Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieszczęścia chodzą parami - dzieci nie dostały renty po tragicznie zmarłym ojcu

Iwona ROJEK [email protected]
Patryk nie chce być gorszy od swoich rówieśników, stara się być samodzielny.
Patryk nie chce być gorszy od swoich rówieśników, stara się być samodzielny. Łukasz Zarzycki
Dzieci nie dostały renty rodzinnej, ale może otrzymają świadczenie w drodze wyjątku. Wszystko zależy od prezesa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

- Nie dość, że mam synka, który urodził się bez sprawnych rączek, to spotkało mnie dodatkowe nieszczęście, kilka miesięcy temu tragicznie zginął mój mąż - mówi 37-letnia Katarzyna Futoma z Klonowa. - Odmówiono mi przyznania renty na dzieci, nie wiem jak ja sobie poradzę.

Kobieta opowiada, że było im bardzo ciężko, odkąd młodszy syn urodził się niepełnosprawny, sami cierpieli i borykali się z jego cierpieniem, a teraz to czuje się tak, jakby skończyło się dla niej życie. - Po latach zmagania się z niepełnosprawnością 10-letniego syna, jeżdżenia po szpitalach, na rehabilitację, zaczęliśmy wychodzić na prostą, a tu kolejny szok - płacze. - Mąż zginął, wypadł z ciągnika.

Po pani Katarzynie widać, że jest bardzo przybita. Podkrążone, smutne oczy, to, że bardzo schudła, mówią wiele o jej stanie zdrowia i psychiki. - Od śmierci męża nie mogę w ogóle spać, a jak nawet uda mi się zasnąć po tabletkach, to zaraz budzę się przerażona - opowiada. - Wszystkiego zapominam, nieraz wydaje mi się, że tracę rozum. Mam i depresję, i nerwicę. Nie wiem, jak ja dalej będę żyła.

NAUCZYŁ SIĘ SAMODZIELNOŚCI

Matka z dwoma synami, 17-letnim Sebastianem i 10-letnim Patrykiem, mieszka w skromnym domku w Klonowie niedaleko Barczy, w powiecie kieleckim. - Do tej pory nie było nam łatwo, ale jakoś sobie radziliśmy - mówi. - To, że synek nie ma rączek było dla nas szokiem, ale już oswoiliśmy się z tym, jaki jest. Patryk nauczył się radzić sobie z codziennością, był samodzielny, potrafił jeść, pić, sam odrabiał lekcje. Starał się bardzo, żeby swoją osobą nie sprawiać nam kłopotu. Bardzo lubi grać w piłkę nożną, w szkole zajął czołowe miejsce w biegu na 1000 metrów. Ale teraz, po nagłej śmierci ojca omal nie zwariował z rozpaczy. Wprost nie może uwierzyć w to, co się stało. Zamknął się w sobie, bardzo się zmienił, jeżdżę z nim do psychologa. Starszy Sebastian, który uczy się w Kielcach na stolarza, też nie może dojść do siebie. Dobrze, że wspiera go psychicznie chrzestny Tomek Błaut. Zaprasza go do siebie, dużo rozmawiają.

Powiedzenie "nieszczęścia chodzą parami" bardzo pasuje do sytuacji tej rodziny. Jeszcze rok temu wszystko dobrze się układało. - Mąż wreszcie dostał pracę w bardzo dobrej kieleckiej firmie, był szczęśliwy - wspomina kobieta. - Ale kiedy wracał do domu kilkanaście miesięcy temu, został potrącony na przejściu dla pieszych przez kobietę z Krakowa. Doznał ciężkich obrażeń nogi, samochód zgniótł mu stopę. Trafił do szpitala, miał operację i rekonstrukcję stopy, najpierw dostał pół roku zwolnienia, a potem zasiłek rehabilitacyjny. Jakoś to przetrwał i cieszył się z tego, że już niedługo wróci do pracy. Niestety, wszystko potoczyło się inaczej. Kupił ciągnik i pojechał nim po drewno. Za niedługo przybiegła sąsiadka i powiedziała, że Henryk leży na drodze i nie daje oznak życia. Już wezwali karetkę. Wyglądało na to, że ciągnik przekoziołkował, a mąż z niego wypadł i uderzył głową o beton. Nie miał żadnej rany, nie krwawił, ale lekarze na oddziale intensywnej terapii na kieleckim Czarnowie powiedzieli, że mózg i czaszka są całkowicie uszkodzone. Przez tydzień był sztucznie podtrzymywany przy życiu, a potem zmarł. Patryk był w takim stanie, że ani razu go nie wzięłam do nieprzytomnego ojca, bo chyba by tego nie zniósł.

Pani Kasia mówi, że jedyne dobre wspomnienie z tamtego czasu wiąże się z tym, jak zachowała się firma Viacon Construction, w której pracował jej mąż. Pomogli przy pogrzebie, ufundowali książki dla syna, prezes Łukasz Mielnik interesuje się, jak im się wiedzie. - To niesamowite, że tacy ludzie jeszcze istnieją - podkreśla. Ale po tych momentach dobroci kolejnym ciosem było to, kiedy odmówiono jej przyznania renty na dzieci. - Prawda jest taka, że mąż przez wiele lat pracował przy remontach i na budowach "na czarno", bo mieszkając na wsi, ciężko dostać jakiś etat - mówi. - Legalnego zatrudnienia uzbierało się jedynie niecałe dziesięć lat, ale nie miał z kolei wymaganych pięciu lat w ostatnim czasie. Ja, odkąd urodził się chory syn, przerwałam pracę, bo ciągle musiałam jeździć z nim po lekarzach. Potrzebował mnie. Teraz mogłabym podjąć jedynie pracę chałupniczą, może uda mi się taką zdobyć. Ostatnio byłam z Patrykiem w Warszawie i Łodzi w sprawie protez i operacji. Czeka go i jedno, i drugie. Synowi jest ciężej także z tego powodu, że w zeszłym roku w naszej miejscowości zlikwidowano szkołę podstawową i od września jest dowożony busem do Łącznej. Martwię się tym, czy zostanie zaakceptowany w nowym środowisku. Jak na razie jest dobrze, wdzięczna jestem i wychowawczyni Marii Garbali i uczniom, że dobrze go traktują. Ale codzienne życie nie jest łatwe. To mąż utrzymywał naszą rodzinę. Ja dostaję tylko zasiłek pielęgnacyjny na Patryczka i świadczenie dla mnie jako dla samotnej matki. Z takiej kwoty nie da się utrzymać dwóch synów.

POMOGĄ WYPEŁNIĆ DOKUMENTY

Dzwonimy do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, aby dowiedzieć się, czy można jeszcze w jakiś sposób pomóc rodzinie.

- Wiemy, że sytuacja tej rodziny jest bardzo trudna - mówi Paweł Szkalej, rzecznik prasowy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Kielcach. - Odmowa przyznania renty rodzinnej dla dzieci jest jednak zgodna z obowiązującymi przepisami, które między innymi zakładają posiadanie przez zmarłego ubezpieczonego co najmniej pięciu lat tak zwanych okresów składkowych i nieskładkowych w dziesięcioleciu przed dniem zgonu. W tym przypadku okres jest o wiele krótszy. Ze względu na trudne warunki materialne oraz zdrowotne rodziny istnieje możliwość składania wniosku do prezesa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o przyznanie świadczenia w drodze wyjątku.

- Usłyszawszy o historii tej rodziny, ze swej strony deklarujemy wszelką pomoc, łącznie z odwiedzeniem pani Katarzyny w domu, by pomóc w przygotowaniu wniosku, bo z tego, co nam wiadomo, młodsze dziecko wymaga stałej opieki i nawet wyjazd do miasta jest utrudnieniem. Akta sprawy znajdują się w inspektoracie w Skarżysku-Kamiennej, sprowadzimy je, a dodatkowo przeprowadzimy w takim przypadku dokładny wywiad, by dowiedzieć się jak najwięcej o przebiegu zatrudnienia zmarłego męża. Zdarza się, że rodzina składając wnioski po zmarłej osobie, nie zawsze składa je kompletnie. Czasami nie pamiętają o legalnym zatrudnieniu w pracach sezonowych sprzed lat albo o ubezpieczeniu, a dokumenty, jakie posiadają, nie są kompletne i nie można ich zaliczyć do lat pracy. Nasz pracownik skontaktuje się z rodziną i pomoże wypełnić wnioski - mówi Paweł Szkalej.

- Bardzo dziękuję za pomoc zarówno redakcji "Echa Dnia", jak i Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych - mówi Katarzyna Futoma. - Jestem w takim stanie, że ciężko mi przetrwać każdy dzień. Cały czas tylko płaczę i wszystko widzę w czarnych kolorach.

Mamy nadzieję, że prezes centrali będzie łaskawy i pani Katarzyna Futoma otrzyma rentę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie