Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Nie mogłem oddychać. Bałem się o swoje życie". Wstrząsająca relacja z oddziału covidowego w Kielcach [ZDJĘCIA, WIDEO]

Paula Goszczyńska
Paula Goszczyńska
Był zdrowy, silny, aktywny. Mimo to, koronawirus zaatakował bardzo brutalnie. Choć wydaje nam się, że pandemii mogą obawiać się tylko seniorzy, rzeczywistość pokazuje zupełnie co innego. Taką rzeczywistość zobaczyliśmy na kolejnym oddziale, który odwiedziliśmy – w Klinice Chorób Zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego przy ulicy Radiowej w Kielcach. To tu z ciężkich stanów wychodzą również ci młodzi mieszkańcy regionu. Zobaczcie jak naprawdę wygląda praca oddziału, byliśmy tam z aparatem i kamerą. Zobaczcie zdjęcia i wstrząsające relacje.

Cykl „Echa Dnia” pokazujący, jak wygląda codzienność na oddziałach covidowych w Świętokrzyskiem trwa. Tym razem pojawiliśmy się w Klinice Chorób Zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. Oddział znajduje się przy ulicy Radiowej i właściwie od samego początku pandemii leczy pacjentów zakażonych koronawirusem.

Czytaj też: Tu trwa walka o każdy oddech. Byliśmy na oddziale covidowym w szpitalu w Końskich [DUŻO ZDJĘĆ]

To właśnie tutaj dzięki kierownikowi oddziału – doktorowi Pawłowi Pabjanowi – mogliśmy porozmawiać z pacjentem, który nijak nie wpisuje się w schemat zachorowań na COVID-19. Jest młody, żył aktywnie i nie narzekał na swój stan zdrowia. Czy spodziewał się, że przez koronawirusa nie będzie mógł złapać oddechu? Nie. Czy się bał? Bardzo. Ale zacznijmy od początku.

Rotacja chorych wciąż trwa
Obecnie w Klinice Chorób Zakaźnych w Kielcach przebywa około 15 pacjentów. Jeszcze niedawno był jednak czas, że było ich ponad 40 i brakowało miejsc dla kolejnych chorych. wciąż mamy przyjęcia i wypisy. Przed chwilą pacjent opuszczał oddział jako osoba zdrowa. - W szczytowym okresie, czyli w zeszłym miesiącu, maksymalnie przebywało u nas 49 chorych – informuje doktor Piotr Stępień z Kliniki Chorób Zakaźnych w Kielcach. - Były to osoby z potwierdzonym zachorowaniem na COVID-19, które wymagały hospitalizacji oraz tlenoterapii. W tym budynku nie posiadamy pododdziału intensywnej terapii, więc pacjenci wymagający intubacji i opieki anestezjologicznej, są leczeni w głównym budynku Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego przy ulicy Grunwaldzkiej – dodaje lekarz.

Ma to również znaczenie jeśli chodzi o zgony, ponieważ większość takich pacjentów przechodzi prze OIOM. - U nas też oczywiście zgony się zdarzają, ale w zdecydowanie mniejszej liczbie niż na wspomnianym oddziale intensywnej terapii – mówi doktor Piotr Stępień.

ZOBACZ TEŻ: Bohaterowie czasów pandemii [1]. Zobacz jak naprawdę wygląda walka o życie ludzi [FILM]

Tlen na wagę złota
Praca z osobami zakażonymi koronawirusem to spore obciążenie psychiczne oraz fizyczne. Napotykane są również różne przeszkody. - Największym problemem przez ostatni czas był ten związany z dostępnością tlenu, ponieważ żaden szpital w Polsce nie był przygotowany na to, że większość pacjentów może wymagać właśnie tlenoterapii – zwraca uwagę doktor Piotr Stępień z Kliniki Chorób Zakaźnych w Kielcach. - W związku z tym możliwości logistyczne, czyli po pierwsze doprowadzenie tlenu na salę pacjenta, a po drugie doprowadzenie tlenu do centralnej tlenowni, były największym wyzwaniem. Producent po prostu nie nadążał z dostarczaniem nam odpowiedniej ilości tlenu. To tlen medyczny, to nie jest coś co można sobie samemu wyprodukować – podkreśla lekarz.

„Nie spodziewałem się, że będzie tak źle”
A tlen faktycznie niezbędny jest tym, którzy mają duże trudności z oddychaniem. Takim pacjentem jest pan Łukasz Głowacki. Mimo młodego wieku zakażenie koronawirusem przeszedł ciężko. - Nie byłem w gronie sceptyków. Wiedziałem, że to realne zagrożenie, ale nie spodziewałem się, że aż takie. Najpierw zachorowała żona i wtedy już podejrzewałem, że również przejdę COVID-19. Na początku pojawiła się delikatna gorączka i zakażenie przechodziłem łagodnie – wspomina pan Łukasz. Niestety, do czasu. Po 5 dniach pojawiły się problemy z oddychaniem. - Pogorszyło się i to bardzo. Nie byłem w stanie normalnie złapać oddechu. Na początku przechodziłem to w domu, ale gdy sytuacja zaczęła być coraz bardziej poważna, musiałem zostać przyjęty do szpitala – dodaje pacjent. - Od razu dostałem tlen, lekarstwa, antybiotyki.

Pan Łukasz przyznaje, że nie spodziewał się, że tak ciężko przejdzie zakażenie. - Znam wiele osób, które były zakażone i nie czuły się tak źle. Ja sam prowadzę aktywny tryb życia – jeżdżę na rowerze, biegam. Myślałem, że jeśli przejdę COVID to w miarę łagodnie, a jednak okazało się inaczej – opisuje.

Strach o własne życie
Dodaje także, że w pewnym momencie po prostu bał się o swoje życie. - Były takie dni, kiedy z ogromną trudnością łapałem oddech. Różne myśli wtedy do głowy przychodzą. Zwłaszcza, że duszności stopniowo się nasilały i długo myślałem, że jakoś sam sobie z tym poradzę. Niestety, w pewnym momencie poczułem, że nie można tego bagatelizować. Potrzebowałem pomocy specjalistów – zaznacza nasz rozmówca.

Czy rodzina się o niego bała? - Oczywiście. Ja też bałem się o nich. Nie jestem starszym człowiekiem, a okazało się, że zakażenie przechodzę bardzo ciężko. Teraz czuję się już znacznie lepiej. Niedługo może nie będę już musiał korzystać z tlenu. Organizm jest jednak mocno osłabiony. Muszę dojść do siebie, a to wymaga czasu – podsumowuje pan Łukasz, po którym widać, że jest już zmęczony krótką rozmową.

Jego przykład pokazuje, że zagrożenie jest realne. Nie tylko seniorzy powinni się obawiać COVID-19. Nikt tu nie mówi o tym, by panikować. Ale takie historie udowadniają nam, że sprawa dotyczy wszystkich – nas i naszych bliskich.

Nie tylko lekarze są narażeni
Gdy wychodzimy na korytarz mijamy panie salowe. O nich też nie można zapominać, w końcu pracują na oddziale zakaźnym – razem z lekarzami i pielęgniarkami. - Wiadomo, że przebywając na oddziale zakaźnym już wcześniej należało się odpowiednio zabezpieczać. Jednak faktycznie teraz jest to spotęgowane – mówi pani Barbara Janik. - Wcześniej wystarczyła maseczka, obecnie wchodząc na salę musimy mieć kombinezon jak każdy – dodaje.

Przyznaje także, że wiosną, gdy pandemia dopiero się pojawiła, był spory strach. - Marzec i kwiecień to był trudny okres, bo wszystko było jedną wielką niewiadomą. Wchodząc na salę, gdzie leżała osoba dodatnia nie wiedziałyśmy czy się kiedyś nie zarazimy. Dziś jest już inaczej. Trochę przywykłyśmy i jak się okazuje nie jest tak źle. Przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa można być spokojnym – wyjaśnia pani Barbara.

Osocze – nie dla każdego
Na koniec rozmawiamy z doktorem Pawłem Pabjanem, który jest kierownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych oraz konsultantem wojewódzkim do spraw chorób zakaźnych. Doktor podkreśla, że dziękuje całemu personelowi za zaangażowanie i ciężką pracę. Również za to, że mimo początkowego strachu każdy z nich pokazał, że liczy się dla niego dobro pacjenta.

Poruszamy temat osocza od ozdrowieńców. Niemal bez przerwy w sieci pojawiają się apele i prośby, by ratować w ten sposób ciężko chorych. Okazuje się jednak, że osocze nie działa na każdego pacjenta. - Faktycznie osocza w ostatnim czasie brakowało, choć w ostatnich dniach ozdrowieńcy chętnie je oddają i jest znaczna poprawa. Spostrzeżenia z ośrodków europejskich. amerykańskich i azjatyckich mówią nam, że osocze faktycznie może pomagać. Polski lek, o którym się mówi, że to będzie pierwszy lek na COVID, zrobiony zostanie właśnie z osocza. Dzieki niemu będziemy wiedzieć konkretnie jaka ilość przeciwciał neutralizuje wirusa – przekazuje doktor Paweł Pabjan. - Podkreślam jednak, że osocze nie jest lekiem dla wszystkich chorych. Nadaje się tylko dla tych pacjentów, u których zapalenie płuc jest na początkowym etapie. My osocza dużo nie stosowaliśmy z tego względu, że mamy inny sprawdzony lek przeciwwirusowy – Remdesivir. Były momenty, że było go mało, natomiast w ostatnim okresie dostawy są regularne. Stosujemy go właśnie w okresie początkowym choroby i po podaniu zauważamy poprawę stanu chorego – zaznacza specjalista.

Kiedy skończy się pandemia?
Zadajemy również pytanie, które pewnie dręczy niemal każdego. Czy pandemia faktycznie odpuszcza? - We wrześniu i październiku mieliśmy bardzo ciężką sytuację. Od tygodnia rzeczywiście obserwujemy mniej zachorowań. Mamy światełko w tunelu, zwłaszcza, że już kolejna firma nas informuje, że będzie miała szczepionkę. Tym razem taką, kora nie musi być przechowywana w temperaturze minus 70 stopni Celsjusza, można ją więc składować w zwykłej lodówce. To zdecydowanie ułatwia jej transport. Którą szczepionkę dostaniemy my? Trudno powiedzieć. Samo szczepienie też potrwa jakiś czas i myślę, że sytuacja uspokoi się za kilka miesięcy – informuje nas kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach.

Koronawirus w regionie. Najważniejsze informacje

Polecamy: Epidemia koronawirusa - raport minuta po minucie najnowszych informacji dotyczących wirusa w Polsce i na świecie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie