Niedziela wystarczy na głosowanie?

Zdania na ten temat wśród polityków są bardzo podzielone. Generalnie przeważa jednak opcja tradycyjna, do której jesteśmy przyzwyczajeni.
Nowy kodeks wyborczy zakłada możliwość głosowania w wyborach przez dwa dni. Decyzję o tym, jak długo będą działały lokale wyborcze podejmuje osoba zarządzająca wybory. W przypadku jesiennych wyborów parlamentarnych jest nią prezydent Bronisław Komorowski.

Tylko raz

Jak dotąd po 1989 roku, czyli po zmianie ustrojowej, Polacy do urn przez dwa dni szli tylko raz. Było to w 2003 roku przy okazji referendum akcesyjnego w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Referendum zarządzono na dwa dni, aby zwiększyć wyborczą frekwencję. To właśnie frekwencja jest głównym argumentem, jaki podnoszą zwolennicy głosowania dwudniowego. Wiadomo, że aktywność wyborcza Polaków jest jedną z najniższych w Europie. W głosowaniu bierze zazwyczaj udział średnio nieco ponad 40 procent z uprawnionych.

- Według mnie wybory dwudniowe to dobry pomysł. Wybranie takiego rozwiązania przyczyniłoby się do zwiększenia frekwencji. Trzeba dać ludziom szansę - mówi posłanka Marzena Okła-Drewnowicz, szefowa świętokrzyskiej Platformy Obywatelskiej.
- Przyznam się, że jestem przyzwyczajona do wyborów jednodniowych jednak, jeśli głosowanie w ciągu dwóch dni mogłoby przynieść jakąś zabójczą frekwencję, to może warto podjąć takie działanie - uważa Bożentyna Pałka-Koruba, wojewoda świętokrzyski.

To jednak głosy dość odosobnione na świętokrzyskiej scenie politycznej. Przedstawiciele pozostałych wielkich ugrupowań są za starym systemem. Optując za tradycyjnym, jednodniowym głosowaniem podnoszą kontrargument dla frekwencji, czy li dodatkowe koszty. Co jednak ciekawe każdy podaje inną ich wysokość.

Nie będzie jak było

- Jestem za wyborami w jeden dzień, nie przypuszczam, aby głosowanie dwudniowe w sposób istotny zwiększyło wyborczą frekwencję. Dwa dni przy urnach to także dodatkowe koszty - mówi Adam Jarubas, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego w Świętokrzyskiem.
- Nie stać nas na wybory dwudniowe. Byłby to dodatkowy koszt w wysokości 100 milionów złotych. Ponadto przeprowadzanie wyborów przez dwa dni było ewenementem na skalę europejską. Podobne rozwiązanie funkcjonuje jedynie w Czechach, ale też nie do końca, bo tam jest możliwość głosowania w trybie 24-godzinnym - mówi Sławomir Kopyciński, świętokrzyski poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

- Dwudniowe wybory to zły pomysł z trzech powodów. Po pierwsze dodatkowe koszty w wysokości około 70 milionów złotych. Po drugie nie ma żadnej gwarancji, że zapewnią większą mobilizację obywateli do wzięcia udziału w wyborach. Po trzecie wreszcie zapis w kodeksie wyborczym o dwudniowym głosowaniu jest niezgodny z Konstytucją. Mój klub parlamentarny złożył już w tej sprawie skargę do Trybunału Konstytucyjnego - mówi Krzysztof Lipiec, świętokrzyski poseł Prawa i Sprawiedliwości.

"Dzień" a nie "dni"

Konstytucja w artykule 98 wskazuje: "Wybory do Sejmu i Senatu zarządza prezydent Rzeczypospolitej nie później niż na 90 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu, wyznaczając wybory na dzień wolny od pracy, przypadający w ciągu 30 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu".

W tym zapisie mowa jest o "dniu wolnym" a nie "dniach wolnych" jak podkreśla PiS. Z kolei dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta Joanna Trzaska-Wieczorek poinformowała, że prezydent stoi na stanowisku, że nie ma żadnych przeszkód natury konstytucyjnej, jeśli chodzi o organizację dwudniowych wyborów. - Niemniej jednak bardzo ważną sprawą jest sprawdzenie, na ile dwudniowe wybory podniosą frekwencję wyborczą - stwierdziła. Decyzja w rękach prezydenta RP.