Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lwów za pociągnięcie nosa (zdjęcia)

Piotr Kutkowski
Na szczycie fasady kościoła Dominikanów można dostrzec rzeźbę świętego Jacka unoszącego Najświętszy Sakrament oraz figurę Matki Boskiej
Na szczycie fasady kościoła Dominikanów można dostrzec rzeźbę świętego Jacka unoszącego Najświętszy Sakrament oraz figurę Matki Boskiej Piotr Kutkowski
Spacerując po raz kolejny po Lwowie i po raz kolejny zwiedzając sztandarowe zabytki tego miasta warto rozejrzeć się dookoła, a niekiedy zadrzeć głowę do góry. Zobaczymy wtedy wychylającego się z okna Ignacego Łukasiewicza albo będziemy mieli okazję złapać za nos Nikifora.
Spacer po Lwowie

Zachwycający Lwów

Na granicy polsko ukraińskiej nie ma tłumów, nie ma kolejek, ale nie ma też pośpiechu. Na wszystko jest czas, a najwięcej czasu trzeba na wypełnianie ukraińskich kwitków. Bumaga jest równie ważna jak paszport, bez niej nie wjedziesz. Odległość od granicy do Lwowa to tylko 70 kilometrów, przysłowiowy rzut kamieniem.

Zwykle zwiedzanie zaczyna się od wejścia na Górę Zamkową, najwyższe wzniesienie z pozostałością warowni i wspaniałym miejscem widokowym. Ale Góra Zamkowa ma swojego konkurenta - znacznie mniej znanego, ale i mniej odwiedzanego - Łysą Górę. Prowadzą na nią zagospodarowane ścieżki, na szczycie znajduje się metalowy krzyż z tabliczką mówiącą o upamiętnieniu żołnierzy poległych w Afganistanie. O tym, że u podnóża góry w 1675 roku Jan Sobieski rozbił sześciokrotnie liczniejszą armię tatarską, przeczytać można w dobrych przewodnikach. Miał się przy tym posłużyć fortelem - rozdał czeladzi kopie husarskie pozorując w ten sposób znacznie większą liczbę jazdy.

ŚWIĘTY JACEK ODROWĄŻ

Z Łysej Góry widać nie tylko całe miasto, ale i ... Górę Zamkową z jej wszystkim atrakcjami.
Można podziwiać kopuły licznych kościołów, można planować dalszą wędrówkę. Do centrum nie jest daleko, a droga urozmaicana jest co rusz ciekawą architekturą i obrazkami z codziennego życia Lwowa. Dwaj młodzi ludzie grając na gitarze i drugim, dziwnym instrumencie śpiewają kozackie dumki, inni uliczni muzycy oferują dawkę klasycznego jazzu. W kościele Dominikanów rozbrzmiewa jednak inna muzyka. Koncertuje właśnie znakomity chór.

Kościół Dominikanów to jeden z najbardziej znanych zabytków Lwowa. Wzniesiono go na miejscu rozebranej w połowie XVIII wieku, zrujnowanej świątyni. Kiedyś służył katolikom, w latach komunizmu przemianowano go na Muzeum Religii i Ateizmu, teraz należy do kościoła greko-katolickiego. Warto zajrzeć do wnętrza nie tylko ze względu na chór - są tam figury znanych członków zakonu, nagrobne pomniki dłuta słynnego rzeźbiarza Bertela Thorvaldsena, grób Artura Grottgera. Gdy będąc na zewnątrz podniesiemy wzrok zobaczymy figurę świętego Jacka.

Jak głosi legenda, w 1241 roku, gdy napadli na Kijów Tatarzy, w mieście zapanowała panika. Jacek odprawiał w tym czasie mszę. Uciekając zabrał Najświętszy Sakrament. Gdy wychodził ze świątyni, usłyszał głos Maryi, proszący, aby nie zostawiał jej samej. Jacek wrócił do świątyni i wziął figurę Najświętszej Maryi Panny, która nagle stała się niewiarygodnie lekka. Przeniósł w ten sposób figurę do Krakowa, gdzie odzyskała pierwotny ciężar.

NIKIFOR

Tyle legenda, ale tuż obok kościoła stoi od niedawna wykonana z brązu figura człowieka, który w Polsce stał się legendą już za życia. Rysy twarzy znajome, nie ma wątpliwości - to Nikifor, genialny malarz - prymitywista, który żył i tworzył w Krynicy. Polak?
Młode dziewczyny, które wspinają się na pomnik są innego zdania
- To nasz ukraiński artysta - mówią z dumą.
Prawda jest taka, że był Łemkiem, ale nikt nie zamierza toczyć historyczno- narodowościowych sporów. Najważniejsze, że jest doceniany po tej i po tamtej stronie granicy. A we Lwowie doceniany dodatkowo ...poprzez kapelusz tkwiący na głowie figury. Jak się okazuje znajduje się tam otwór, przez który wrzuca się pieniądze. Monety tocząc się z brzękiem przez całą postać wypadają pod butem. Wypadają, albo nie, bo mały chłopiec, by je wydobyć, wydłuża sobie ramię patykiem. Jest rozczarowany - dziewczyny wrzuciły banknot, a tego nijak nie da się wyciągnąć. Widząc, że i my szykujemy się do "wrzutki" z góry proponuje:
- Nie wrzucajcie, od razu dajcie mi pieniążka...
Pieniążki wrzuca się na szczęście, wypowiadając w myślach życzenie. Ale, by doznać pełni szczęścia i spełniły się marzenia, trzeba jeszcze Nikifora pociągnąć za nos. Nic dziwnego, że jest on wypolerowany i pobłyskuje w promieniach zachodzącego słońca.

BAZAR Z POLITYCZNYMI ATRAKCJAMI

Z kościoła Dominikanów do katedry ormiańskiej jest blisko, spacer może zająć jednak bardzo dużo czasu. Wystarczy udać się na bazar z pamiątkami i starociami. Na straganach znaleźć można przedmioty sprzed II wojny, sowieckie gadżety, także świadectwa najnowszej, ukraińskiej historii z wizerunkami Stepana Bandery. Magnesik na lodówkę przedstawiający kozaka, który mając w tle stadko świń mówi: "Dziękuję ci Boże, że nie jestem Moskalem" kosztuje w przeliczeniu trzy złote. Znacznie droższe są wyroby rękodzieła i obrazy. Kupić nie zawsze warto, ale na pewno warto pokrążyć wzdłuż straganów, pogrzebać wśród przedmiotów, pogadać ze sprzedawcami. Wielu z nich mówi po polsku, a ci co mówią, że nie mówią znają doskonale przynajmniej polskie liczebniki.

ŁUKASIEWICZ W OKNIE

Zaopatrzeni w pamiątki wracamy w labirynt uliczek.
W pobliżu katedry ormiańskiej zatrzymuje nas niespodziewanie widok wykonanej z brązu postaci brodatego mężczyzny. Siedzi przy stole, na którym stoi lampa naftowa.
- Ignacy Łukasiewicz ?- zgadujemy mając w pamięci, że był on z pochodzenia Ormianinem i właśnie pracując we Lwowie w aptece opracował metodę otrzymywania nafty poprzez destylację ropy naftowej, a później konstrukcję lampy.

Każdy chce sobie zrobić zdjęcie ze słynnym wynalazcą, ustawia się kolejka i wtedy słyszymy, że ten pan to wcale nie jest Ignacy Łukasiewicz, tylko jego współpracownik - Jan Zeh. Co więcej, niektórzy badacze to właśnie jego uważają za prawdziwego twórcę lampy naftowej.

Faktem jest, że dzięki temu wynalazkowi, już w 1853 roku w lwowskim szpitalu wykonano pierwszą pilną operację nocną, oświetlaną lampami naftowymi.
A co z pomnikiem Łukasiewicza? Okazuje się, że też jest i to w tym samym miejscu. By go dostrzec wystarczy spojrzeć do góry. Z okna na piętrze kamienicy wychyla się postać, która wydaje się do nas przemawiać. Czy skarży się na twórcę, który tak go ukrył - trudno powiedzieć. A może pilnuje, by do stojącej przy Janie Zehu skrzyneczki ludzie robiący sobie przy nim zdjęcia wrzucali monety?

MAGIA MIESZANA Z PLACKAMI

Sama katedra ormiańska wypełniona jest tajemniczością, pięknymi malowidłami ściennymi autorstwa Jana Henryka Rosena, zapachem kadzideł i cicho sączącą się muzyką. Na tablicach nagrobnych znajdują się inskrypcje w języku armeńskim, polskim, łacińskim. Łatwo tu zapomnieć o gorączce świata, łatwo o zadumę i medytację. Czar pryska na ulicy:
- Czeburiaki, domowej roboty, niedrogie i smaczne - nagabuje nas po polsku staruszka.
Nadziewane mięsnym farszem, mające krymski rodowód placuszki są "palce lizać". I nie tyko dlatego, że były smażone w głębokim tłuszczu. We Lwowie wszystko smakuje...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie