Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chce pieniędzy od rządu na szkoły, zlekceważył "Orlika", a komputery uważa za gadżety - czyli czego wiceprezydent Sygut nie zrobił dla kielczan

Paweł WIĘCEK [email protected]
Po tym, jak w poniedziałek wiceprezydent Kielc Andrzej Sygut stwierdził, że nie potrzebuje pieniędzy na pomoce dydaktyczne dla szkół oraz na place zabaw, rozpętała się gorąca dyskusja na temat oświaty w Kielcach.

Andrzej Sygut

Andrzej Sygut

Ma 63 lata. Pochodzi z Wierzbicy w gminie Kije. Jest absolwentem polonistyki na Uniwersytecie imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na początku kariery zawodowej pracował w Wojewódzkiej Spółdzielni Spożywców Społem, później przez wiele lat w Instytucie Kształcenia Nauczycieli i Badań Oświatowych. Od 1990 roku był świętokrzyskim kuratorem oświaty, zaś od stycznia 2002 roku pracował w Świętokrzyskim Centrum Doskonalenia Nauczycieli. Wiceprezydent Kielc od 7 lat.

Nie bierze udziału w spotkaniach z radnymi, związkami zawodowymi czy rodzicami, komputery to dla niego gadżety - lista grzechów wiceprezydenta Kielc Andrzeja Syguta jest dużo dłuższa. W poniedziałek trafił na nią jeszcze jeden…

"Echo Dnia" spytało wiceprezydenta, czy miasto będzie się ubiegać o pieniądze na utworzenie w podstawówkach szkolnych miejsc zabaw lub placów zabaw z rządowego programu "Radosna szkoła". - To jest niepoważne, kiedy w oświacie brakuje pieniędzy. Jesteśmy w połowie roku budżetowego. Nie mam pieniędzy na takie programy. Jak ktoś mi opowiada o jakichś placach zabaw… Nie wiem, co oni gadają - skwitował.

Po naszym poniedziałkowym tekście rozpętała się prawdziwa burza. Oburzenia nie kryli kieleccy radni, ludzie związani z oświatą, rodzice.

PATOLOGICZNA NIENAWIŚĆ?

Lekceważąca wypowiedź Syguta oburzyła kieleckich radnych. - Od pewnego czasu martwi mnie, że miasto nie stara się o pieniądze zewnętrzne na rozwój oświaty. Nie wiem, czemu tak się dzieje, bo inne miejscowości czynią to i mają duże wsparcie - zauważa Jacek Wołowiec. - Czy wynika to z faktu, że nie ma osób, które zajęłyby się tworzeniem projektów, czy to patologiczna nienawiść do pieniędzy rządowych lub unijnych czy celowa polityka władz miasta? Nie wiem… - dodaje.

Jarosław Machnicki, przewodniczący Komisji Edukacji i Kultury, przypomina, że jesienią zgłaszano pomysł znalezienia dodatkowych pieniędzy na pomoce dydaktyczne. - Prezydent Sygut nazwał je gadżetami, inicjatywa padła. Gdyby wtedy zabezpieczono fundusze, dziś nie stalibyśmy przed problemem wejścia w projekt. Rozkładam ręce, że prezydent w ten sposób wypowiada się o pieniądzach rządowych, które są do wzięcia na edukację - mówi.

Stanowisko Syguta krytykuje także radny Adam Jaskóła. - Byłoby błędem, gdyby miasto nie sięgnęło po dotacje z programu, bo pieniędzy w kieleckiej oświacie brakuje. Mam nadzieję, że pan Sygut przemyśli swoje zachowanie. Na komisji porozmawiamy o tych sprawach - zapowiada.

"ORYGINALNE" SPOJRZENIE

Czy wiceprezydent podda refleksji swoje słowa i czy pojawi się na komisji to dwie wielkie niewiadome. Po pierwsze dlatego, że wczorajsza wypowiedź nie jest jedyną, która wyraża jego cokolwiek "oryginalne" podejście do spraw oświatowych i nie tylko. Nazwanie gadżetami komputerów czy tablic interaktywnych, które są, zdaniem Syguta, zbędne, bo nie służą realizacji celów dydaktycznych, to najbardziej jaskrawa ilustracja.

Wiceprezydent wyraził kiedyś pogląd, że wpajanie przedszkolakom zasad ekologii przez akcję zbiórki makulatury nie jest zadaniem przedszkola. - Pamiętam, że przed kilkunastoma laty zbieraliśmy stare gazety i książki, aby mieć na papier toaletowy. Teraz czasy się zmieniły i w przedszkolach papieru raczej nie brakuje. Niech więc lepiej te placówki zajmą się tym, co mają do robienia, czyli wychowywaniem dzieci, a nie zbieraniem makulatury - mówił niegdyś Sygut na łamach "Echa Dnia".

Innym razem od "Echa Dnia" wiceprezydent dowiedział się, że jeśli do Urzędu Marszałkowskiego natychmiast nie trafi dokumentacja budowy boiska w ramach rządowego projektu "Moje boisko - Orlik 2012", miastu taka okazja przejdzie koło nosa. - Nie słyszałem nic o zasadzie kolejki w sklepie mięsnym. Złożyliśmy dwa wnioski i nic mi nie wiadomo, że możemy nie dostać dofinansowania - mówił Sygut. Kielc zabrakło wśród gmin, które uzyskały dotację na inwestycję w pierwszym etapie. Dopiero dzięki zapobiegliwości władz województwa miasto ostatecznie otrzymało pieniądze na budowę boiska przy Szkole Podstawowej numer 27.

Co to jest "Radosna szkoła"?

Co to jest "Radosna szkoła"?

Rządowy program rozłożono na lata 2009-2014. Jego całkowity koszt opiewa na astronomiczną kwotę blisko 2,5 miliarda złotych. Połowa będzie pochodzić z budżetu państwa, druga połowa to wkład własny organów prowadzących szkoły, a więc gmin i powiatów. W tym roku do wzięcia jest 40 milionów złotych z kasy państwowej. Wnioski mogą składać publiczne i niepubliczne szkoły podstawowe oraz ogólnokształcące szkoły muzyczne I stopnia. Rząd sfinansuje w 100 procentach zakup pomocy dydaktycznych do szkolnych miejsc zabaw. Szkoła może dostać na ten cel od 6 do 12 tysięcy, w zależności od liczby uczniów w klasach I-III. Z kolei aby ubiegać się o pieniądze na urządzenie szkolnego placu zabaw, należy wykazać 50 procent wkładu własnego. Rząd dołoży do każdego placu od 63 do 115 tysięcy. O wysokości dotacji decyduje również liczba uczniów. W pierwszej kolejności będą dzielone pieniądze na doposażenie klas. Jeśli z puli 40 milionów złotych zostaną jakieś nierozdysponowane pieniądze, będą one przekazane na budowę placów zabaw. Program został przyjęty w szkołach i niemal wszystkich gminach entuzjastycznie. Już napłynęło do kieleckiego kuratorium kilkadziesiąt wniosków z całego województwa.

WIELKI NIEOBECNY

Kolejny zarzut wobec wiceprezydenta Syguta - rzadko opuszcza swój gabinet, by zobaczyć, co dzieje się na jego poletku. Głośno o tym mówią radni, dyrektorzy szkół, nauczyciele, rodzice.

Obecność wiceprezydenta Syguta na Komisji Edukacji i Kultury to wielkie wydarzenie. - Pan prezydent albo ma ważne zadania, albo komisja jest dla niego traumatyczna. Porozumienia między nami ani chęci współpracy od dawna nie ma. Każda nasza wypowiedź jest tylko polityczna. Ale u podłoża naszych wypowiedzi leży troska o kielecką oświatę - podkreśla Jarosław Machnicki.

Rodzice uczniów Szkoły Podstawowej numer 7 i Gimnazjum numer 1 do dziś pamiętają nieliczne rozmowy z Andrzejem Sygutem w sprawie zamiaru połączenia placówek. - Przychodził, pokazywał swoją butę i arogancję. Był kompletnie głuchy na nasze argumenty. Nie dało się z nim w ogóle rozmawiać - wspomina jeden z obecnych na spotkaniu rodziców.

Nie bez echa przeszła swego czasu absencja władz miasta na spotkaniu z Krystyną Szumilas, wiceminister edukacji narodowej. Byli prezydenci, burmistrzowie i wójtowie innych gmin. Kielecki ratusz reprezentował niższy rangą urzędnik.

Proszący o anonimowość rozmówca zauważa, że ani Sygut, ani bezpośrednio podlegli mu dyrektorzy nie mają w zwyczaju odwiedzać szkół. - A jak można być dobrym gospodarzem, jeśli nie chce się wejść do stodoły czy obory? XIX-wieczny konserwatyzm, który prezentuje pan Sygut, to przykrywka zrobiona po to, żeby się nie przemęczać - uważa.

Tę filozofię widać na każdym kroku. Wystarczy spojrzeć na szkolne boiska, stan szkół, ich wyposażenie. - Kielce aspirują do miana metropolii, a nasze szkoły wyglądają gorzej niż w małych miejscowościach. Kielce, jako stolica województwa, powinny być mekką edukacyjną dla wszystkich. Niestety, nie są - zauważa Jacek Wołowiec. - Jeśli byłbym wiceprezydentem, robiłbym wszystko, żeby jak najwięcej wyszarpać z budżetu dla swoich jednostek. Głośno krytykujemy władzę, bo chcemy, żeby nasze szkoły były wzorem. Zależy nam na oświacie i to nie jest polityka - dodaje.

Z POŚREDNIKAMI NIE ROZMAWIAM

Wiceprezydent Andrzej Sygut do anonimowych wypowiedzi odnieść się nie chce. - Nie uzyska pan ode mnie żadnej wypowiedzi. Nie rozmawiam z anonimami. Takie mam zasady - mówi krótko. Problemów dotkniętych przez radnych również nie chce podjąć. - Nie będę rozmawiał z radnymi za pośrednictwem pośredników. Ja tej formuły rozmowy przez media nie przyjmę - dodaje.

Na pytanie, czy sprawa programu "Radosna szkoła" jest już zamknięta czy też byłby gotów rozmawiać na ten temat podczas środowej komisji, odpowiada: - Jeśli radni chcą ze mną rozmawiać, jestem do dyspozycji. Jeżeli pan przewodniczący będzie sobie tego życzyć, będę na komisji - zapewnia. - Spytany na koniec o swoją niską frekwencję na dotychczasowych komisjach, odpiera. - Ja bywam na tych, na których powinienem być. Jeżeli bym chodził na wszystkie komisje, nie miałbym czasu na inne zajęcia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie