Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monar kontra gmina Stąporków. Finał w sądzie?

Piotr STAŃCZAK [email protected]
Z tego budynku przy ul. Niekłańskiej w Stąporkowie Monar-Markot korzysta już od dwunastu lat.
Z tego budynku przy ul. Niekłańskiej w Stąporkowie Monar-Markot korzysta już od dwunastu lat. Piotr Stańczak
W najbliższych tygodniach i miesiącach mogą rozstrzygnąć się losy ośrodka Monaru-Markotu w Stąporkowie.

Stowarzyszenie chce pozostać w tym mieście, władze mają inne plany w stosunku do budynku oraz działki przy ulicy Niekłańskiej. Niewykluczone, że spór będzie musiał rozstrzygnąć sąd.

O sprawie Monaru pisaliśmy w jednym z październikowych wydań "Echa Koneckiego". Szum wokół ośrodka pojawił się już rok temu, gdy gmina postanowiła nie przedłużać umowy z Monarem na korzystanie z budynku. Placówka miała przenieść się do Komórek w podkieleckiej gminie Daleszyce, remontuje już tamtejszą swą siedzibę. Powszechnej zgody na opuszczenie Stąporkowa jednak nie ma.

Większość osób to 50+

Dom dla Osób Bezdomnych i Najuboższych mieści się przy ulicy Niekłańskiej, na obrzeżach Stąporkowa. Idziemy z centrum miasta ulicą Rzeczną, potem Odlewniczą, mijamy fabrykę kotłów, skręcamy w prawo. Mijamy pojedynczych przechodniów, rowerzystów. Siedziba Monaru-Markotu znajduje się na uboczu, kilkadziesiąt metrów od ulicy. Trzykondygnacyjny dom liczy w sumie 600 metrów kwadratowych. Z zewnątrz nie jest okazały jeśli chodzi o wygląd, w gruncie rzeczy jednak nie jest jego celem kłuć w oczy przepychem. Wita nas kierownik ośrodka Piotr Radziwon. Zaprasza do środka.

Jest schludnie, czysto, część mieszkańców je na stołówce. Inni spacerują na zewnątrz. Jak dodaje kierownik, wśród 58 osób tu zakwaterowanych większość to ludzie już po pięćdziesiątym roku życia. - 80 procent pochodzi z województwa świętokrzyskiego, reszta z ościennych gmin mazowieckiego, rejonów Szydłowca, Przysuchy. Jesteśmy jedynym takim ośrodkiem w powiecie koneckim - przypomina.

Po przejściach jakoś sobie radzą

Mieszkają tu ludzie po tzw. przejściach, którzy z powodów rodzinnych, czasem zdarzeń losowych stracili dach nad głową i tu w Monarze odzyskali choć część tego dobrodziejstwa. Anna Gonciarz przez lata mieszkała w Krasnej. Niespełna dwa lata temu spalił się jej dom, spłonęły dwie wnuczki-bliźniaczki. Historia była głośna w kraju. Wraz z jednym synem zamieszkała w Monarze, ojciec dziewczynek ze swą partnerką i dwójką starszych pociech otrzymali mieszkanie socjalne przy Placu Wolności w Stąporkowie.

- Nie ma za co odbudować domu w Krasnej, chociaż wierzę, że kiedyś to się uda. Jakoś dajemy sobie radę we dwoje z synem. Posprzątam swój lokal, pospaceruję, odwiedzę drugiego syna, czas leci - przyznaje pani Anna. Kobieta doświadczona życiem żegna nas pogodnym uśmiechem. Nie tylko starsi zamieszkują Monar. Agnieszka, trzydziestokilkuletnia kobieta pochodząca ze Skarżyska jest po rozwodzie, tu trzy lata temu znalazła dach nad głową.

- W ciągu dnia pracujemy w kuchni, załatwiamy proste sprawy domowe. Ja i moje współlokatorki jesteśmy po przejściach, nasze życie nie potoczyło się idealnie, ale teraz jakoś sobie radzimy. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego władze w Stąporkowie chcą nas przenieść pod Daleszyce - twierdzi. Agnieszka mieszka z dwiema kobietami - Wiolettą i najmłodszą, 23-letnią dziewczyną z Tarnowa, w zaawansowanej ciąży. Ta trzecia nie chce pokazywać twarzy. - Nie można ludzi ot tak po prostu wyrzucić na bruk. Od nas w tej sprawie niestety wiele nie będzie zależeć - podsumowują kobiety.

Dostali cztery ściany z otworami

- Nasi mieszkańcy nie zaliczają się do gorszej kategorii, to ludzie pochodzący stąd, albo bliskich okolic. Pewnie, że teoretycznie jako stowarzyszenie możemy zmienić siedzibę, ale część mieszkających tutaj powróci i tak w swe rodzinne strony, na ulicę, do swych rozwalających się domów. Mimo wszystko oni traktują ten powiat, gminę jak własny dom. My chcemy, aby stanęli mocno na nogi i usamodzielnili się, choć im człowiek starszy, tym jest mu trudniej - powtarza Radziwon.

Monar-Markot stworzony przez Marka Kotańskiego działa w Stąporkowie od 2000 roku. Do tej pory gmina nie pobierała od stowarzyszenia opłat za korzystanie z budynku przy Niekłańskiej, ale też i mieszkańcy wraz z pracownikami, kierownictwem musieli niemal od podstaw przystosować dom na podstawowe cele mieszkalne, bo znajdował się on w opłakanym stanie. - Dostaliśmy dosłownie cztery ściany z otworami na okna i drzwi. Na remont otrzymaliśmy pieniądze z rządowych funduszy, urzędów - wojewódzkiego i marszałkowskiego. Pomagają nam sponsorzy. Ponadto poszczególne gminy, ośrodki pomocy społecznej pokrywają koszty pobytu swoich mieszkańców w naszym ośrodku. Te pieniądze idą na bieżące potrzeby - opowiada Piotr Radziwon.

Stowarzyszenie chce ugody

- Kiedy po odejściu burmistrza Edmunda Wojny władzę objęła pani Dorota Łukomska, pojawił się temat wyprowadzki Monaru ze Stąporkowa. Wcześniej nawet nie braliśmy takiej opcji pod uwagę, z jej poprzednikami jakoś się dogadywaliśmy. Po wyborach nowa burmistrz z grupą radnych stwierdziła, że są to tereny inwestycyjne, wobec tego my nie możemy tu dalej prowadzić swej działalności. Sprawę postawiono na ostrzu noża - dodaje szef placówki. Monar zwrócił się do gminy o zwrot kosztów, jakie poniósł w czasie remontu domu przy Niekłańskiej. Chodzi o sumę około 650 tysięcy złotych.

- Niestety, gmina nie chce podjąć żadnych negocjacji. Zaproponowaliśmy ugodę, czekamy na pisemną odpowiedź pani burmistrz i przewodniczącego rady miejskiej. Chcemy załatwić sprawę polubownie - podkreśla Radziwon. Czy jeśli gmina pozwoli Monarowi zostać w mieście, ten zrzeknie się ewentualnych finansowych roszczeń? - Taka opcja jest możliwa - przyznaje kierownik.

Przypomina, że w tym roku stowarzyszenie chciało kupić od gminy budynek za cenę pomniejszoną o wkład własny w remont oraz jeszcze kilka tysięcy metrów kwadratowych na budowę hostelu dla uzależnionych od alkoholu. Przedsięwzięcie sfinansowałby Narodowy Fundusz Zdrowia, byłaby szansa na nowe miejsca pracy. Samorząd się na to nie zgodził, tłumacząc, że obszar znajduje się w Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Wcześniej Monar prowadził tu działalność na zasadzie umowy użyczenia, ostatni aneks do niej wygasł 30 czerwca. Nowej umowy nie ma.

Gmina twierdzi - nie ma sporu

Zdaniem władz Stąporkowa sytuacja jest... czytelna. Jak twierdzi burmistrz Łukomska oraz jej współpracownicy, znający dokładnie tę sprawę, od ponad roku kierownictwo placówki wiedziało, że dotychczasowa umowa wygaśnie w czerwcu i nie zostanie przedłużona.

- Jeśli Monar wystąpi do sądu o zwrot poniesionych nakładów, staniemy się stroną w sprawie i ewentualne rozwiązania podejmie właśnie sąd, my nie będziemy mieli na nie wpływu. Dziś nie ma potrzeby mówić o ugodzie, bo nie ma sporu. Gmina zgodnie z umową nie ma podstaw do wypłaty stowarzyszeniu rekompensaty. Monar od 12 lat użytkuje lokal będący własnością mieszkańców, gminy Stąporków i nie płaci "lokatornego". Monar miał przedłużane umowy z zapisem, że jakiekolwiek nakłady, jakie poniesie na rzecz poprawy bytu swych mieszkańców, leżą po jego stronie i samorząd nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności - tłumaczy asystentka burmistrz Łukomskiej Anna Kobierska. Kierownik Radziwon widzi sprawę tak: - Faktycznie, nie ma w umowie punktu, że gmina jest nam winna pieniądze. Z drugiej jednak strony nie ma też i takiego zapisu, że... nie jest winna. Niech to rozstrzygnie sąd.

Czego się spodziewać?

Władze wydają się być nieugięte. - Stąporków to chyba jedyna w kraju gmina tej wielkości, gdzie działają dwie placówki Monarowskie (druga funkcjonuje w Lutej - przyp. PST). Pomagaliśmy tak długo jak to było możliwe, ale nikt nigdy nie obiecywał stowarzyszeniu przedłużania umów w nieskończoność - tłumaczy Kobierska. Jak dodaje, wielu mieszkańców gminy również znajduje się w trudnej sytuacji, brakuje lokali socjalnych, pieniędzy również, bo nie ma wsparcia ze strony rządu. - Mieszkania socjalne mieliśmy budować w najbliższym czasie, ale pojawiła się inna potrzeba. Musimy dopłacić 1,2 miliony złotych do niepublicznych przedszkoli. Trzeba więc szukać innych rozwiązań - zapowiada Kobierska. Kierownictwo placówki stoi niejako na rozdrożu.

- Przed wyborami pani Łukomska informowała naszych mieszkańców, że będzie im pomagać. Podejrzewam, że wielu z nich dzięki temu na nią zagłosowało... Gmina to nie spółka nastawiona na zysk. Nie może być prorozwojowa nie będąc prospołeczną. Obecnie nie wiem tak naprawdę, czego spodziewać się po gminie. Apeluję do władz o rozwagę i rozsądek. Radni, którzy mają najwięcej do powiedzenia na temat naszej placówki, nigdy zapewne tu nie byli, choć zapraszaliśmy wielokrotnie. Czynimy to po raz kolejny - puentuje Radziwon.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie