Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieczysław Sitek walczył u "Nurta"

Redakcja
O wojennej przeszłości Mieczysława Sitka świadczą dziś legitymacje i odznaczenia.
O wojennej przeszłości Mieczysława Sitka świadczą dziś legitymacje i odznaczenia. M. Maciągowski
Mieczysław Sitek, po ponad 60 lat milczenia, opowiedział nam swoją niezwykłą historię.

Jest jednym z ostatnich żyjących żołnierzy legendarnego dowódcy świętokrzyskich partyzantów.

Nasi czytelnicy przedstawili nam kandydatury "Dzielnych ludzi", którzy swoją postawą przyczynili się do tego, że Polska jest dziś niepodległa. W naszym regionie wielu było tych, dla których Polska znaczyła bardzo dużo. Kielczanin Mieczysław Sitek jest jednym z nich.

Nie opowiadał o swojej wojennej przeszłości, chociaż walczył w jednym z największych oddziałów partyzanckich na Kielecczyźnie. Tylko w drugą sobotę czerwca jechał zawsze do Wąchocka i na Wykus, by spotkać się przy kapliczce z kolegami ze zgrupowania "Nurta". Majora "Nurta". W jego oddziale, w zwiadzie konnym Stanisława "Bogorii" Skotnickiego walczył do końca, do stycznia 1945 roku.

- Major był zawsze skupiony, małomówny, trochę nieprzystępny, ale dla żołnierzy opiekuńczy i za to ogromnie szanowany. Rygor w oddziale trzymał jego zastępca, porucznik "Mariański" - mówi 86-letni dziś Mieczysław Sitek.

KONSPIRATORZY Z TARCZKA

Urodził się w Tarczku koło Bodzentyna, w sercu Gór Świętokrzyskich. Skończył podstawówkę, pracował w gospodarstwie rodziców. Gdy wybuchła wojna miał 17 lat. Takich jak on Niemcy brali do obowiązkowej pracy. Pracował w pociskowni na odlewni w Starachowicach.

- Mieszkaliśmy w barakach, na sobotę i niedzielę puszczali nas do domu. Szło się na piechotę osiem kilometrów przez las. Za tydzień pracy Niemcy dawali wynagrodzenie: pół litra wódki i sto papierosów.

W 2000 roku za 15 miesięcy przymusowej pracy Mieczysław Sitek otrzymał "tytułem doznanych prześladowań nazistowskich" z Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie 460 złotych. Potem przyszedł jeszcze dodatek - 152 złote.

- Widocznie uznali, że ta wódka i papierosy to była wystarczająca zapłata - mówi dziś półżartem Mieczysław Sitek.

Wtedy w Tarczku konspiracyjną działalność organizował porucznik żandarmerii Stanisław Basa. Najpierw zbierali broń. Zebrali jej całkiem sporo. W 1942 roku powstała placówka Związku Walki Zbrojnej. Za wiedzą dowódcy Mieczysław Sitek pracował nadal w zakładach starachowickich jako brygadzista.

Do czasu. W ostatnich miesiącach 1942 roku w okręgu radomsko-kieleckim powołano Kierownictwo Dywersji - KEDYW. Zaczęły powstawać większe oddziały partyzanckie. Do "Nurta" poszło pięciu chłopaków z Tarczka. - Partyzanci upozorowali napad, gdy wracaliśmy z pracy. Mnie odciągnęli na bok i "zastrzelili". Tylko najbliżsi wiedzieli, że poszedłem do lasu, a Niemcy nie mścili się na rodzinie.

TRZY LATA Z WATAŻKĄ

Mieczysław Sitek trafił do zwiadu konnego. Dowodził nim Stanisław Skotnicki "Bogoria", syn słynnego generała "Grzmota" Skotnickiego, bardzo dobry dowódca. W zwiadzie było ich 10. Mieczysław Sitek pseudonim "Kut" jeździł na kasztance Watażce do samego końca wojny. Z oddziałem "Nurta" wymykał się z obław na Wykusie, w lasach korzeckich, pod Częstochową, pod Chotowem.

- Zwiad to była łączność. Jeździliśmy z meldunkami między oddziałami, na rozpoznanie. Było nam trudniej o kwatery, o paszę dla koni. Nocowaliśmy w stodołach.

Mieczysław Sitek nie mówi o walce, o bohaterstwie. Mówi, że ze wszystkimi dzielił jednakowy partyzancki żywot. Gdy przyszła jesień było tak mokro, że woda lała się z butów. Były pchły, wszy, starania o nocleg we wsiach. Ale oddział trwał, walczył. Podczas obławy co noc zmieniał stanowisko.

- Raz przy przewożeniu meldunku trzeba było przejechać jakieś 300 metrów między dwoma kompleksami lasów. Niemcy mieli doskonałe pole ostrzału. Pojechałem galopem, strzelali. Trafili Watażkę w pierś, po skórze. Koń się przestraszył, stanął, uderzył mnie w nos, straciłem przytomność. Niemcy nie strzelali, byli chyba pewni, że zginąłem. Gdy się ocknąłem Watażka czekała niedaleko w krzakach.

Doczołgałem się, dojechałem do oddziału. "Nurt" zobaczył mnie zalanego krwią, wezwał sanitariuszy. Nic mi nie było na szczęście - mówi Mieczysław Sitek.
8 października 1944 roku na rozkaz Komendy Okręgu "Nurt" musiał częściowo rozformować swój pułk. Do tej pory przebywał w rejonie Oleszna ze skadrowanym pułkiem. 29-30 października odparł w okolicach wsi Chotów atak niemieckiej obławy. Mieczysław Sitek z zapaleniem stawów, którego nabawił się podczas przeprawy przez bagna pod Częstochową, leżał wtedy na melinie we wsi. Gdy padł rozkaz, by wracać, przez lasy z kolegą wrócił w listopadzie do Tarczka.

POWOJENNE LATA

Gdy tylko weszli Rosjanie, funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa zaczęli rozpytywać rodziców o Mietka. Zabrali go do Bodzentyna. Chodziło im o broń.
- Kalkulowałem, oddam trochę, może wypuszczą. Oddałem dwa steny, dwa wisy i trzy granaty, powiedziałem, że znalazłem. Wypuścili, ale ciągle za mną chodzili, wypytywali, wzywali, kroku nie mogłem zrobić. Z innymi też tak było, ale nikt nie doniósł - mówi Mieczysław Sitek.

W 1945 roku ożenił się z Zosią, dziewczyną z Tarczka, przenieśli się do Kielc. - Dostałem pracę w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci jako magazynier. Latem jeździłem na kolonie nad morze. W Urzędzie Bezpieczeństwa byłem krótko tylko dwa razy, trzymali mnie pod schodami, ale chyba nic na mnie nie mieli.

Potem Mieczysław Sitek poszedł do pracy w Przedsiębiorstwie Budownictwa Terenowego. - Budowaliśmy szkoły w Nowej Słupi, Zajączkowie. Odbudowywaliśmy klasztor na Świętym Krzyżu. Tam w celach po więzieniu były jeszcze napisy "Ludożerstwo surowo wzbronione" - mówi.

O latach wojny i walce u "Nurta" nie opowiadał. Raz tylko, gdy chcieli zapisać go do partii, opowiedział. Więcej zapisywać go już nie chcieli.
Dziś ma Krzyż Armii Krajowej, odznaki oddziału i legitymacje żołnierza 2 batalionu II Pułku Piechoty Armii Krajowej. W 2000 roku został podporucznikiem, w 2007 - porucznikiem. Żałuje tylko, że już zdrowie nie to, by wybrać się na Wykus i zameldować "Halnemu" Zdzisławowi Rachtanowi, który przy kapliczce gromadził żyjących jeszcze żołnierzy oddziału.

- Cóż, żołnierzy "Nurta" można już dzisiaj na palcach jednej ręki policzyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie