Liczyłem na lepszy wynik w gminie Pińczów. Rozmowa ze Zbigniewem Koniuszem, radnym powiatu

W wyborach do Sejmu uzyskał pan w naszym powiecie 2798 głosów, a w sumie 3605. Zabrakło jednak panu 1775 głosów, czyli niewiele, by zdobyć poselski mandat. Czuje pan niedosyt, czy mimo wszystko jest pan zadowolony z wyniku?

Wynik okazał się dobry, ale czuję niedosyt. Było bardzo blisko, żeby nasz powiat miał swojego posła. Natomiast cieszy fakt, że dużo ludzi mi zaufało i głosując na mnie zagłosowało, nawet pewnie w przypadku niektórych wyborców wbrew swoim przekonaniom, na Prawo i Sprawiedliwość. Doceniam to i dziękuję wszystkim, którzy oddali na mnie głos.

Sądził pan, że tyle głosów uda się panu zdobyć?

Powiem nieskromnie, że liczyłem na lepszy wynik w gminie Pińczów [Zbigniew Koniusz uzyskał w niej 1947 głosów – przyp. red.]. Tu troszeczkę się zawiodłem, bo nawet nie odtworzyłem wyniku z ubiegłorocznych wyborów samorządowych. Wtedy otrzymałem prawie 2 tysiące 300 głosów.

Ale to dlatego, że mieliśmy teraz więcej kandydatów i głosy się rozproszyły.

To fakt, ale zauważmy drugą rzecz. Głosy uległy rozproszeniu również na liście. I to jest w pewnym sensie nasza bolączka, bo najwięcej głosów w skali województwa zebrali ci, którzy są spoza niego. Ciągle nie mamy tej świadomości, by wybierać osoby, które się zna, które są z regionu, które mieszkają niedaleko. Szkoda, bo znów nasz powiat nie będzie miał ani posła, ani nawet biura poselskiego, choć z tym ostatnim jeszcze zobaczymy.

Poparcie, jak pokazały wybory, ma pan duże. Czy za trzy lata, gdy będziemy wybierać władze samorządowe, znów będzie chciał pan ubiegać się o fotel burmistrza?

Przede wszystkim robię to, co umiem najlepiej, czyli param się medycyną. To moje główne zajęcie. A polityka? Pewnie będzie ze mną. Teraz jednak trudno mi powiedzieć, co będzie za trzy lata. Fakt, kapitał wyborczy jest spory, ale jeszcze zdecydowanie za wcześnie, by mówić, czy wystartuję, czy nie.