Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Matan z Jędrzejowa opowiada o swoim udziale w uroczystościach żałobnych Warszawie i Krakowe

Paweł WIĘCEK [email protected]
- Byliśmy zszokowani tym, co się dzieje. W Warszawie płacz, żałoba, a w Krakowie rozluźniona atmosfera, brak skupienia takiego jak w Warszawie – opowiada Łukasz Matan. Widać to na zdjęciach…
- Byliśmy zszokowani tym, co się dzieje. W Warszawie płacz, żałoba, a w Krakowie rozluźniona atmosfera, brak skupienia takiego jak w Warszawie – opowiada Łukasz Matan. Widać to na zdjęciach… fot. archiwum prywatne
Łukasz Matan z Jędrzejowa opowiada o swojej podróży do Warszawy i Krakowa tuż po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem

Bez zastanowienia, praktycznie bez pieniędzy, w jednej bluzie wsiadł w pierwszy pociąg, jaki przyjechał na stację, i pojechał do stolicy. Tam płakał i modlił się ze wszystkimi. Nie jadł i nie spał. Wrócił w poniedziałek. - To było porównywalne z przeżyciami, kiedy zmarł Papież - mówi.

Jego historii niezwykłej pielgrzymki towarzyszyły i towarzyszą nadal, gdy o tym opowiada, silne emocje.

TOTALNY SPONTAN

- W sobotę rano ze snu wyrwał mnie telefon. Dzwoniła mama z pretensjami, że śpię, a tu dzieje się coś ważnego, rzeczy straszne. Ze zdziwieniem przecieram oczy, pytam, o co chodzi. "Jak to o co?" pyta mama. "Ty śpisz, a samolot prezydencki się rozstrzaskał" mówiła. Nie mogłem uwierzyć, więc szybko włączyłem telewizor. Wtedy dopiero uwierzyłem, że to się naprawdę dzieje. Automatycznie zadzwoniłem do kolegi Jarka spod Wodzisławia. Ustaliliśmy, że trzeba się natychmiast spotkać i porozmawiać o tym, co się dzieje - opowiada.

- Podjechałem autem do Mieronic. Zaraz na początku naszej rozmowy padło hasło, żeby jechać do Warszawy. Akurat tak wyszło, że kolega nie mógł jechać, ale stwierdziliśmy, że ja musze jechać, by nas reprezentować, by oddac hołd prezydentowi, jego małżonce i wszystkim ofiarom. Nie można przecież spędzić tego czasu banalnie, jeść obiad, paluszki i patrzeć bezmyślnie w telewizor.

- Stwierdziłem, że autem nie dam rady jechać, więc Jarek odwiózł mnie swoim samochodem na dworzec do Sędziszowa. Nie miałem nic ze sobą, bo nie byłem przygotowany na wyjazd. Pożyczyłem 300 stówy od Jarka na bilet kolejowy i na jedzenie. To był totalny spontan. Wsiadłem w pierwszy możliwy pociąg, żeby się znaleźć przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie - mówi.

DWA DNI CZUWANIA

- To, co przeżyłem, było porównywalne z przeżyciami, kiedy zmarł Papież Jan Paweł II. Z dworca poleciałem przed Pałac. To był moment, kiedy ludzie zaczynali się schodzić, palić pierwsze świeczki. Przez cały dzień nic nie jadłem, oczywiście poza porannych śniadaniem. Koczowałem przy Pałacu, zapaliłem znicz w imieniu swoim, rodziny i kolegi Jarka. Dzień momentalnie mi zleciał, ta krzątanina, nowe informacje, rozmowy z ludźmi. Przekoczowałem całą noc przy świeczkach, grzałem się przy ich cieple. Drzemałem trochę w ławkach przy kościcle, grzałem się też na zakrystii. Tam ze zmęczenia regenerowałem siły. A przed Pałacem cały czas była masa ludzi - wspomina.

(fot. fot. archiwum prywatne)

- W niedzielę rano zjadłem coś, potem było oczekiwanie na trumnę z ciałem prezydenta. To było niesamowite wzruszenie, kiedy kondukt z trumną jechał ulicami Warszawy. Jakby wieźli święte relikwie. Ludzie czekali na to cały dzień. Zapchali całą ulicę, trudno się było dopchać do pierwszego rzędu. Czułem wielkie przerażenie czułem, ożyły wspomnienia z chwil, kiedy papieża wieźli. Takie samo skupienie i oczekiwanie ludzi. Każdy traktował prezydenta w tej chwili jak osobę świętą, wszyscy zamarli, kiedy przejeżdżał kondukt. Była totalna cisza. Z rozpęduy zostałem na noc. W poniedziałek rano wróciłem do domu totalnie nieprzytomny.

W STOLICY DUCH NARODU

- Cały tydzień byłem w szoku, nie mogłem się do niczego zebrać. Ucieszyła mnie decyzja, że pogrzeb pary prezydenckiej odbędzie w Krakowie. Na tę uroczystość wyjechaliśmy z bratem Piotrem, z kolegą Jarkiem, jego siostrą Agnieszką i koleżanką Kasią - opowiada.

Podkreśla, że atmosfera w Krakowie niczym nie przypominała tej sprzed kilku dni w stolicy. - Prawdziwa reakcja narodu była w Warszawie. W dniu pogrzebu było czuć rozluźnienie. Baliśmy się, że samochód trzeba będzie zostawić w podkrakowskich wioskach, a parking w Galerii Krakowskiej był pusty, miasto też puste. Byliśmy zszokowani tym, co się dzieje. W Warszawie płacz, żałoba, tylko o tym się rozmawiało. A w Krakowie ludzie ochłonęli i ta sobota warszawska była niewspółmierna, nieporównywalna do niedzielnego pogrzebu. Widać było rozluźnioną atmosferę, brak skupienia takiego jak w Warszawie. Podróż do stolicy to był moralny obowiązek. Trzeba być tam, gdzie dzieje się historia świata. Nie możemy tego zlekceważyć. Duch narodu był w Warszawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie