Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leon Kaleta z gminy Imielno przeżył dwie wojny, zaznał biedy, był w niewoli. To żywa 103-letnia historia

Przemysław Chechelski [email protected]
Beata Oczkowicz, wiceminister obrony narodowej wręcza Leonowi Kalecie „Broń Białą” podczas niedawnej uroczystości awansu do stopnia porucznika.
Beata Oczkowicz, wiceminister obrony narodowej wręcza Leonowi Kalecie „Broń Białą” podczas niedawnej uroczystości awansu do stopnia porucznika. archiwum prywatne
- W życiu było wiele ciężkich i dobrych chwil. Wszystko minęło jednak jak jeden dzień - mówi Leona Kaleta, 103-latek z gminy Imielno.

Jego życiorys jest bardzo bogaty. Przeżył dwie wojny światowe. Podczas drugiej walczył w obronie ojczyzny, za co został awansowany kilkanaście dni temu do stopnia porucznika. Otrzymał również "Broń Białą" z rąk wiceminister obrony.

Wrócili do ziemianki

Leon Kaleta urodził się 1 lutego 1912 roku w miejscowości Sobowice w gminie Imielno w powiecie jędrzejowskim. Miał dwa lata kiedy w 1914 roku wybuchła I wojna światowa. Jego rodzinna wieś znalazła się niemal na linii frontu. W okolicach Pińczowa stacjonowały oddziały armii austriackiej, a jeden z jej pododdziałów został zakwaterowany właśnie w Sobowicach. Miejscowa ludność została niemal siłą wyrzucona z własnych domów i zmuszona do ucieczki.

Wielu mieszkańców wsi, w tym rodzice pana Leona ewakuowało się na tyły armii rosyjskiej, do wsi oddalonych o 15-20 kilometrów od dotychczasowego miejsca zamieszkania. Musieli pozostawić gospodarstwo i wyjechać zabierając tylko wóz, konia i krowę. Przyjął ich gospodarz, rolnik ze wsi Kameduły w powiecie pińczowskim. Mieszkali tam aż do zakończenia bitwy, która rozegrała się na łąkach rzeki Nidy w okolicach wsi Skowronno. Wrócili do całkowicie zniszczonej i spalonej rodzinnej wsi. Zastali spalony dom i zgliszcza po gospodarstwie. Ojciec pana Leona wybudował ziemiankę, w której cała rodzina mieszkała ponad rok. Jesienią 1918 roku dobiegła końca I wojna światowa.

W straży granicznej

Leon Kaleta miał siedem lat, kiedy w 1919 roku w Sobowicach powstała pierwsza szkoła. Pomimo samodzielnego przygotowania i zdania do drugiej klasy gimnazjum, nie mógł kontynuować nauki. Rodziców nie było stać na opłacanie czesnego.

W wieku 21 lat został powołany do służby wojskowej w Jarosławiu skąd po półrocznym szkoleniu został skierowany do służby w straży granicznej w miejscowości Czortków, 15 kilometrów od granicy rosyjskiej i prawie tyle samo od rumuńskiej. Obecnie miejscowość ta leży na terenie Ukrainy.

Służba nie należała do łatwych. Ludność w zdecydowanej większości narodowości ukraińskiej nie była przychylna polskiej władzy. Szerzący się ukraiński nacjonalizm i działalność Ukraińskiej Organizacji Narodowej, znanej jako UPA, powodowały, że w tym czasie ginęło wielu żołnierzy. Służył jako telefonista i zajmował się łącznością. Biegle posługiwał się alfabetem Morse’a i należał do najlepszych radiotelegrafistów jednostki.

Wybuchła wojna

W październiku 1935 roku po dwóch latach służby wrócił do Sobowic. Już po kilku tygodniach nawiązał współpracę z ruchem ludowym skupionym wokół organizacji "Wici" w powiecie jędrzejowskim. Założył w Sobowicach Koło Młodzieży Wiejskiej, które organizowało spotkania, kursy i szkolenia. Urządzane były przedstawienia w stodołach, organizowano zabawy i potańcówki.

Po wybuchu drugiej wojny światowej pan Leon został zmobilizowany i już w trzecim dniu wojny przydzielony do 4 pułku legionów w Kielcach.

Do miejsca mobilizacji dotarł z niemałym trudem, gdyż zarówno miasto, jak i okolica było co chwilę bombardowane przez hitlerowców. 4 września uczestniczył w zestrzeleniu hitlerowskiego samolotu. Prawdziwy chrzest bojowy z oddziałem przeszedł 5 września. Około 400 żołnierzy obsadziło drogę, z Kielc do Świętej Katarzyny, przed wsią Krajno. Okopany oddział mając tylko parę karabinów maszynowych i sześć moździerzy, bez ciężkiej broni, okopał się pod lasem i po ciężkiej walce z uzbrojonym w czołgi okupantem, zatrzymał wroga.

Tam zastał ich rozkaz naczelnego wodza, żeby szybko wycofać się do Rumunii lub na Węgry, gdyż wojska radzieckie wkroczyły do Polski i dalszy opór jest niemożliwy.

W niewoli

Wyruszyli po południu z całym taborem, liczącym około 50 wiejskich furmanek. Szli całą noc. Rano zobaczyli pierwsze samoloty z gwiazdkami. Niestety nie udało się przedostać, zostali odcięci przez Rosjan i zmuszeni do powrotu.

Dotarli tak do Złoczowa, miasta położonego około 50 kilometrów na wschód od Lwowa. Tam otoczeni przez rosyjskie czołgi i dobrze uzbrojone doborowe oddziały, pod groźbą rozstrzelania, zostali zmuszeni do złożenia broni.

Wszyscy oficerowie zostali zatrzymani i wywiezieni na wschód. Niemal wszyscy zginęli potem w Katyniu i innych miejscach kaźni.

Powrót do domu

Szeregowych żołnierzy zwolniono, zabierając tylko broń. Pan Leon jak wielu innych zaczął trudny powrót do domu. Gdy wojska radzieckie ruszyły na Lwów, pan Leon z dużą grupą żołnierzy szedł obok nich, tak było bezpieczniej.

Ale kilkadziesiąt kilometrów od Lwowa, jeden z oddziałów wojska polskiego zrobił barykady na drodze zatrzymując Rosjan. Wywiązała się walka. Kilkanaście domów spłonęło i ponownie około 1000 żołnierzy i cywilów, w tym pan Leon, dostało się do rosyjskiej niewoli.

Gdy rozpoczęła się bitwa o Lwów wraz z kilkuset innymi żołnierzami uciekł do lasu, całą noc klucząc pomiędzy wsiami i osiedlami, kierując się na zachód. Szli grupą około 50-osobową, bo na mniejsze grupy napadali ukraińscy nacjonaliści. Niejeden polski żołnierz stracił przy tym życie.

Gdy dotarli na tereny zajęte przez Niemców, ponownie dostali się do niewoli, tym razem niemieckiej.

Duża kolumna jeńców, prowadzona i konwojowana przez uzbrojonych wartowników dotarła w okolice miejscowości Niemirów około 40 kilometrów na północ od Białej Podlaskiej. Tam pan Leon ponownie uciekł korzystając z pomocy ukraińskiego gospodarza, od którego dostał cywilne ubranie i żywność.

I tak w przebraniu Leon Kaleta wraz z kolegą wrócił w rodzinne strony. Niedługo potem wstąpił do Batalionów Chłopskich. W dzień oficjalnie prowadził gospodarstwo, a nocami prowadził różne akcje przeciwko hitlerowskiemu okupantowi.

Działacz społeczny

Po wojnie pan Leon angażował się w działalnośc społeczną. Między innymi wspólnie z pięcioma innymi osobami zakłałożył komitet organizacyjny, który doprowadził do założenia elektryczności w Sobowicach.

Między innymi dzięki jego staraniom wybudowano w powiecie pierwszą szkołę tysiąclecia, zbudowano most na rzece Nida, osuszono łąki i uregulowano Nidę, zbudowano drogę i Dom Strażaka, w którym mieści się sklep, sala taneczna, jadalnia i kuchnia. Brał udział we wszystkich akcjach społecznych i komitetach. W latach 80., założył we wsi Solidarność Rolników. Był przewodniczącym i jednym z najbardziej aktywnych członków. Organizował protesty, blokady na drogach i kontrole w gminie.

Zmarła mu żona i syn

W życiu prywatnym było różnie. Miesiąc po urodzinach zmarł mu syn. Dwadzieścia lat po ślubie żona. Został sam z pięcioma córkami. Dopiero dwa lata później poślubił obecną żonę, z którą żyje do dziś. Doczekał się dziesięciu wnuków, dwudziestu prawnuków i jednego praprawnuka.
Pomimo sędziwgo wieku ma doskonałą pamięć

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu JĘDRZEJOWSKIEGO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie