze i wszystko było w należytym porządku - opowiada.

Zaczęło się od... filmu

Wspomina, że jednak przyszedł taki czas, gdy te wiejskie dyskoteki zaczęły coraz rzadziej figurować w jego grafiku pracy, a ich miejsce zajęły dobre warszawskie i krakowskie lokale. - Zacząłem być Drag Queen, stałem się kusicielką męskich serc o imieniu "Kika" - objaśnia. Dodaje, że "Kika" to "ślad" po fascynacji filmami wziętego hiszpańskiego reżysera Pedro Almodovara. - Zresztą cała ta moja pasja wzięła się ze szklanego ekranu. Bo gdybym kiedyś nie obejrzał "Priscilli, królowej pustyni", filmu o blaskach i cieniach życia kilku Drag Queen, to dziś byłbym najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na ziemi. A tak to mogę robić to, o czym marzy wielu, mogę być królową nocy - opowiada z uśmiechem.

Zdradza, że mimo iż ta pasja daje mu dużo szczęścia, to kilka razy był gotów wszystko rzucić i walizkę z sukienkami własnej roboty schować głęboko na strychu. Te złe myśli znikły, gdy poznał jedną z najlepszych polskich Drag Queen - "Madame Zaza". A poznał podczas jednego z występów w Krakowie. - "Madame Zaza" dała mi wiele wskazówek, jak być dobrą Drag Queen, czego unikać, na co zwrócić uwagę. To dzięki "Madame Zaza" zrozumiałem, że Drag Queen to nie facet naśladujący kobietę, tylko facet - karykatura kobiety. Tego samego nauczyła mnie jej koleżanka, "Madame Zazet" - Polak mieszkający we Francji. Za jego namową zaryzykowałem i zimą w 2002 roku wyjechałem na kilka miesięcy do Paryża, na dalsze lekcje, jak być doskonałą Drag Queen. Tam był inny świat. Drag Queen nie kryły się po kątach, nie bały się rozmawiać o swej pracy. Jedna z nich, gwiazda francuskich Drag Queen - "Chantalle" zdradziła mi chyba wszystkie tajniki z zakresu tej trudnej sztuki udawania divy.

Buty przez... przegrany zakład

Ocenia, że miesiące spędzone w Paryżu to było "bezcenne szkolenie". - Wróciłem do kraju z głową pełną pomysłów, na nowe suknie, na nowy makijaż i od razu chwyciłem w dłonie igłę z nitką, bo maszyny do szycia nie używam, gdyż to mało kobiecy sprzęt. Tak powstała ta suknia - wskazuje na kiczowate połączenie różu, czerwieni, fioletu, bogato zdobione falbankami, czyli na kreację, w której zwykle "śpiewa" przeboje Marleny Dietrich.

Srebrno-szara suknia, a do tego toczek, aż kapiący od cekinów, ozdobiony wachlarzem piór - to kolejne dzieło sztuki Krzysztofa vel "Kiki". - W tym seksownym ciuszku mogę śpiewać tylko jedno, przebój "Bo we mnie jest sex" - gładzi się wachlarzem po... nieogolonej ręce.

- Nigdy nie ogolę rąk. Wystarczy, że muszę golić sobie tors. Bardzo nie lubię tych "operacji" i za każdym razem strasznie zacinam się żyletką. Po takim zabiegu wyglądam, jakbym wrócił z wojny - wzdycha "Kika". - No ale muszę być gładki na klacie. Jakby to wyglądało, gdybym wyszedł w sukni z dekoltem, a z tego dekoltu wystawałyby mi "warkocze" - przekonuje.

Zdradza, że ta przymusowa depilacja to nic w porównaniu z tym, gdy musi pójść na babskie zakupy. - Wtedy dopiero robi się wesoło - wybucha tubalnym śmiechem, nijak nie pasującym do eleganckiej sukni, w której właśnie przeciąga się kusząco na kanapie.

- Gdy wybieram materiały do nowej kreacji, to zwykle mówię, iż przysłali mnie z teatru. Tę samą formułkę wygłaszam w sklepie z kosmetykami. Kiedyś nawet pani bardzo się dziwiła po co mi czarna konturówka. Poinformowałem ją grzecznie, iż gram wieczorem wampira w przedstawieniu i już nie było kolejnych pytań - wspomina.

Żali się, że schody zaczynają się dopiero w sklepie z butami. - Tam nikt "nie kupi" opowiastki, że wybieram buty dla mamy czy siostry, a mierzę na swojej nodze, bo mamy taki sam rozmiar. Dlatego zwykle robię nalot na sklep z butami z przyjaciółmi. Wygłupiamy się, mierzymy fason za fasonem, aż w końcu idę do kasy z butami na bardzo wysokich obcasach, które mogłyby z powodzeniem służyć za podpórkę do palmy i wyjaśniam ekspedientce szeptem, że przegrałem zakład i w rezultacie muszę nabyć te okazy - opowiada.

Srebrna Szpilka dla "ślicznotki"

Podkreśla, że sam od początku do końca dba o swój sceniczny wizerunek. - Wychodzę z założenia, że ma być kiczowato do kwadratu, a nawet do sześcianu. Musi więc być dużo piór, cekinów i innych błyskotek. Makijaż też musi być przerysowany i to do granic możliwości - tłumaczy Krzysztof i zdradza, że potrzebuje tylko dwudziestu pięciu minut, by zamienić się w "Kikę". - Wśród polskich Drag Queen jestem mistrzem w tej kategorii - ocenia.

To nie jedyny sukces "Kiki". W ubiegłym roku Krzysztof startował - i to udanie - w dwóch konkursach dla Drag Queen. Najpierw w maju, w Poznaniu zdobył tytuł Miss Foto i został I Wicemiss. Miesiąc później w Łodzi, na wyborach najlepszej polskiej Drag Queen - "Drag Queen Contest" zdobył Różową Szpilkę, czyli trofeum dla Miss Publiczności i Srebrną Szpilkę, czyli nagrodę dla drugiej Drag Queen w Polsce. - Startowało nas dziewięć. Bój był zacięty. Bardzo chciałam wygrać. Założyłam tę moją ulubioną suknię, czyli "małą czarną" z falbaną od sukni ślubnej i udało się. Byłam boska - śle całusy niewidzialnej publiczności "Kika" i prezentuje buta oklejonego sreberkiem. - Jeszcze miałam szarfę, taką, co to daje się do wieńców na "ostatnie pożegnanie", ale gdzieś mi się zapodziała. Taka już ze mnie ślicznotka-bałaganiara - macha rękami odzianymi w seksowne rękawice.

A teraz Violetta Villas!

Oczywiście w tym roku też wystartuje w konkursie, by tym razem poprawić wynik - zdobyć tytuł pierwszej Drag Queen Polski, tytuł, o którym marzy każda z piętnastu polskich Drag Queen. Na tym nie koniec planów "Kiki", której służbowy kalendarz pęka w szwach. Przed nią występy w całym kraju, głównie na Wybrzeżu, jak też za granicą. Właśnie pracuje nad kolejnym wcieleniem - chce zostać Violettą Villas. - Materiał na suknię już mam, muszę tylko zdobyć odpowiednie... włosy - oświadcza nucąc "Oczy cziornyje". Jednak ta piosenka nie jest zwieńczeniem marzeń Krzysztofa. - Chciałabym jako Ordonka zaśpiewać "Miłość ci wszystko wybaczy" i to na deskach Teatru Wielkiego - wyznaje "Kika", skryta za wachlarzem z piór.

Jedyna (jedyny) w regionie?

Drag Queen - tak nazywa się mężczyzn, którzy wystrojeni w kreacje z pogranicza elegancji i kiczu, w groteskowym makijażu, naśladują divy światowych scen. Polskie Drag Queen, zwane Królowe Nocy, najczęściej udają Hankę Ordonównę, Marilyn Monroe, Marlenę Dietrich, Violettę Villas. W całym kraju jest ich piętnaście. Spotykają się na konkursach "piękności" i na corocznym zlocie w Sopocie, który odbywa się pierwszego dnia sopockiego festiwalu. Najbardziej znane polskie Drag Queen to: "Marylin" - od siedmiu lat występuje w kraju i za granicą, "Cher-ry Lady", "Felicja". Najprawdopodobniej mieszkająca w Ostrow-cu Świętokrzyskim "Kika" jest jedyną Drag Queen w naszym re-gionie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie