Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Kamiński, Belfer Roku 2009/2010: Nie byłem grzecznym uczniem

Dorota KLUSEK [email protected]
Mariusz Kamiński ze swoją klasą, czyli IV A z I Społecznej Szkoły Podstawowej imienia Mikołaja Reja w Kielcach.
Mariusz Kamiński ze swoją klasą, czyli IV A z I Społecznej Szkoły Podstawowej imienia Mikołaja Reja w Kielcach. fot. Dawid Łukasik
Dlaczego wybrał szkołę i jak najlepiej uczyć się języka angielskiego zdradził nam Mariusz Kamiński, laureat trzeciego miejsca w plebiscycie Belfer Roku 2009/2010.

Ma na koncie tłumaczenie książki o astrologii i ogrodnictwie. Pracował jako tłumacz w firmie handlowej. Był pilotem wycieczek zagranicznych. W wolnych chwilach gotuje, tańczy, gra w scrabble i pisze wiersze.
Od ponad dwudziestu lat uczy dzieci i młodzież języka angielskiego w różnych typach szkół oraz na kursach językowych. Do swej profesji podchodzi pragmatycznie; język angielski jest według niego koniecznym obecnie narzędziem poznawczym i środkiem komunikacji, a nauczanie języka obcego powinno być sprawnym i skutecznym rzemiosłem, które można doskonale łączyć z dobrą zabawą. Lubi wykonywać swą pracę, bo kocha przebywać z ludźmi.

- Kiedy byłem małym dzieckiem w kołysce, podeszła moja babcia i zrobiła taką wróżbę: przyniosła domowe kropidło, stary zniszczony stetoskop i czerwony długopis. Podała mi te trzy rzeczy do wyboru, zakładając, że dziecko powinno mieć dobry zawód, to znaczy być księdzem, lekarzem albo nauczycielem. A dziecko wybrało to, co kolorowe, czyli długopis - śmieje się Mariusz Kamiński.

ASTROLOGIA I SZKODNIKI

Tak w anegdocie wyglądają początki jego kariery zawodowej. Nie zaprzecza jednak, że swoją obecnie wykonywaną profesję wybrał jak najbardziej świadomie. Ale zaczynał jako tłumacz. - Przez kilka lat tłumaczyłem korespondencję handlową, rozmowy i negocjacje na spotkaniach oficjalnych w kraju i za granicą - wspomina. - Ale było to zajęcie dla młodego człowieka, który w każdej chwili jest dyspozycyjny i może pracować bez żadnych ograniczeń. Obecnie wolę mieć przewidywalny terminarz i oczywiście wakacje.

Ma na swoim koncie także przetłumaczoną książkę. - Jej polski tytuł brzmi "Astrologia na działce i w ogrodzie". Tygodniami szukałem w bibliotekach nazw jakichś szkodników karczochów, które występują w Oklahomie. Potem redaktor i tak wyciął te fragmenty. Miesiące pracy przy maszynie do pisania, zamiast obiecanych kokosów - wiórki kokosowe i do tego samotność tłumacza. To nie dla mnie!
Zupełnie inaczej wygląda praca nauczyciela. - Ktoś powie, że jest nudna, że co roku powtarza się to samo. Ale ja twierdzę, że praca w szkole jest fascynującym zajęciem - zapewnia Mariusz Kamiński.

- Nawet jeśli mam ten sam temat w równoległych klasach, nigdy nie jest tak samo. Wchodzę do klasy, patrzę, kto w niej jest, w jakim jest nastroju. Dopasowuję to, co będę robił, do tego, z kim będę pracował. Nie ma dwóch takich samych lekcji, a każda klasa czy grupa to niepowtarzalny zespół.

STWORZYŁ PODSTAWY

Został nauczycielem, ale swojej profesji nie traktuje jako misji czy powołania. - Jako nauczyciel, za absolutną elitę tego zawodu uważam nauczycieli nauczania początkowego, polonistów i matematyków. To oni objaśniają uczniom świat, wprowadzają w arkana liczb i słów, zapewniając podstawy do każdej innej nauki. Moja praca - nauczanie języka obcego - to jedynie rzemiosło; cieszę się, że skuteczne i mam nadzieję, że czasem "artystyczne".

To, że uczy języka angielskiego, nie jest w żaden sposób wyjątkowe. - Nie mam do niego osobistego stosunku - przyznaje. - Język obcy jest narzędziem komunikacji w dzisiejszych czasach koniecznym. Wybrałem angielski, ale równie dobrze mógłbym wybrać inny. Mam łatwość w przyswajaniu języków. Zresztą nie jest ważne, czego miałbym uczyć - przyznaje. - Potrafię nauczyć wszystkiego, co sam potrafię dobrze robić. Najważniejsze są przykład i zaangażowanie.

Uczy jednak języka angielskiego i na dodatek w tym zakresie odnosi sukcesy. Od wielu lat jest nierozerwalnie związany z Zespołem Szkół Społecznych imienia Mikołaja Reja w Kielcach. Uczniowie uczą się tu znacznie więcej niż przewiduje podstawa programowa, a wielu z nich zostało laureatami i finalistami konkursów przedmiotowych.

- Przepracowałem tu łącznie 15 lat - liczy. - Byłem w tej szkole 18 lat temu pierwszym nauczycielem języka angielskiego i przez dwa lata jedynym. To, jak wygląda w tej szkole nauka tego przedmiotu, to w dużej mierze mój wpływ. Kiedy szkoła ruszała, nikt nie myślał, żeby uczyć dzieci języka od samego początku szkoły podstawowej, od "zerówki". A u nas tak było - podkreśla z dumą - i robiliśmy to z powodzeniem.

TELEPORTACJA NA LEKCJACH

Dziś uczy języka angielskiego także w gimnazjum. - Do końca klasy szóstej udaje nam się zrealizować program, wymagany także w gimnazjum. Jednak najbardziej jestem dumny z tego, że kiedy moi gimnazjaliści kończą naukę, ich kompetencje językowe są wystarczające, by zdać maturę. I tę wiedzę udaje się nam wypracować na lekcjach w naszej szkole.

Jak to robi, że odnosi sukces? - Ciężko pracuję i uczę dzieci pracować - wyjaśnia. - Staram się dawać z siebie jak najwięcej. Moje dzieci dobrze mówią, bo ja do nich dużo mówię, wykonujemy dużo ćwiczeń ustnych. Kiedy robimy gramatykę, to na przykładach. Jak najmniej terminologii i teorii, jak najwięcej praktyki. Nie jestem gramatycznym guru - zaznacza. - Uczę też dzieci, by miały oczy i uszy otwarte na każdą okazję, by korzystać z języka, by jak najwcześniej i jak najczęściej używać go w praktyce.
Na lekcjach Mariusza Kamińskiego nie wieje nudą. Jest czas na śpiew, zabawę i humor. Ale jeśli jakiemuś uczniowi zdarzy się przysnąć, on na pewno go obudzi. - Staram się być cały czas w ruchu - przyznaje. - Raz jestem w jednym końcu sali, a zaraz teleportuję się na drugi.

WZÓR WYCHOWAWCY

Pracowitości nie można mu odmówić. - Tę cechę mam po tacie. Po nim także jestem pomysłowy, potrafię sobie poradzić w trudnych sytuacjach - mówi. - Natomiast absolutnym wzorem wychowawcy jest dla mnie moja mama. Wychowałem się w rodzinie wielodzietnej, mam trzy siostry. Mama sobie znakomicie z nami poradziła. To ona nauczyła nas wszystkiego, także tego, jak rozmawiać z ludźmi, jak budować relacje z nimi.

Przyznaje, że rodzice nie mieli z nim lekko. - W szkole nie byłem grzecznym uczniem, uczyłem się bardzo dobrze, ale miałem wiele głupich pomysłów, stąd moja mama była częstym gościem w szkole - śmieje się. - Ale dzięki temu dziś lubię pracować z trudnymi i nieznośnymi dziećmi. Kiedy mam takich uczniów w klasie, to sobie myślę, że może jest to kara dla mnie, że sam taki byłem - żartuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie