Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubieżnik ze smartfonem w ręce czyha na ofiary nawet w toalecie

Kinga Dereniowska
Kinga Dereniowska
Jak pokazują policyjne statystyki, od roku 2011 do 2019 liczba „podglądaczy” w Polsce wzrosła aż czterokrotnie
Jak pokazują policyjne statystyki, od roku 2011 do 2019 liczba „podglądaczy” w Polsce wzrosła aż czterokrotnie Fot. 123RF
Były już policjant nagrywał smartfonem miejsca intymne kobiety. Urzędnik, który właśnie „musiał“ zwolnić się z pracy, upajał się widokiem roznegliżowanych koleżanek, podglądanych w toalecie. „Podglądaczy“ jest coraz więcej, tak wynika z policyjnych statystyk. - To może mieć związek z zaburzeniami osobowości - podejrzewa lekarz psychiatra Małgorzata Trąd.

Dzięki urządzeniu schowanemu w kieszeni można mieć, kogo się chce, kiedy się chce. Bez wiedzy ofiary. Koleżanka z pracy, znajoma urzędniczka, turystka czy pracowniczka. Ograniczeń nie ma. Kilka chwil i potajemnie nagrana osoba jest na komputerze.

Wsunął smartfon pod spódnicę

Tamtego piątkowego popołudnia pani Monika wybrała się z mężem na weekendowe zakupy do jednego z hipermarketów w Rzeszowie. Było ciepło, więc ubrała się w krótką sukienkę. Wybierając wodę w sklepowej alejce, schyliła się lekko do przodu. Nie była w ogóle świadoma, że za nią uklęknął młody mężczyzna i robił zdjęcia jej miejsc intymnych. „Podglądacza” ujął jej mąż wraz z ochroną sklepu. Jak się później okazało, to 34-letni dzielnicowy jednej z komend w Rzeszowie.

Po wybuchu skandalu „uciekł” na zwolnienie lekarskie. Nie pracuje już w policji. Miesiąc temu został zwolniony ze służby. W pracy opinię miał dobrą.

- Być może robił to dla zabawy, być może dla adrenaliny. Nie wiemy, czy ta motywacja była seksualna. Być może chodziło o ośmieszenie tej kobiety? - zastanawia się lek. med. Marzena Trąd, psychiatra, seksuolog. - Takie nagrywanie ma dla ofiary wymiar upokarzający. Z kolei działanie sprawcy może wynikać z uwarunkowań osobowościowych.

Jak pokazują policyjne statystyki, od roku 2011 do 2019 liczba takich „podglądaczy” w Polsce wzrosła aż czterokrotnie. W 2011 roku odnotowano 107 podobnych przypadków. W 2012 roku wszczętych postępowań było już 139, a w 2019 - 487. Co ciekawe, jeszcze w 2010 roku policja potwierdziła zaledwie 11 przypadków „utrwalania wizerunku nagiej osoby bez jej zgody” (art. 191a KK).

W tym czasie każdy z nas miał już telefon komórkowy. Może nie smartfon, ale aparat lepszy czy gorszy posiadał. Jak zauważa Marzena Trąd, do wzrostu przypadków przyczyniła się eksplozja stron z pornografią internetową oraz roznegliżowanych zdjęć w mediach, także tych społecznościowych. Temat, kiedyś wstydliwy, stał się akceptowalnym zjawiskiem.

- Wielu celebrytów w ten sposób się pokazuje i reklamuje swoją osobę. To sprzyja temu, że niektórzy panowie myślą, że skoro celebrytka dobrowolnie pokazuje się półubrana, to pewnie koleżanka z pracy nie będzie miała pretensji, jak się ją nagra samemu - zauważa seksuolog.

Nagrywał koleżanki w toalecie
I tak właśnie mógł pomyśleć urzędnik z gminy Adamówka na Podkarpaciu. Nagrywał niczego nieświadome kobiety podczas czynności fizjologicznych. Telefonem komórkowym, przez otwór wentylacyjny w drzwiach urzędowej toalety. I pewnie trwałoby to nadal, gdybym erotoman nie został przyłapany. Ktoś w końcu zauważył, że zamiast zajmować się inwestycjami i budownictwem, urzędnik ogląda jakieś filmy. Gdy niepokojące wieści doszły do uszu wójta, ten poprosił informatyka o zdalne sprawdzenie komputera urzędnika.

- Informatyk stwierdził z przerażeniem, że są tam filmiki nagrywane w naszych toaletach. A na nich pracownice urzędu gminy - relacjonował Edward Jarmuziewicz, wójt gminy.

36-latek w gminie pracował 10 lat. Opinię miał niezłą, nie robił problemów. Nikt nie spodziewał się, że kryje w sobie taką tajemnicę. Od 4 listopada nie pracuje już w Urzędzie Gminy Adamówka, złożył wypowiedzenie. Napisał list, w którym przeprosił byłe koleżanki z pracy.

To niejedyny urzędnik, który z powodów swoich słabości do podglądania znalazł się na ustach całej Polski. Prawie rok temu w toalecie w Urzędzie Miasta i Gminy Witnica (woj. lubuskie) jego pracownica, naprzeciwko muszli klozetowej, zauważyła czerwoną lampkę. Kobieta początkowo myślała, że to odświeżacz powietrza. Okazało się, że to miga światełko kamerki bezprzewodowej. Ktoś, kto kamerkę podłożył, musiał być pracownikiem ratusza, bo toaleta zamykana jest na klucz, a ten jest dostępny tylko dla urzędników.

Urzędniczka zawiadomiła swoją kierowniczkę, a ta policję. Funkcjonariusze szybko znaleźli osobę odpowiedzialną za podłożenie kamerki. Mężczyzna wszystkiemu zaprzeczył, jednak wypowiedzenie z pracy złożył. Okazało się, że niewiele udało mu się zarejestrowań, bo niecny proceder odkryła jedna z pierwszych nagrywanych osób. Prokuratura postawiła 47-latkowi zarzut usiłowania nagrywania wizerunku jednej nagiej osoby bez jej zgody. Wtedy mężczyzna do wszystkiego się przyznał.

„Podglądacz“ rozdaje karty

Urzędnik i policjant to zawody zaufania publicznego. Skąd więc takie zachowania?

- Ci ludzie myślą, że mają władzę. Stare powiedzenie mówi, że władza może sprzyjać demoralizacji i deprawacji, jeżeli ktoś nie posiada odpowiednich dyspozycji osobowościowych, żeby nad tym zapanować - wnioskuje Marzena Trąd. I dodaje, że gdy nagrywamy kogoś bez jego wiedzy i zgody sądzimy, iż jesteśmy „panami sytuacji”. - To my rozdajemy karty i decydujemy, co i na jakich zasadach się stanie. Takie działanie ma charakter przemocowy. Przekraczamy wtedy granice intymności drugiego człowieka - dodaje psychiatra. I podaje przykład.

- Przykład idzie z góry. To słychać u niektórych polityków: impertynencję, władczy ton, protekcjonalność. Mnóstwo seksistowskich treści, odhumanizowanych, ksenofobicznych, homofobicznych. Jeśli ktoś taki dostaje władzę, to wydaje mu się, że może ją rozszerzać na wszystki aspekty życia życia - przekonuje Marzena Trąd.

Podobnych przykładów nie brakuje też w firmach prywatnych. W 2015 roku biznesmen z Wrocławia ukrył kamerkę w toalecie wśród szmat. Kiedy jego pracownicy załatwiali potrzeby fizjologiczne, obraz „na żywo” leciał na komputerze ich pracodawcy. Nagrywał zarówno kobiety i mężczyzn. Zanim został zdemaskowany, nagrał prawie 9 pracowników. Sex-biznesmen uparcie nie przyznawał się do winy. Został skazany na 20 tys. zł grzywny. Sprzęt, którym nagrywał podwładnych, został zniszczony.

Kamerki są wszędzie

Pewien „podglądacz” ukrył telefon komórkowy w koszu na śmieci w toalecie dworca kolejowego w podwarszawskim Legionowie. Policję zawiadomiła kobieta, która zorientowała się, że jest nagrywana. Podglądaczem okazał się 39-letni mieszkaniec Warszawy.

W grudniu ubiegłego roku w Czechowicach-Dziedzicach (woj. śląskie) jedna z klientek lokalu gastronomicznego, podczas pobytu w toalecie zauważyła dłoń ze smartfonem, wystającą spod przegrody oddzielającej kabiny toalet. Kobieta wytrąciła zboczeńcowi telefon z ręki. Zrobiła mu też zdjęcie, gdy wychodził z toalety. Policja opublikowała wizerunek poszukiwanego mężczyzny.

Rok temu 53-latek zaczaił się na swoje ofiary w toalecie Starostwa Powiatowego w Strzelcach Opolskich. Przez szparę pod kabiną nagrywał to, co dzieje się obok. Na gorącym uczynku przyłapała go jedna z urzędniczek. Kobieta usiadła na muszli klozetowej i kątem oka zauważyła pod spodem telefon komórkowy. Najpierw myślała, że urządzenie ktoś zgubił, ale potem zorientowała się, że jest nagrywana.

Mężczyzna zapewne mógł ściągnąć sobie pornografię z internetu, ale przecież bez ryzyka nie ma zabawy. W przypadku „podglądaczy” groźba złapania też bywa ekscytująca.

- Zdobywanie takiego materiału wiąże się z pewnego rodzaju adrenaliną, a ściągnięcie z internetu materiału to jedno kliknięcie. Żadnego wyzwania w tym nie ma. Natomiast zdobycie wizerunku kogoś, kogo się zna, wymaga pewnego rodzaju wysiłku. Czasami nawet planu i logistyki. Czyli jest to pewien proces zdobywania. I to także może być podniecające - opowiada seksuolog.

Taki plan zapewne miał 57-leni mieszkaniec Płotek koło Piły. Był przykładnym mężem i ojcem. Wynajmował domek przyjezdnym turystom, a dodatkowo ich sobie podglądał. Kamerę ukrył w czujniku dymu w łazience. Wyznał, że w przeszłości kilkukrotnie zrobił zdjęcia nagim kobietom, a raz przez szparę w żaluzjach podglądał parę uprawiającą seks. 57-latek został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Otrzymał też trzyletni zakaz wynajmowania domku.

Za każdym razem, gdy słyszymy doniesienia medialne o sex-skandalach, ich bohaterami są mężczyźni. Jak tłumaczy psychiatra, statystycznie kobiety rzadziej mają zaburzenia osobowościowe niż mężczyźni, np. psychopatią w znakomitej większości dotykani są mężczyźni, o wiele rzadziej kobiety.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lubieżnik ze smartfonem w ręce czyha na ofiary nawet w toalecie - Nowiny

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie