Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Skoczek, twórca bloga Street Food Polska: To jedzenie ma przed sobą przyszłość

Elżbieta Święcka
- Dobre jedzenie to moja pasja. A rynek street foodu, czyli jedzenia ulicznego przygotowywanego z wysokiej jakości produktów jest bardzo różnorodny i szybko się rozwija - mówi Michał Skoczek, twórca bloga Street Food Polska.
- Dobre jedzenie to moja pasja. A rynek street foodu, czyli jedzenia ulicznego przygotowywanego z wysokiej jakości produktów jest bardzo różnorodny i szybko się rozwija - mówi Michał Skoczek, twórca bloga Street Food Polska. Dawid Łukasik
Mało kto o ulicznym jedzeniu wie tyle, co on. Michał Skoczek, twórca bloga Street Food Polska opowiada, dlaczego zaczął recenzować... kebaby i czym różni się street food od fast foodu.

Dziś Street Food Polska to już nie tylko blog, a dobrze rozpoznawalna w całym kraju marka. Jak to się wszystko zaczęło?
Chciałem prowadzić bloga. Na początku nie miałem na niego konkretnego pomysłu. Chodziło bardziej o to, by ćwiczyć pisanie. Wymyśliłem, że będę tworzył artykuły na temat ulicznego jedzenia. To było pięć lat temu i ciężko było wtedy znaleźć temat, bo food trucki, na których obecnie się skupiam, dopiero startowały. Nie myślałem też wtedy o recenzjach jedzenia. Pierwsza pojawiła się jako trzeci albo czwarty wpis na blogu. Wracałem do domu około pierwszej w nocy. Poczułem potworny głód, a jedyne czynne w okolicy miejsce to była typowa fast foodowa buda, która roztaczała wokół siebie zapach śmierci i przechodzonego oleju. A głodny człowiek nie zwraca na to uwagi. Za ostatnie pięć złotych kupiłem hamburgera, który okazał się być ćwiartką bułki kebabowej z mrożonym kotletem-gotowcem, w którym jest może 20 procent mięsa. Jeszcze może bym to przeżył, gdyby nie sosy, które sparaliżowały mi kubki smakowe na następne 24 godziny i pozostawiły totalny absmak. Byłem tak wściekły, że stwierdziłem, że tego tak nie zostawię i opiszę. A potem przyszła refleksja, że w są też miejsca w Kielcach, gdzie można fajnie zjeść i też warto to opisać.

Chyba mało kto wtedy pisał o ulicznym jedzeniu? Twój blog był jednym z pierwszych?
Nie, już wtedy były blogi, które opisywały bardziej może fast foody niż street foody. Nie śledziłem tego tematu, gdy zaczynałem pisać. Wydawało mi się, że jestem prekursorem. Ale okazało się inaczej.

Już nazwa twojego bloga wskazuje, o czym piszesz. Jednak w obiegowej opinii fast food i street food to jedno i to samo. Na czym polega różnica?
Fast food ma bardzo pejoratywne znaczenie. Kojarzymy go z szybkim jedzeniem, do którego nie przykłada się żadnej wagi - ani do jakości, ani sposobu podania. I faktycznie tak mogło być w latach 90. i po roku 2000. Ale to się zmienia. Teoretycznie dostajemy szybkie jedzeni, w miarę szybko podane, ale robione od podstaw, z użyciem świetnych składników. Cały czas funkcjonują lokale z podgrzewanymi mrożonkami, ale takich miejsc jest coraz mniej, bo ludzie zaczynają zwracać uwagę na to, co jedzą. Definiuję street food jako jedzenie, które mogę zjeść w biegu, na ulicy, ale wysokiej jakości. Nie jest to tak, jak na przykład w Wietnamie, gdzie ludzie rozstawiają na ulicy swoje kociołki, gotują i zjesz tam wszystko. Ale myślę, że powoli do tego też dojrzejemy. W Polsce street food to obecnie food trucki, ale z czasem się to rozwinie. Weźmy na przykład łódzkie Celtyckie Smaki - nie mają swojej ciężarówki, ale rozstawiają namiot, paleniska i podają jedzenie na ulicy.

Jak zmienił się nasz rynek gastronomiczny? Zaczynałeś od recenzowania kebabów, teraz na blogu znajdziemy najróżniejsze dania.
Kebab cały czas jest najpopularniejszym daniem ulicznym w Polsce. Spotkamy go i w wielkim mieście, i w małej miejscowości, i w budce na plaży i w centrum handlowym. Aczkolwiek od mniej więcej dwóch lat zaczyna być wypierany przez hamburgery, na które przyszła moda. Zaczęło się od Warszawy, gdzie powstało multum burger barów i food trucków z burgerami. Ale coraz więcej food trucków, które jeżdżą po całym kraju, eksperymentuje. Mamy wysyp kuchni meksykańskiej, tex-mex, pojawia się kuchnia turecka, jest food truck serwujący dania z owocami morza, a niedługo ruszy pierwszy z kuchnią wietnamską.

Mówisz dużo o food truckach, ale mieszkańcy świętokrzyskiego jak na razie nie mieli okazji przekonać się, co to takiego.
Niektórzy mieli, bo pierwszy food truck w Kielcach już zaistniał, co prawda na bardzo krótko. To ciężarówka przystosowana do przygotowania i sprzedaży jedzenia. Rozwinięta idea tego, co znamy jeszcze z czasów komuny - ciężarówkę jeżdżącą i sprzedającą kurczaki z rożna. Taki samochód jest w pełni wyposażony, a jedzenie przygotowywane praktycznie od podstaw. To taka mobilna restauracja, bar na kółkach.

Jak widzisz przyszłość street foodu? Będzie się opierać na mobilnym jedzeniu?
Polacy coraz bardziej przekonują się do takiego jedzenia. W kraju działa już ponad 400 food trucków i powstają kolejne. Mają one jedną ogromną przewagę nad lokalami stacjonarnymi. Dojadą tam, gdzie są potrzebne - pod skupisko biur, gdzie nie ma co zjeść, na imprezę plenerową, aż po zamknięte imprezy.

Organizujesz też w kraju zloty food trucków. To swoiste festiwale smaku, bo w jednym miejscu można wtedy spróbować różnych kuchni.
Udało się to dlatego, że prowadzę bloga i poznałem to środowisko. Opisując to, można u nich zjeść, pojawiły się sugestie, by zebrać food trucki w jednym miejscu, na przykład przed galeriami handlowymi jako dodatkową atrakcję, na zlecenie miast czy na dużej prywatnej imprezie. To od kilku lat coraz bardziej popularna forma promocji street foodu, bo w jednym miejscu możemy zgromadzić kilkanaście samochodów. Ludzie mogą przyjść i przez dwa dni jeść za każdym razem coś innego.

Wróćmy jeszcze do twojego bloga. Teraz znajdziemy na nim recenzje z całego kraju. Zacząłeś lokali z Kielc, a to bardzo specyficzny rynek dla całej gastronomii.
Najwięcej recenzji jest w tym momencie z Warszawy, Krakowa i Kielc. Przy każdej okazji staramy się recenzować jedzenie z lokali z innych miast oraz tych przy trasach, bo dużo jeździmy. Kielce są uważane za najtrudniejszy rynek gastronomiczny w Polsce. Nie jesteśmy bogatym województwem, nie ma też tradycji zostawiania pieniędzy w restauracjach. Ludzie nie zarabiają na tyle, żeby codziennie jeść poza domem. To nie Warszawa, gdzie ludzie nie tylko dużo zarabiają, ale nie mają czasu gotować. Jednak Kielce też się zmieniają. Jest coraz więcej fajnych miejsc, od takich, gdzie trzeba zapłacić 200 złotych, po takie, w których zapłacimy 20 i pysznie zjemy. Weźmy na przykład taki niepozorny lokal jak Pazibroda prowadzony przez pasjonatów, którzy mają mnóstwo pomysłów, być może również na uruchomienie food trucka.

Co dobrego zjemy w Kielcach?

Hamburgery, świetne steki, kapitalną kuchnię polską. Brakuje mi dobrego ramenu, choć nie wszędzie jeszcze go próbowałem i być może na niego trafię. Z kuchnią azjatycką nie jest źle, ale brakuje kuchni wietnamskiej. Nadal jest też miejsce na kuchnię teksańsko-meksykańską, choć już są serwujące ją lokale.

Oprócz tego, że piszesz o jedzeniu, też gotujesz. I to dobrze. To twoja pasja?
Tak. Dla mnie jedzenie to przyjemność i zabawa. Nie traktuję tego tak, że jedzenie jest niezbędne do życia tylko, że jest elementem mojego życia. Od roku gotuję przede wszystkim dania kuchni azjatyckiej i jednogarnkowe, typowe dla węgierskiej. Zawsze jest walka, czy ugotować bogracz, zrobić ramen lub pho, albo chili con carne.

Co dało ci prowadzenie bloga?
Robię to, co lubię, co mnie bawi i sprawia przyjemność. Poznałem też nowe rzeczy, smaki. Miałem okazję jeść na przykład w barach prowadzonych przez Wietnamczyków dla Wietnamczyków, gdzie nikt nawet nie zna słowa po polsku, a menu jest po wietnamsku. Były to dania przygotowywane z oryginalnych produktów. Dzięki blogowi mogłem polecieć do Stanów Zjednoczonych, zrealizowałem marzenie z dzieciństwa. Przejechałem siedem stanów, gdzie próbowałem bardzo różnego jedzenia. W tym roku chcę polecieć do Wietnamu i spróbować tamtejszej kuchni u źródeł. Po Polsce jeżdżę, bo taka jest istota tej działalności, więc też poznaję nowych ludzi i smaki.

Czy blog to dobry pomysł na biznes? Wiele młodych osób zakłada blogi myśląc, że od razu będą zarabiać tak, jak czołowi blogerzy.
Gdy go zakładałem, kompletnie nie myślałem o monetyzacji tego przedsięwzięcia. Na pewno blog, który jest prowadzony z pasją, systematycznie i szczerze, w pewnym momencie zacznie przynosić dochody. Prowadząc bloga przez długi czas stajesz się ekspertem w danym temacie. Stąd wynikają propozycje biznesowe, jak zloty food trucków w moim przypadku. Na samym blogu ciężko zarobić. Główne przychody są z działalności pobocznej. Ale gdyby nie blog, nie byłoby tego wszystkiego. To nie jest tak, że zakładasz bloga i od razu dostajesz propozycje finansowe. To ciężka, systematyczna praca. Dlatego blogi robione bez pomysłu, które niczym się nie wyróżniają, szybko padają.

Michał Skoczek
Kielczanin, założyciel jednego z pierwszych i obecnie najpopularniejszych w Polsce blogów o ulicznym jedzeniu - Street Food Polska. Pierwsze recenzje jedzenia serwowanego w kieleckich lokalach zaczął pisać pięć lat temu pod pseudonimem Żorż Ponimirski. Od tamtej pory bacznie przygląda się polskiemu rynkowi street foodu i działa na rzecz tej branży. Ma żonę Izę i trójkę dzieci: syna Michała oraz córki Olę i Basię. Dobra kuchnia i gotowanie to jego pasja, uwielbia tę azjatycką, a szczególnie - wietnamską. Na inne hobby nie ma czasu, ale zawsze znajdzie go dla domowych pupili: psa Homera i kocicy Frytki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie