Ksiądz = pedofil? teza nośna, ale z gruntu fałszywa

Przedstawione historie molestowania dzieci, głównie chłopców, przez księży - wśród nich także „kapelanów Solidarności” poruszają. Trudno wyobrazić sobie coś bardziej odrażającego od krzywdzenia dzieci. A duchowni się go dopuszczali. Nie raz i nie dwa. Coraz częściej pojawia się z gruntu niesprawiedliwe twierdzenie, że ksiądz równa się pedofil. Bo choć są zboczeńcy/przestępcy w koloratkach, to przecież nie większość! Pedofili znajdzie się wśród nauczycieli, harcerskich instruktorów, dyrektorów chórów dziecięcych czy psychologów. W każdym zawodzie. Byłem ministrantem przez kilkanaście lat. Ani razu nie spotkałem duchownego, który przejawiałby jakieś złe skłonności wobec mnie czy któregokolwiek z kolegów w komżach. Nie, żeby wszyscy byli święci.

Czasem któryś lubił wypić, miał nieortodoksyjny stosunek do celibatu albo przedkładał strzyżenie owieczek nad ich pasanie. Ale gdyby pedofilia była w Kościele tak powszechna, jak niektórzy sądzą, na pewno by się jakiś trafił. To, co poraża najbardziej to nie fakt, że zdarzają się księża - degeneraci, ale to, jak postępowali z czarnymi owcami ich zwierzchnicy. Niestety, nader często zgodnie z amerykańską zasadą „może to i sk...syn, ale nasz”. Jak robiło się wokół takiego kapłana gorąco, przenoszono go do innej parafii, w ostateczności trafiał na zesłanie do ośrodka dla księży - emerytów, żeby nie miał kontaktu z dziećmi. Konia z rzędem temu, kto wskaże przypadek, by biskup dowiedziawszy się o występkach podwładnego, zgłosił sprawę do prokuratury. Miałem kiedyś kolegę, który sądził, że jak zamknie oczy, to go nie widać. Podobnie uważają chyba kościelni hierarchowie. I za to Kościół zapłaci słony rachunek. Już zaczął płacić. Szkoda, że źle pojmowana troska o jego dobro każe im pomijać słowa Jezusa „Prawda was wyzwoli”.