Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mundur strażaka pomógł na pogrzebie Papieża

Rafał BANASZEK
Z Włoch komendant Jacenty Socha przywiózł na pamiątkę między innymi obrazek Świętego Franciszka.
Z Włoch komendant Jacenty Socha przywiózł na pamiątkę między innymi obrazek Świętego Franciszka. Rafał Banaszek

Opowiada Jacenty Socha, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej we Włoszczowie, który tydzień temu był w Rzymie

* Co pana komendanta skłoniło do tego, żeby uczestniczyć w pogrzebie Ojca Świętego w Watykanie?

- W 1991 roku Ojciec Święty lądował w Kielcach na Stadionie Budowlanych. Ja wtedy zabezpieczałem ten teren. To był mój pierwszy bezpośredni kontakt z Papieżem. Dzieliła mnie z Nim zaledwie odległość kilku metrów. Dlaczego pojechałem do Rzymu na Jego pogrzeb? Z mojej strony było to oddanie hołdu największemu z Polaków, który wiele zrobił dla naszego kraju i całego świata. Poczułem się winny, że przez tyle lat Papież do nas przyjeżdżał, a ja nie mogłem nigdy być u Niego. To była ostatnia szansa, żeby tego dokonać.

* Czy pojechał pan sam, z rodziną, a może z zorganizowaną grupą?

- Byłem z córką. Wyjazd zorganizowało Diecezjalne Biuro Pielgrzymkowe w Kielcach. Ubrałem się w mundur, zabrałem też flagę narodową, która stała u mnie w gabinecie. Uznałem, że tak należy zrobić. Córka była ubrana w mundur harcerski, podobnie jak jej dwie koleżanki. Wyjechaliśmy autokarem w środę wieczorem, a na miejscu byliśmy w czwartek. W sumie 25 godzin jazdy z Kielc. W drodze panowała poważna atmosfera. Pasażerowie zachowywali się dojrzale i odpowiedzialnie, jak przystało na rangę wydarzenia.

* Co pan zastał na miejscu?

- Jak wjeżdżaliśmy do Rzymu w czwartek wieczorem, media podawały, że podróżni mogą się spodziewać korków już sto kilometrów przed "wiecznym miastem". Nijak się to miało do rzeczywistości. U nas we Włoszczowie w dni targowe są większe korki na Sienkiewicza i w Rynku. Na miejscu czuło się za to atmosferę wielkiej powagi sytuacji. Tego, że wszyscy ludzie przyjechali tutaj w konkretnym celu - złożyć hołd człowiekowi wielkiego formatu. Na placu Świętego Piotra ludzie byli ściśnięci jak sardynki w puszce. Kupienie czegokolwiek w sklepach graniczyło z cudem. Miasto było podzielone na sektory i zablokowane.

* Co panu utkwiło szczególnie w pamięci podczas pobytu w Rzymie?

- No cóż, muszę się pochwalić, że ubranie się w mundur strażacki pomogło mi w sytuacjach, gdy trzeba było stoczyć boje ze służbami porządkowymi o kawałek miejsca na placu Świętego Piotra. Gdy karabinierzy chcieli nas zepchnąć, żeby karetki pogotowia miały nie zablokowaną drogę, postanowiłem zainterweniować. Ubrany w mundur, kurtkę i beret podszedłem do jednego z nich, stanąłem rozkrokiem i zapytałem: "Bene?", co znaczy "dobrze". Karabinier otworzył usta z wrażenia i nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Potem nie mieliśmy już problemu z przemieszczaniem nas z jednego miejsca na drugie. Po tych bojach o wolne miejsce ludzie z mojej grupy poukładali się na drodze do snu, wykorzystując karimaty i śpiwory. Nasz ksiądz spał na jezdni, z głową na krawężniku. Ja z kolei spędziłem noc przed pogrzebem na krzesełku wędkarskim. Około 4-4.30 nad ranem wszyscy zaczęli wstawać. I jeszcze jedno spostrzeżenie utkwiło mi w pamięci, tym razem optymistyczne. We Włoszczowie mamy lepsze samochody pożarnicze niż te, które widziałem pod Watykanem. Za to policja była elegancka jak z okładki żurnala.

* Jak komendant przeżył pogrzeb Papieża Jana Pawła II?

- To był przejmujący widok nie tylko dla mnie, ale i dla wielu zgromadzonych tam ludzi. W czasie mszy pogrzebowej mundur znowu mi pomógł. Tym razem w dostaniu się na środek placu. Sam szedłem z flagą w ręce, a służby kierowały mnie, z uśmiechem na twarzy, na właściwą drogę. W ten sposób dostałem się do centrum placu Świętego Piotra bez przeszkód. Stałem na placu, mogącym pomieścić około trzystu tysięcy ludzi. Choć nie byłem blisko trumny z Ojcem Świętym, uroczystość pogrzebową pokazywały dokładnie telebimy, ustawione po dwóch stronach placu.

* Jak zachowywali się ludzie w pana otoczeniu?

- Mam pewien niedosyt. Jako Polak spodziewałem się pewnych akcentów narodowych. Że oto za chwilę jakaś kapela góralska zagra, nieproszona przez nikogo, albo jakiś chór zaśpiewa. Nie zauważyłem tego, podobnie jak flagi włoskiej w tej części, gdzie stałem. Widziałem za to flagi Nigeryjczyków, którzy zachowywali się godnie i z powagą. Bulwersował mnie za to widok palących papierosy i chichoty dwóch Włoszek, które zachowywały się skandalicznie. Poza tym, wydaje mi się, że ceremonia pogrzebu osoby tej rangi powinna być bardziej rozbudowana.

* Jak pan ocenia przygotowanie się Rzymu do przyjęcia bodaj największej pielgrzymki świata?

- Na szóstkę z plusem. Władze państwowe, Rzymu i służby porządkowe czuwały nad bezpieczeństwem przez cały czas. Po napisach na kurtkach wynikało, że ściągnięto je z całych Włoch. Widziałem też bardzo dużo wolontariuszy. Rozdawali napoje za darmo w nieograniczonych ilościach, kołdry, jak ktoś nie miał. Widać było, że zależało wszystkim na tym, żeby było bezpiecznie. Organizację oceniam najlepiej jak tylko mogę.

* Czy pańska grupa miała problemy z opuszczeniem Rzymu po pogrzebie Ojca Świętego?

- Właśnie nie. Po pogrzebie poszliśmy pieszo do Koloseum, jakieś trzy kilometry od placu Świętego Piotra. Jak wyjeżdżaliśmy z Rzymu w piątek o godzinie 18, nie zauważyłem w ogóle korków. Dziwiłem się, gdzie ci ludzie się podziali, jak oni to zrobili.

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie