Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leśniczy-radny przed sądem. Wystartował proces o zastrzelenie bezdomnego psa

Marzena KĄDZIELA
Czy leśniczy miał prawo zastrzelić bezpańskiego psa? Dlaczego zwierzak (agresywny zdaniem niektórych), błąkał się przez kilka miesięcy po Maleńcu, zamiast trafić do schroniska?

Na te między innymi pytania próbuje znaleźć odpowiedzi sąd. W czwartek przez ponad cztery godziny przesłuchiwał świadków.

W Sądzie Rejonowym w Końskich rozpoczął się w czwartek proces dotyczący zdarzenia z początku sierpnia minionego roku. Wtedy to - jak wynika z ustaleń prokuratury - leśniczy, radny gminny, ze swej broni myśliwskiej zastrzelił w lesie psa, którego wcześniej przywiózł tam własnym busem inny mieszkaniec gminy Ruda Maleniecka. Na ławie oskarżonych zasiedli leśniczy i kierowca busa. Są oskarżeni o to, że wspólnie bez uzasadnienia uśmiercili psa. Mężczyźni nie przyznają się do popełnienia przestępstwa. Twierdzą, że całe zajście nie było planowane, a strzał był oddany przez leśniczego w obronie własnej, bo istniało podejrzenie, że pies jest nie tylko agresywny, ale i chory na wściekliznę.

Zmiana zeznań

Sędzia Agnieszka Czekalska odczytała w czwartek mężczyznom to, co mówili podczas śledztwa. Po tym kierowca przyznał, że podczas przesłuchania skłamał mówiąc, że to nie leśniczy zastrzelił czworonoga. Jak wyjaśniał nieprawdziwe informacje podał, bo "był zestresowany po 24-godzinnym pobycie w areszcie". Jak więc jego zdaniem wyglądało feralne sierpniowe zdarzenie?

Jak opowiadał w sądzie, krytycznego dnia dowiedział się od wójta Rudy Malenieckiej Leszka Kucy, że po Maleńcu błąka się duży bezpański pies.

- Mam dwa niewielkie psy, potrzebowałem większego do pilnowania mojego dużego obejścia - tłumaczył kierowca. - Zainteresowałem się więc i pojechałem busem do Maleńca. Tam dwaj mieszkańcy wioski pomogli mi w złapaniu czworonoga i wpakowaniu go do auta. Jeden z nich pojechał ze mną. Gdy auto ruszało, usłyszałem od kogoś z gapiów, że pies jest agresywny, że zagryzł inne psy, biega za ludźmi. Zacząłem się zastanawiać, czy dobrze zrobiłem, biorąc go. Pojechałem do kolegi leśniczego, bo wiedziałem, że on ma kojec. Postanowiłem umieścić w nim zwierzę. Leśniczy zjawił się, wezwany przeze mnie telefonicznie, po 10 minutach. Pies stawał się coraz bardziej agresywny.

Padł strzał

Oskarżony leśniczy mówił, że postanowił obejrzeć czworonoga, ale nie przy posesji lecz w lesie, dla bezpieczeństwa ludzi. Jak wyjaśniał, kierowca z 25-letnim mieszkańcem Maleńca i psem pojechali do lasu busem, a on ruszył za nimi terenówką. Twierdził, że w lesie sytuacja rozwinęła się błyskawicznie. Podobno pies miał na pysku pianę, a gdy 25-latek otworzył drzwi samochodu, pies wyskoczył z auta. Leśniczy tłumaczył, że wtedy on chwycił za broń i oddał strzał. Pies padł martwy. Potem 25-latek miał go zakopać.

25-latek, który ponoć lubił psa, był tak roztrzęsiony zajściem, że po tym jak kierowca busa odwiózł go do Maleńca, informacją o zastrzeleniu zwierzęcia podzielił się ze sklepową a jednocześnie sołtysem Agnieszką Szustak i innymi mieszkańcami wioski. Pani sołtys powiadomiła o zdarzeniu policję. 25-latek złożył obszerne relacje policjantom, w czwartek w sądzie wszystkiemu jednak zaprzeczał, twierdząc wielokrotnie, że był pijany i niczego nie pamięta. Mówił też, że nie pamięta tego, jak składał zeznania.

Czy był agresywny?

Wśród świadków, których wysłuchał w czwartek sąd, był także mieszkaniec Maleńca, który pomagał w załadowaniu psa do busa. On chyba najbardziej związany był z przybłędą. Jak twierdzą sąsiedzi, sam nie miał co do garnka włożyć, ale psiakowi zawsze coś zostawił.

-Ten mężczyzna, który przyjechał do Maleńca busem, mówił, że zabiera psa. Zrozumiałem, że zwierzak trafi do schroniska, dlatego złapałem go i przyprowadziłem do auta. Ale pies już coś przeczuwał, opierał się i miał takie smutne oczy. Żadnej piany nie toczył z pyska. Czy pies był agresywny? Jak go ktoś drażnił, pewnie tak, ale zazwyczaj był spokojny. Letnicy go lubili i często dokarmiali - opowiadał świadek.

O tym, że letnicy lubili czworonoga, mówiła również sołtys Agnieszka Szustak. Ale informowała także, że wiele osób bało się dużego psa, dlatego kilkakrotnie interweniowała w gminie, by umieścić zwierzę w schronisku. O interwencjach mówił kolejny świadek, radny z Maleńca. Radny podawał nazwiska osób, które według jego wiedzy pies atakował. Wójt Rudy Malenieckiej Leszek Kuca, także wezwany w roli świadka, przekonywał, że w żaden sposób nie mógł zapobiec tragedii, bowiem, mimo wielu starań, żadne schronisko nie chciało przyjąć psa z Maleńca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie