Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Janeczko, opozycjonistka z Opatowa wspomina 13 grudnia 1981 roku i to, co działo się później (ZDJĘCIA)

Anna Śledzińska
Anna Śledzińska
Maria Janeczko.
Maria Janeczko. archiwum prywatne
W niedzielę, 13 grudnia przypada 39. rocznica wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Maria Janeczko, mieszkanka Opatowa, jako działaczka „Solidarności” była w tamtym okresie aresztowana i internowana do ośrodka w Gołdapi. Opowiedziała nam o tym, co przeżyła i jak dziś patrzy na polskie sprawy.

W niedzielę 13 grudnia 2020, mija 39 lat od wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, jak Pani wspomina tamten okres?
- 13 grudnia 1981 roku to ważny dzień w moim życiu. Była to jak pamiętam bardzo mroźna zima. Około godziny 7 rano szykowałam się na roraty. Rozległo się głośne łomotanie w drzwi. Otworzyłam. Moim oczom ukazali się stojący na podwórku funkcjonariusze milicji. Czterech wtargnęło do mojego domu. Bez podania przyczyny nakazali mi się ubrać, po czym zabrali mnie i mojego znajomego na komendę w Opatowie. Tam nas rozdzielili. Poddali mnie rewizji osobistej. Następnie byłam namawiana do podpisania dokumentu lojalności. Odtworzono mi przemówienie generała Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego na terenie całego kraju. Wcześniej nie wiedziałam o tym. Po przesłuchaniu mojego znajomego i poinformowaniu go o stanie wojennym nakazano mu natychmiast wracać do domu. Później rozpoczęły się ciągłe przesłuchania. Zrzucano mi wrogą działalność antykomunistyczną.

Dlaczego służby interesowały się właśnie Panią?
- W następstwie wydarzeń na Wybrzeżu, podczas nabożeństw w intencji strajkujących, które odbywały się w moim zakładzie pracy, podjęłam decyzję, że też chcę uczestniczyć w tworzeniu struktur „Solidarności” na terenie Opatowa. Momentem kulminacyjnym były słowa wiersza Karola Balińskiego „tylko pod krzyżem tylko pod tym znakiem Polska jest Polską a Polak- Polakiem”. Służby bezpieczeństwa dowiedziały się o mojej aktywności, stąd zaczęły się liczne odwiedziny w moim zakładzie pracy.

Co działo się na posterunku milicji i później, gdy została Pani aresztowana? Gdzie ostatecznie Pani trafiła?
- Kategorycznie odmówiłam podpisania podstawianych mi dokumentów. Stanowczo podkreśliłam, że będę realizować wszystkie polecenia Krajowej Komisji Solidarności. Moja postawa spotkała się ze stanowczą reakcją MO. Zostałam wywieziona czarną wołgą w kierunku Tarnobrzega. Trzymano mnie chyba w okolicach Sandomierza w prowizorycznym pomieszczeniu, ciemna piwnica pozbawiona dostępu światła, bez okien. Tam przebywałam jakiś czas. Następnie zostałam przewieziona do Tarnobrzega. Było tam wielu zatrzymanych, zwiezionych z różnych stron, czekających na to, co będzie dalej. Poznałam tam Marię Rehorowską nauczycielkę z Rozwadowa, z którą zostałam przewieziona w tym siarczystym mrozie, co szczególnie odczuwałam gdyż nie miałam ze sobą odpowiedniego ubrania, do więzienia pod Rzeszowem. Tam wyprowadzono tylko mężczyzn którzy jechali razem z nami. Nas wieźli dalej, nie powiedziano nam dokąd. Jak się okazało, trafiłyśmy do aresztu śledczego w Nisku. Dotarliśmy tam przed północą, bez jedzenia, bez picia, byłyśmy wycieńczone. Przebywałam tam miesiąc. 13 stycznia nakazali nam się zbierać, rozpoczął się znów wyjazd w nieznane. Modliliśmy się, każdy się bardzo bał. Część mojej rodziny została wywieziona na Sybir, wiedziałam co to może oznaczać, wiedziałam też o Katyniu. Dojechaliśmy w nocy, w obszary leśne do miejscowości Gołdap. Przebywałam tam do 29 kwietnia 1982 roku. Cały czas byłam poddawana przesłuchaniom, namawiali mnie do zrezygnowania z działalności w „Solidarności”. Nie złamałam się. Ostatecznie zostałam zwolniona do domu.

Poznała tam Pani któregoś ze znanych opozycjonistów antykomunistycznych?
- Tak poznałam. Szczególnie ciepło i z sympatią nawiązałam relację z Anną Walentynowicz. Poznałam także Joannę Gwiazdę, Ewę Tomaszewską, aktorkę Halinę Mikołajską. Anna Walentynowicz dawała nam ducha wiary w to, co robimy. Utrzymywała nas w tym, że to co robimy ma sens. Jej wsparcie było dla nas bardzo cenne. Wspominam ją ciągle. Bardzo przeżyłam jej śmierć w katastrofie lotniczej.

Czy Pani działalność z tamtego okresu została dostrzeżona po latach?
- Tak. W 2016 roku, 35. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego zostałam odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi oraz Krzyżem Wolności i Solidarności przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Jak ocenia Pani to, co obecnie dzieje się w Polsce? O to walczyliście prawie 40 lat temu?
- Nie mam i nigdy nie miałam większych zastrzeżeń co do rozwoju sytuacji w Polsce w zakresie przemian demokratycznych po 1989 roku. Po przyjęciu obecnej Konstytucji, cieszyłam się ze Polska staje się krajem w pełni prawnym, takim który potrafi zagwarantować, zadbać o byt swoich obywateli. Dla mnie ważne jest to że państwo potrafi zatroszczyć się o los każdego obywatela. Jesteśmy młodą demokracją, cały czas się rozwijamy, wiele rzeczy wynika także z sytuacji międzynarodowej. Musimy współpracować, chciałabym aby nie dochodziło do sporów, żeby więcej rozmawiać, wyjaśniać, aby obywało się bez drastycznych protestów. Obecne wyjścia na ulice w dobie wirusa uważam za nieodpowiedzialne, nie mogę ich zrozumieć, tym bardziej, że Trybunał nie wydał jeszcze uzasadnienia a pewne środowiska społeczne niemal natychmiast wyszły na ulice. Czy najpierw nie powinno być rozmowy przy stole? Tu odwrócono kompletnie kolejność. Pierwsza jest ulica. My w „Solidarności” mieliśmy konkretne spisane postulaty, znane społeczeństwu. Obecnie protestujący często nie potrafią prawidłowo uzasadnić, przekonać po co strajkują, to nie jest dobre podejście. Ja nie jestem jednak politykiem, nie śledzę polityki na poziomie Warszawy dlatego nie chcę zagłębiać się w kwestiach sporów politycznych.

W ostatnim czasie znana jest Pani z walki o to, by w okolicy Pani domu nie został postawiony maszt telefonii komórkowej.
Osobiście mierze się jednak lokalnie z nieco innymi problemami demokracji. Pojawił się taki bardzo przykry okres w moim życiu, w którym zadaje sobie pytanie czy było warto walczyć o demokrację. Bo jak ona wygląda, że przez niezgodne z Konstytucją RP, antyobywatelskie regulacje pozwala się budować wysoki na ponad 60 metrów maszt jednej z sieci telekomunikacyjnych tuż obok mojego domu? Wojewoda uchyla decyzję korzystną dla mnie, którą niemal na kolanach wychodziliśmy z innymi mieszkańcami prosząc władze o pomoc. A było ciężko. Kazano mi nawet szukać działki pod maszt. Oni nie rozumieją że tu mieszkają ludzie wszędzie i tu nie ma miejsca na wysoki maszt GSM. Nie można bezwzględnie wspierać potężnych firm, zapominając o zwykłym obywatelu.

Dziękuję za rozmowę.

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie