Zbulwersowany pan Andrzej, który na stale mieszka w Zgórsku opowiada, że 11 maja jego mamie odmówiono przyjęcia do szpitala, a 15 maja dostała rozległego udaru i w tej chwili walczy o życie w szpitalu w Starachowicach.
Wędrówka po pomoc
- Od 5 maja 78 letnia mama zaczęła cierpieć na silne bóle głowy, zaburzenia równowagi, krótkotrwałe utraty przytomności i wymioty, moim zdaniem typowe objawy zwiastujące zbliżający się udar, dlatego zawiozłem mamę najpierw siódmego, a potem jedenastego maja na oddział ratunkowy - opowiada. - Siódmego maja była badana przez panią doktor kardiolog, która stwierdziła migotanie przedsionka i rozstrój żołądka, otrzymała leki i została wypisana do domu. Natomiast 11 maja, na izbie przyjęć byliśmy po godzinie siedemnastej, mimo silnego bólu głowy, zaburzeń równowagi lekarz dyżurny chorób wewnętrznych postawił podobną diagnozę, że może jest zakażona rotawirusem i po moich usilnych prośbach, żeby jednak zostawiono ją w szpitalu, mama po otrzymaniu kroplówki, została skierowana na oddział zakaźny przy ulicy Radiowej.
Dotarliśmy tam koło północy, ale lekarka odmówiła przyjęcia mamy tłumacząc, że nie dostrzega żadnych objawów zakaźnych. Kazała nam z powrotem wrócić na oddział wewnętrzny do szpitala na Czarnów. Tam też nas nie przyjęto, powiedziano, że nie ma wskazań do pozostawienia jej na oddziale i o piątej rano, po całej nocy wędrówek po oddziałach z ciężko chorym człowiekiem byliśmy w z powrotem w domu mamy w Starej Słupi. Za cztery dni mama dostała ciężkiego udaru.
"Nie popełniliśmy błędu"
Dorota Adamczyk Krupska, kierownik Szpitalnego Oddziału Ratunkowego przy ul. Grunwaldzkiej tłumaczy, że chociaż na oddziale mają prawdziwy zawrót głowy, dziennie przyjmują ponad dwustu pacjentów, to każdego starają się zbadać dokładnie. - U siebie nie mamy neurologa, więc trudno było go wzywać na konsultacje, ale w uzasadnionych wypadkach wieziemy chorego na oddział neurologiczny - wyjaśnia. - Tutaj nie było takiej potrzeby, z kart, które przejrzałam wynikało, że chora miała wymioty i gorączkę, są to symptomy zatrucia, nie było typowych objawów neurologicznych, więc lekarz pełniący wtedy dyżur nie wezwał neurologa.
Faktycznie chora wróciła do nas w nocy z oddziału zakaźnego, ale nie została przyjęta na oddział wewnętrzny i pod tym względem miała pecha, bo przez 10 dni nie przyjmowaliśmy nowych osób z powodu epidemii rotawirusa. Nasi lekarze stwierdzili migotanie przedsionków, które może zwiastować udar, ale pacjentka dostała leki przeciwzakrzepowe, a wcześniej rytm serca się unormował.
Syn Krystyny Suchockiej, która leży w ciężkim stanie w szpitalu Starachowicach zapowiada, że będzie się domagał ukarania lekarzy w Świętokrzyskiej Izbie Lekarskiej, bo jego zdaniem nie dopełnili swoich obowiązków. - Nie wiem czy takie lekceważenie chorego wynika z nieuctwa czy zaganiania - oburza się. - Na oddziale ratunkowym jest ogromny przerób chorych, ponadto każdy lekarz ma teraz kilka prac, biega od jeden do drugiej żeby dorobić, a nikt nie ma czasu skupiać się nad osobą potrzebującą pomocy - podkreśla. - I to jest straszne się, bo pacjent przestał się w tym systemie zupełnie liczyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?