Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekkoatletyka. Aleksandra Lisowska: - I mogłabym tak biegać i biegać, jakbym była na haju!!!

Paweł Wiśniewski
Paweł Wiśniewski
Aleksandra Lisowska chwilę po historycznym wyczynie na mistrzostwach Europy w Monachium
Aleksandra Lisowska chwilę po historycznym wyczynie na mistrzostwach Europy w Monachium Paweł Relikowski
Prawda, jakiej nie znacie. Pierwsza Polka w historii, która została mistrzynią Europy w maratonie - Aleksandra Lisowska. Specjalnie dla nas: szczerze i otwarcie o swojej drodze na szczyt... ze wzlotami i upadkami...

Kobieta z Warmii. Czy miejsce urodzenia determinuje przyszłość sportowca?
Trudno powiedzieć. Dzieciństwo spędziłam w Braniewie, ale każde wakacje spędzałam u chrzestnej w Gdańsku lub u babci na pobliskiej wiosce Rogity. To były zupełnie inne światy. Ale dzięki temu mogłam zobaczyć - i mieć porównanie - jak wygląda życie z innej perspektywy. Perspektywy codzienności. W moim domu rodzinnym w Braniewie, oprócz mnie, wychowywałam się jeszcze z czterema braćmi i siostrą, bo jedna starsza siostra i brat już mieszkali poza domem. W sumie jest nas ośmioro… Cieszę się, że miałam tak duże rodzeństwo, gdyż przez to miałam większy luz. I czas wolny poza szkołą spędzałam na podwórku. Wtedy nie miałam jeszcze telefonu, komputera, więc jedyną i najlepszą atrakcją w tamtych czasach było spędzanie czasu z rówieśnikami, bawiąc się w różnego rodzaju zabawy. To były piękne czasy. Takie beztroskie życie.

Najważniejszymi osobami dla dziecka są oczywiście rodzice. Niemniej, bardzo istotne są także te relacje, które dziecko nawiązuje z innymi osobami ze swojego otoczenia.
Nie chodziłam ani do żłobka ani do przedszkola. Od razu poszłam do „zerówki”. Kolejne etapy edukacji, jak podstawówka, gimnazjum czy liceum to szkoły w Braniewie. Kiedy poszłam do liceum, to zaczęłam marzyć o zdaniu matury i dostaniu się na studia. Już wtedy tak bardzo pragnęłam zmiany miejsca zamieszkania, zmiany w życiu. Wiedziałam, że nic mnie nie powstrzyma.

Nauką nauką, ale co się stało, że sport tak Panią zawładnął?
Od kiedy pamiętam, bieganie było ze mną zawsze. Jakbym nic innego w Braniewie nie robiła, tylko biegała. Już w szkole podstawowej nauczyciele wf-u odkryli mój talent, no i się zaczęło… Zaproponowali, abym chodziła na zajęcia SKS - tak mi się to spodobało, że uczęszczałam na wszystko, co się dało. Nie ważne, czy była to siatkówka, piłka nożna czy koszykówka.

Wciąż jednak daleko do biegania...
Samo bieganie zawsze było dla mnie czymś banalnie prostym, przychodziło bez większego problemu. Może właśnie dlatego, kiedy tylko miałam możliwość spróbowania czegoś innego, to byłam tak bardzo podekscytowana i szczęśliwa.

Kiedy nastąpiło olśnienie?
W 6. klasie szkoły podstawowej, mój nauczyciel wf-u zaprowadził mnie do klubu Zatoka Braniewo, gdzie sekcję lekkoatletyczną prowadził trener Waldemar Franciszek Gajowniczek. I można powiedzieć, że tak zaczęło się u mnie trenowanie biegania. Trener bardzo szybko mi powiedział, że jestem takim nieoszlifowanym diamentem i jednym z większych talentów, jakich miał. Niestety, wówczas nie za bardzo dotarły do mnie te słowa i nie potraktowałam ich zbyt poważnie. Bieganie traktowałam raczej jako hobby, odskocznię od szkoły i codziennych problemów.

Czym była dla Pani ta magia biegania?
Dawała mi wolność, odwagę i sens życia. To właśnie treningi biegowe, udział w zawodach, rywalizacja, dały mi pewność siebie i wiarę w lepsze jutro. Kiedy wychodziłam biegać, wszystkie negatywne myśli, uczucia nagle znikały. Czułam się wolna jak ptak... I mogłabym tak biegać i biegać, jakbym była na haju. Wówczas nie wiedziałam, nie byłam świadoma, że sport może stać się moją pracą. Żyłam „tu i teraz”...

I mogłabym tak biegać i biegać, jakbym była na haju

Jak na Pani pasję reagowali najbliżsi?
Niestety, oprócz trenera i nauczycieli nikt mnie nie pchał w domu do sportu. Nikt mi nie mówił wtedy, że to może stać się moją pracą, że mogę być, kim tylko zechce. Myślałam wtedy, że bieganie to tylko hobby do pewnego czasu, a potem zaczyna się prawdziwe życie. Studia, praca, rodzina itp. Nie byłam świadomą osobą, jaką jestem teraz. I byłam pewna, że jeżeli takie potrzeby jak praca, mieszkanie i rodzina będą spełnione to będę miała wszystko i będę najszczęśliwsza. Niestety - kiedy nastąpił taki okres, że miałam to wszystko, zaczęłam być bardziej nieszczęśliwa. Czegoś mi brakowało. I co się okazało? Brakowało mi biegania, rywalizacji, wyjazdów na zgrupowania, życia w reżimie treningowym, zdrowego stylu życia.

I co wówczas?
Nastał moment w moim życiu, że postawiłam wszystko na jedną kartę. Odezwałam się do trenera Jacka Wośka i - jak widać - rezultat mojej decyzji, ryzyka, które podjęłam, objawił się 15 sierpnia w Monachium. Wiem, że gdybym nie wyszła ze strefy komfortu, nie zaryzykowała zmiany, to nie wiem, czy dzisiaj bym jeszcze była na tym świecie. To była najlepsza decyzja w moim życiu, o którym nawet nie marzyłam. Jestem wdzięczna, że na swojej drodze spotkałam nauczycieli i trenera, którzy wyznaczyli mi szlak, pokazali drogę i przez większość tej najważniejszej wędrówki byli ze mną. Bo dzięki temu, nawet, jak z czasem zostałam sama, na szlaku, którego nie znałam, potrafiłam w sobie znaleźć na tyle odwagi, aby nie tkwić i nie użalać się nad sobą. Zaryzykowałam, nie poddając się szukać właściwej drogi.
Dlatego uważam, że moje życie jest jak maraton. Droga do Monachium była naprawdę długa, obarczona licznymi kryzysami, nieoznakowanymi drogami. Dlatego ten dystans maratoński nieco się wydłużył. Dlatego, kiedy w końcu odnalazłam właściwą drogę, to nawet jak pojawi się na niej przeszkoda, to potrafię sobie z nią już radzić. Dzisiaj jestem zupełnie inną osobą, świadomą i zdeterminowaną. Dziewczyną, która wie czego tak naprawdę chce i pragnie. Odnalazłam swoje „prawdziwe ja”. Wiem, dokąd zmierzam. Tylko, że teraz nie jestem w tej wędrówce sama. A mój znak zodiaku to Strzelec.

Co Panią motywuje do codziennego wysiłku? Jakie myśli temu towarzyszą?
Bieganie to całe moje życie, największa miłość, sens mojego istnienia. Czuję i wiem, że bieganie to moje powołanie i najlepsze chwile z tym związane jeszcze przede mną. Jeżeli coś robi się z miłości to wszystkie ograniczenia znikają. Bieganie jest dla mnie terapią, czymś co nadaje sens mojemu życiu i wyzwala we mnie wszystko, co najlepsze. Sport i moje życie nauczyło mnie prawdziwego życia, pokory. Pokazało moje słabe i mocne strony. Pozwoliło uwierzyć w siebie i to, że możemy być, kim tylko chcemy. Przede wszystkim zawsze chcę być dobrym człowiekiem. Bieganie stało się dla mnie stylem i częścią mojego życia. Nic nigdy nie sprawiało mi tyle radości, przyjemności, nie naładowywało aż tak pozytywną energią. Z bieganiem, treningami jest jak w życiu. Czasami jest pięknie i wspaniale, a czasami tak mnie sponiewierają, że zaczynam wątpić i zastanawiać się, czy nie jestem za słaba, czy naprawdę się do tego nadaje. Ale, kiedy wykonam ciężką jednostkę treningową, to uczucie po niej jest bezcenne. To tak jak w życiu, kiedy napotykamy na pewnego rodzaju przeszkody, przeciwności i wydaje się nam, że sobie nie poradzimy, że nie damy rady, ale nagle okazuje się, że jest już po wszystkim i poradziliśmy sobie z tym znakomicie. Bieganie jest dla mnie najlepszą terapią na wszystko. Dlatego wiem, że jeżeli nie będę już biegać zawodowo, to na pewno wyobrażam samą siebie, jako biegającą staruszkę...

Jaka refleksja towarzyszy Pani po kilku miesiącach od mistrzostw Europy?
Kiedy stałam na stracie w Monachium, byłam tak skupiona na mojej stopie, że nie pamiętam nic z linii startu. Niestety na mistrzostwa Europy poleciałam ze stanem zapalnym, który zrobił mi się na haluksie w trakcie przygotowań. Ale teraz widzę w tym same plusy, gdyż byłam na nim tak skupiona, że - pierwszy raz w życiu - nie stresowałam się. Wiedziałam, że jestem świetnie przygotowana, że mam formę, której nigdy jeszcze nie miałam. Jedyną przeszkodą może być ten haluks, ale też mu się nie dam. Byłam tak zdeterminowana po nieudanym występie na Igrzyskach XXXII Olimpiady w Tokio, po szumie medialnym, kiedy wyrównałam rekord Polski w maratonie, że w pewnym momencie aż sama siebie nie poznawałam. Te ostatnie wydarzenia bardzo mnie zmieniły. Dotarło do mnie, że albo będę przejmować się, użalać nad sobą, albo zacznę całą tą złą energię, frustrację i złość wykorzystywać na treningach. I tak zrobiłam...

To się nazywa samoświadomość, idea samego siebie...
Tak. Okazało się, że wszystkie negatywne myśli stały się moją siła napędową, a ja zaczęłam na treningach czuć się jak „zaprogramowana maszyna”. Nie byłam świadoma i z niedowierzaniem kończyłam niektóre treningi, które pozwoliły mi uwierzyć w medal mistrzostw Europy. Na początki, te myśli zaczęły mnie nawet przerażać i bałam się mówić o tym na głos. Dopiero, kiedy trener Jacek Wosiek powiedział mi, że mogę zdobyć złoty medal mistrzostw Europy, zaczęłam w to wierzyć
Wracając natomiast do startu i to co działo się w trakcie biegu, to dopiero na około 15-16 kilometrze rywalizacji, ból w stopie zaczął zanikać. Wówczas pomyślałam, że jedyna największa przeszkoda została pokonana, a teraz pozostaje tylko walka o coś wielkiego. Zaczęłam sobie przypominać wszystkie negatywne sytuacje, artykuły i całą swoją ostatnią drogę. Tego musiało być naprawdę dużo, bo zanim się zorientowałam był już 27 kilometr, a ja zaczęłam się czuć jak na luźnym wybieganiu. To była magia, kiedy przez większość dystansu byłam myślami gdzieś indziej. Zapomniałam przez kilkanaście kilometrów, że jestem na mistrzostwach Europy. To pokazuje, jak trener świetnie mnie przygotował, gdyż przez większość dystansu czułam się ja na luźnym wybieganku. Pierwszy raz w życiu czegoś takiego doświadczyłam.

To była magia, kiedy przez większość dystansu byłam myślami gdzieś indziej

Moment szczególny w tym biegu to...
… moment, kiedy zerknęłam na zegarek, bo chciałam zobaczyć, za ile mniej więcej będzie strefa napojów, aby wcześniej się przygotować. Nic nie stracić. I jak zobaczyłam, że zaraz będzie 38 kilometr, to jeszcze dwukrotnie spojrzałam na czas i nie mogłam w to uwierzyć. Czułam, jakbyśmy biegły ok. 5 minut na kilometr, a zostały tylko 4 km do końca... I wtedy wiedziałam, byłam pewna, że dzisiaj medal wędruje do mnie! Czułam, że mam jeszcze sporo „pod nogami” i tak łatwo medalu nie oddam... Ale kiedy zbliżałam się do mety, nie potrafiłam w to uwierzyć, że to naprawdę się dzieje, jakbym była w transie. Nawet, jak przekroczyłam metę, to nie potrafiłam w to uwierzyć.

Podobno ma Pani ogromny dystans do siebie.
Tak, mam! Kiedyś bardzo przejmowałam się tym, co i kto do mnie mówił lub to, co usłyszałam na swój temat. Dzisiaj wiem, że liczy się to, co my sami o sobie myślimy i jak siebie oceniamy, A jeśli ktoś mi powie, że czegoś nie zrobię lub nie dam rady, to mnie to jeszcze bardziej motywuje i napędza, aby właśnie spróbować. Uważam, że tyle w życiu miałam przykrych sytuacji - a życie mnie naprawdę nie rozpieszczało - że dzisiaj inne spojrzenie. Jestem świadoma tego, że wszystko dzieje się po coś. I każdy dostaje od życia tyle, na ile zasłuży i ile udźwignie. Ale to właśnie te gorsze sytuacje w naszym życiu budują w nas siłę i pomagają wyrosnąć na silnych, świadomych swojej siły ludzi. Kiedyś byłam dziewczynką, która wszystkiego się bała, która potrafiła popłakać się z błahego powodu, która nie wierzyła w ogóle w siebie i interesowało ją tylko przeciętne życie. Dzisiaj jestem przeciwieństwem siebie sprzed paru lat. Kobietą, która wie, czego chce, która nie boi się wyzwań. Kobietą, która wyszła ze strefy komfortu i nie boi się marzyć o rzeczach wielkich. Kobietą, która nie spocznie dopóki nie będzie czuć się spełniona we wszystkich obszarach życia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

echodnia Jacek Podgórski o meczu Korony Kielce z Pogonią Szczecin

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lekkoatletyka. Aleksandra Lisowska: - I mogłabym tak biegać i biegać, jakbym była na haju!!! - Sportowy24

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie