Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mirosław Smyła, trener Korony Kielce: Wyciągnąłem z plecaka buławę generalską, przetarłem, świeci się i działa

red
- Czekam na moment kiedy moja żona przyjedzie z synem i wtedy na pewno razem zwiedzimy Kielce - mówi Mirosław Smyła.
- Czekam na moment kiedy moja żona przyjedzie z synem i wtedy na pewno razem zwiedzimy Kielce - mówi Mirosław Smyła. Fot. Polska Press
Wywiad z trenerem pierwszej drużyny Korony - Mirosławem Smyłą. Szkoleniowiec Żółto-Czerwonych powiedział o kulisach pracy w kieleckim klubie, o rodzinie i barwnych porównaniach. Materiał przygotowało biuro prasowe Korony Kielce.

Od miesiąca jest Pan w Koronie. Co według trenera udało się osiągnąć w tak krótkim czasie i jakie są plany na najbliższą przyszłość?

Udało się uzupełnić narzędzia potrzebne do prowadzenia zajęć. To bardzo cieszy, że praca będzie bardziej jakościowa dla sztabu szkoleniowego. Od strony drużyny dobrze, że większość zawodników jest zdrowa - Żubrowski wraca do składu, niebawem gotowy będzie Gardawski i będziemy w komplecie. W obwodzie mamy jeszcze pozyskanego niedawno Mileticia, ale na niego trzeba jeszcze chwilę poczekać. Natomiast w zakresie samej pracy udało nam się zdobyć trzy punkty w meczu ze Śląskiem Wrocław, co zmienia atmosferę w zespole, dodaje otuchy i więcej wiary w to, co robimy. Taki jest ten trzytygodniowy zysk, jednak ostatnia porażka w Łodzi, daje nam bardzo dużo materiału do analizy. Ten mecz pokazał nad czym szczególnie trzeba będzie pracować jeszcze mocniej i ciężej. Trzy punkty więcej w tabeli dały nam oddech, ale teraz każdy z piłkarzy musi mieć w głowie fakt, że reprezentuje Koronę Kielce. Motywacja i walka o dobro klubu w każdym spotkaniu są podstawami, których będziemy wymagać od wszystkich.

Skoro mówimy o motywowaniu i pracy, to jakie trener ma cele na najbliższe kilka tygodni?

Wchodząc do klubu i drużyny w jej ówczesnej sytuacji w tabeli, która weryfikuje wszystko mogę przyznać, że było bardzo nerwowo, panowała napięta atmosfera. Teraz w przerwie reprezentacyjnej można było więcej zrobić, podwyższyć obciążenia i przejrzeć nasze kadry, którymi dysponujemy. Na bazie tego doświadczenia wiedza jaką będziemy posiadać stanie się dużo większa. W najbliższym czasie moim celem będzie na pewno dogłębne poznanie całego zespołu, żeby mieć czyste sumienie w personalnych decyzjach, ponieważ nie są one łatwe. Każdy z tych chłopaków ma swoje marzenia, wymagania. Wszyscy przyszli w jasno określonym celu. Nie jesteśmy od tego, żeby ich zadowalać, ale musimy mieć pewność, że podejmując decyzje personalne robimy to merytorycznie, a nie według swojego „widzi mi się”. Przykładem jest dwumecz z Lechią Gdańsk i Zagłębiem Lubin, bo z tego powstał skład na trzeci mecz ze Śląskiem. Liga nas weryfikuje. Musimy przygotowywać się do każdego kolejnego meczu i walczyć o ten przysłowiowy oddech.

Ofensywa, defensywa oraz fazy przejściowe - często są przez trenera wymieniane jako podstawy, które każdy piłkarz powinien stosować na boisku. Czy realizowanie zadań defensywnych przez napastników i odwrotnie, jest sposobem na wykreowanie zawodników kompletnych?

Myślę, że taktycznie tak. Są to cztery podstawowe elementy, z których składa się funkcjonowanie zespołu w każdym meczu. Przypomnę tylko, że przed meczem ze Śląskiem Wrocław doskonaliliśmy defensywę, chcieliśmy włączyć elementy ataku pozycyjnego, a bramkę finalnie zdobyliśmy w fazie przejściowej. Przeciwnik miał piłkę, my natomiast przechodziliśmy z ataku do obrony po jej stracie, jednak udało nam się odzyskać futbolówkę i trafiliśmy do siatki. Ciekawe jest to, że właśnie w tych momentach od utraty piłki do jej odzyskania i odwrotnie, strzela się najwięcej goli i najwięcej się traci. Często ludzie zastanawiają się dlaczego jakiś zespół nie potrafi szybko odebrać piłki, a Barcelona robi to tak pięknie. Dzieje się tak dlatego, że od dziecka uczymy się tak zwanego „kroku w przód” po stracie. Polega on na tym, że odruch obronny jest zaprogramowany na cofanie się do własnej bramki po utracie piłki. Cała filozofia polega na tym, żeby ten proces odkręcić. Wydaje się to banalne. Odwrócenie jednak tego o 180 stopni zajmuje wiele, naprawdę wiele miesięcy, by reagować o ułamek sekundy szybciej i wykorzystywać fakt, iż przeciwnik nie ma opanowanej piłki i łatwiej ją może stracić. Niuans techniczny i taktyczny, ale ma wpływ. Każdy zawodnik musi być wszechstronny. Można skupiać się na taktyce, a dla mnie osobiście na przykład ważne jest, żeby zawodnik kopał prawą i lewą nogą, a często się zdarza nawet na poziomie Ekstraklasy, że zawodnicy używają tylko jednej z nich. Jest natomiast udowodnione, iż trening słabszej nogi automatycznie pozwala poprawić również umiejętności tej lepszej.

Schodząc nieco na sprawy prywatne - jak trenerowi podobają się Kielce? Była już okazja poznać miasto?

Jakbym miał uczciwie powiedzieć, że zdążyłem już zobaczyć miasto Kielce to bym skłamał. Brakuje na to czasu. Czekam na dzień, kiedy będę mógł zamiast samochodem, zwyczajnie spacerem przejść przez miejsca, które polecali mi współpracownicy z klubu. Mogę się pochwalić, że dzisiaj zwiedziłem obszar leśny pomiędzy poligonem, starą skocznią narciarską i hotelem Binkowski. Moi asystenci mniej lub bardziej świadomie wybrali tę trasę do wspólnego przebiegnięcia w drodze powrotnej z treningu na Suzuki Arenę. Zrobiliśmy kilka dobrych kilometrów więcej niż zazwyczaj, a dla pięćdziesięcioletniego faceta jak ja, to już jest jednak różnica (śmiech). Czekam na moment kiedy moja żona przyjedzie z synem i wtedy na pewno razem zwiedzimy sobie miasto.

Na konferencjach prasowych często są używane przez trenera bardzo barwne porównania. Skąd bierze Pan inspirację?

Odpowiedź na to pytanie łączy się z pewną, zabawną z resztą historią jak zostałem trenerem. Zacząłem pracę jako szkoleniowiec, bo tak żona sobie zażyczyła (śmiech). Kolokwialnie mówiąc „sprzedała mnie” prezesowi klubu Ś.P. panu Adolfowi Więckowi. W Orle Psary-Babienica poszukiwano w tym czasie kogoś, kto może poprowadzić drużynę. Żona w luźnej rozmowie na jakimś spotkaniu powiedziała do prezesa, że jest ktoś, kto by się tego podjął. Pan Adolf wypowiedział do niej wtedy słowa: „Dziewuszko, dziewuszko, co ty mi możesz za trenera dać jak ty masz osiemnaście lat?”. Wspominano to tam później jeszcze przez wiele lat jako anegdotę. Tak było i tak zacząłem pracę. Moja przygoda tam trwała 7 lat. Wywalczyliśmy historyczne awanse do 4. i 3. ligi, ale był to w tamtym okresie klub za słaby na okręgówkę, a za mocny na A klasę. Piękny czas, atmosfera i wspaniałe chwile. Prezes w pewnym momencie powiedział do mnie, że zajdę wysoko i pozwolił mi iść w świat. Trafiłem do GKS-u Tychy. Tam były inne realia jeśli chodzi o media i wywiady. Pamiętam jak jeden dziennikarz po przyjacielsku mi wytknął, że się powtarzam i mówię to samo. Doradził też, żebym kombinował ubierając myśli w słowa. Od tamtego momentu próbuje zrobić z tego trochę żartu albo zabawy słownej. Jesteśmy przecież w pewnym sensie aktorami. Musimy dać kibicom coś po czym się uśmiechną, odczują emocje. Nie ma nic gorszego od człowieka, który jest nijaki. Na pewno pomagają w tych porównaniach lata doświadczeń kiedy szukam różnych odpowiedzi na to samo pytanie, które się bardzo często powtarza. Nie ukrywam, że mogą mieć też wpływ kwestie rodzinne, bo z mojego ojca jest kawał „jajcarza” (śmiech). Mamy jedno życie, trzeba do niego podchodzić trochę „na luzie”. Jakbym był teraz spięty jak agrafka przy wszystkich, to co będę miał zrobić jak nie daj Boże przyjdzie gorszy czas? Pod ziemię się zapaść? Bądźmy ludźmi, bądźmy sobą.

Wielokrotnie powtarzał trener, że jednym ze swoich największych marzeń była praca w ekstraklasowym klubie. Teraz, gdy udało się to spełnić, jaki cel zawodowy stawia sobie pan przed sobą?

Kurczę, szczerze powiedziawszy nie myślałem o tym. Nie przypuszczałem też niedawno, że za chwilę mogę zostać trenerem zespołu z ekstraklasy. Może to brzmi zbyt pokornie i skromnie, ale to prawda. Było to oczywiście marzeniem, ale miałem takie swoje powiedzonko: „Każdy nosi w swoim plecaku buławę generalską, tylko moja jest strasznie zakurzona”. Wyciągnąłem ją jednak, przetarłem, świeci się i działa (śmiech). Trzeba iść na przód i zawsze są jakieś dalsze marzenia. Każdy by chciał jak najwięcej wygrywać i mieć ogromną satysfakcję z tego co robi. Ci najwięksi dalej trenują, żeby stać się jeszcze lepszymi i nie osiadają na laurach nawet kiedy są traktowani jak gwiazdy. Schodząc z dzisiejszych zajęć i mając porównanie jak wyglądało to tydzień temu, mamy z progresu, który widzimy satysfakcję. Widać, że coś już lepiej działa. Trybik z trybikiem się zazębia. To jest esencja tego co my robimy.

POLECAMY RÓWNIEŻ:



Laureaci Plebiscytu 2018 i ich kobiety - żony, narzeczone, dziewczyny





Świętokrzyskie zawodniczki jak modelki [AKTUALIZACJA]






Najprzystojniejsi sportowcy w świętokrzyskich klubach. Zdjęcia z prywatnych sesji!





Księża z diecezji kieleckiej mistrzami Polski w piłce nożnej! [ZDJĘCIA]



od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie