Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O 30 latach swoich rządów, w 30. rocznicę istnienia samorządu w Polsce, burmistrz Stopnicy Ryszard Zych: - Mam pytanie do pana Kaczyńskiego

Paweł Więcek
Paweł Więcek
Ryszard Zych jako burmistrz kieruje miastem i gminą Stopnica od 30 lat.
Ryszard Zych jako burmistrz kieruje miastem i gminą Stopnica od 30 lat.
Cykl rozmów z ludźmi, którzy rządzili w swoich gminach przez 30 lat, w 30. rocznicę istnienia samorządu w Polsce. O punktualności, początkach pracy na stanowisku wójta, spełnianiu potrzeb mieszkańców, blaskach i cieniach pracy w samorządzie - rozmowa z burmistrzem miasta i gminy Stopnica Ryszardem Zychem - jednym z czterech włodarzy urzędujących od 30 lat.

Kiedy zadzwoniłem do Pana, by ustalić termin naszego spotkania, powiedział Pan, że zaczyna pracę zawsze od godziny siódmej. Przyjechałem zatem do Stopnicy na siódmą. Ale nie chce mi się wierzyć, że każdego dnia melduje się Pan w urzędzie tak wcześniej rano...
O siódmej zaczynamy. Pracownicy nie mogą czekać na decyzję, na przydział pracy.

Nie zdarzyło się Panu nigdy spóźnić?
Raczej nie mam takiej potrzeby. Mieszkam na miejscu i co bym robił w domu? Zdarzają się wyjazdy. Czasem prosto z domu jechało się do Warszawy, ale na co dzień przychodzę do pracy i tyle. Nie pamiętam zwolnień L4. Jeśli mogę żartować, to w pracy mnie szanują, a w domu można oberwać (śmiech).

O 30 latach urzędowania na stanowisku w 30. rocznicę istnienia samorządu w Polsce
Byłem rolnikiem. Wcześniej pracowałem dwa-trzy lata tworząc Międzykółkową Bazę Maszynową, którą potem nazwano Spółdzielnią Usług Rolniczych. Zacząłem być dwuzawodowcem, ale odszedłem. Nie zapisałem się do żadnej partii. Budowałem od podstaw swoje gospodarstwo łącznie z domem mieszkalnym, w którym mieszkam do dziś. Rolnictwo było wtedy dochodowe, bo nasz okręg miał możliwości prowadzenia upraw, które się opłacały - między innymi nasiennictwo, hodowla ziemniaka. Rolnictwo dawało świetne dochody, natomiast były puste półki, nic się nie kupiło ani talonu nie dostało. To były czasy, kiedy narzędzia rolnicze wykonywaliśmy w garażu z pomocą spawarki i wiertarki.

Czyli upadek komuny zastał pana na roli?
Można tak powiedzieć. Dobrze prowadziłem gospodarstwo, zostałem zauważony w okolicy i zostałem wybrany na radnego z mojego sołectwa Wolica. Byłem ciekawy świata, słuchało się wtedy Radia Wolna Europa. Słyszałem w mediach reżimowych, jakimi zbrodniarzami byli Wałęsa, Kuroń… Swoje zdanie miałem w tym temacie, natomiast cicha wieś, spokojna, pracy pełno. Chciało się czegoś innego, czuć było, co się dzieje w Polsce.

Kto Pana wciągnął w lokalną politykę?
Spotkaliśmy się we wsi i wskazano mnie na przedstawiciela sołectwa Wolica. Wybory wygrałem, nawet specjalnej konkurencji nie było. Potem jako jeden spośród 20 radnych zostałem wójtem. Zgodziłem się na kilka miesięcy. Radni się rozeszli i tak do dziś to trwa.

Trudno było odpuścić gospodarkę?
Zorientowałem się, że w transformacji rolnictwo upadło, nie było gdzie sprzedawać produktów rolnych. Wszystko skupował GS - dobrze rozwinięty. Kupowano, przewożono na stację kolejową do Szczucina i eksportowano w świat. Po transformacji przestał istnieć skup. Załamała się cała ekonomia. To były ciężkie czasy również dla rządzących. Tuż przed samą przygodą z wójtowaniem wróciłem na kilka miesięcy do Spółdzielni Usług Rolniczych. Spółdzielnia działa jeszcze długo, ale usługi przestały być potrzebne.

Jak wyglądały początki Pana urzędowania na stanowisku wójta?
Kiedy uprawomocniły się wyniki wyborów, przyszedłem do pracy. Miałem wtedy około 40 lat i trochę rozsądku oraz trochę siły i pomysłu. Niektórych pracowników znałem tylko z widzenia, bo wcześniej nie byłem nawet petentem urzędu. Początkowo nie miałem swojego miejsca, ale w końcu naczelnik ustąpił gabinet, ale zarezerwował inny obok i chciał rządzić. Przez dwa tygodnie z sekretariatu nie podano mi herbaty. W końcu tupnąłem nogą. Był wtedy przepis że jeśli w ciągu pół roku pracownikowi nie dało się zatrudnienia, to odchodził. Ale urzędników zostało sporo, niektórzy do dziś pracują. Poukładałem sprawy kadrowe w sposób przemyślany, według potrzeb gminy. Już w 90. roku zaczęliśmy liniowe inwestycje wodociągowe i gazociągowe. Sposobem gospodarczym wybudowaliśmy w gminie 23 wodociągi. Pomagali mieszkańcy. W 1996 roku skończyliśmy wodociągowanie w całej gminie i jednocześnie zakończyliśmy budowę gazociągów rozpoczętą czynem społecznym z wyjątkiem dwóch małych sołectw, gdzie ludzie nie chcieli. Gminy wtedy nie szły po pieniądze zewnętrzne, ale będąc rolnikiem miałem szeroko otwartą głowę. Księgowy województwa widział mnie jako pierwszego wójta. Pozyskaliśmy bardzo duże ilości pieniędzy na wodociągi, kanalizację i drogi wojewódzkie, które gmina mogła asfaltować.

Ma Pan patent na ułożenie dobrych relacji z radnymi?
Zawsze trafił się ktoś, kto z różnych powodów nie był zadowolony, natomiast staram się, żeby każdy radny brał udział w rzeczy, która dotyczy jego okręgu i całej gminy. Nie mam niczego do ukrycia. Pytam, co jest potrzebne. Współpracując z radnymi, sołtysami, mieszkańcami czerpię od od nich wiedzę w zakresie potrzeb.

Brzmi jak przepis na sukces. To sposób na to, by 30 lat utrzymać się przy władzy?
Staram się robić to, czego mieszkańcy potrzebują. Staram się nie zostawić niezadowolonych. Traktuję wszystkich jednakowo i ludzie uważają, że to jest w porządku. Moje poczynania inwestycyjne, które były potrzebne, wręcz niezbędne, powodowały, że przy tym widziano moją osobę jako wiarygodną na kolejne lata. Każde kolejne wybory wygrywałem w pierwszej turze, mimo że było i po pięciu przeciwników. Czasem winny byłem sam sobie, bo nie traktuję tego urzędu i stanowiska jak nie wiadomo czego. Zachowuję się jak przeciętny człowiek, dlatego mówię, że wójtem może być każdy i wtedy pojawiała się konkurencja. Traktuję mieszkańców oraz swoją pracę poważnie, a ta praca przynosi pozytywne efekty.

Z czego jest Pan najbardziej dumny?

Ciągle pracujemy, bezustannie, więc nasza gmina nie traci czasu na niepotrzebne dyskusje. Inwestycje idą. Ale ciągle ktoś coś chce i coś jest potrzebne. Stopnicy udał się ten start. Doprowadziliśmy drogę asfaltową do każdej posesji, do pól, łąk, lasów. Wspomagamy finansowo drogi powiatowe, bo one są na terenie naszej gminy. Zrobiliśmy wiele mądrych posunięć - czy to wielomilionowa inwestycja, czy najprostsze sprawy, które pomagają mieszkańcom, to jest sukces. Każdy zrealizowany pomysł ważny dla człowieka cieszy.

Stopnica jest dziś dobrym miejscem do życia?
Bardzo dobrym. Ci, co wyjechali w poszukiwaniu pracy i lepszego życia, teraz zostawiają mieszkania dzieciom i wracają na ojcowiznę. Chwalą sobie życie na terenie gminy. Mamy całą infrastrukturę drogową, Centrum Kultury z szeroką ofertą dla najmłodszych i dla seniorów, w lecie pływalnię, a w zimie lodowisko. Można też przyjść na mecze Piasta Stopnica. Tu nie wszedł duży przemysł, który zatruwa ludziom życie i przeszkadza w spokojnym bytowaniu.

Co Pana napędza?

Na wsi panuje klimat, który sprawia, że im osoba starsza, tym wcześniej wstaje. Wtedy są najlepsze możliwości myślenia. Nie czuję tych lat. Pewnie jeszcze z młodzieżą bym się gdzieś wybrał, dopóki nie pomyślę, ile mam lat (śmiech). Ciągle mam coś do roboty, a gdyby coś zależało tylko ode mnie, już by było zrobione.

Co Pan poczuł, gdy jako jeden z wielu włodarzy z długoletnim stażem usłyszał od prezesa Kaczyńskiego, że stworzył lokalny układ, który trzeba rozbić wprowadzając dwukandencyjność?

Korci mnie, żeby powiedzieć coś, ale nie chcę zaszkodzić mojej gminie. Dlatego też czasami wolę nic nie mówić dla dobra gminy, dla dobra mieszkańców. Nic nikomu nie da, co ja myślę, bo każdy jest zadowolony, gdy moje działania przynoszą efekty. Prezes Kaczyński powinien sobie zadać pytanie – skoro niektórzy z włodarzy nazwanych sitwą zostali wybrani olbrzymią wielkością głosów, to czy mieszkańcy, którzy ich wskazali, są elementem tej sitwy? To były nieprzyjemne słowa za tę pracę...

Współczesny samorząd funkcjonuje w innym ekosystemie prawnym niż na początku lat 90. Co dziś najbardziej przeszkadza w skutecznym działaniu?
Biurokracja, niespójne przepisy utrudniające życie, przepisy, o których mówi się, że są lepsze, a mimo wszystko trudniej cokolwiek załatwić. Do tego namnożenie różnego rodzaju służb, które muszą brać udział w procesach inwestycyjnych. Urzędnik nie może przekroczyć prawa, ale mieszkaniec mówi, że przyszedł po tak prostą sprawę... Gdyby urzędnik nie zachował procedur, może być ukarany.

Załóżmy, że cofa się Pan do 90. roku z tym bagażem doświadczeń, jaki obecnie posiada. Wskakuje Pan ponownie do samorządowego pociągu?

Bez wahania zrobiłbym to samo. W samorządzie poczułem się tak dobrze, jakbym wszedł w świetnie skrojony garnitur. Przez te lata udało się zrobić naprawdę wiele. To, co robimy w Stopnicy, jest przemyślane kilka razy, a dopiero wykonane. Wszystko, co się robi, jest trafione.

A ciemna strona w życiu samorządowca?

Nie da się wyłączyć, trzeba być ciągle przytomnym i rozważnym. Im wieku przybywa, tym jest człowiek rozważniejszy. Trudno być dziś samorządowcem z uwagi na to, co dzieje się w kraju. Nie neguję tego, ale jest, jak jest.

To zajęcie, które poleciłby Pan komuś, kto szuka pomysłu na życie?

Do tego trzeba się urodzić, lubić to. Traktuję to - najprościej mówiąc - jako służbę i obowiązek. Gdybym miał w przeszkadzać w rozwoju gminy, to lepiej odejść. Nie wolno być zazdrosnym i zawistnym, bo to prowadzi do negatywnych skutków. Z dnia na dzień jest co robić i najmniej czasu zostaje na rozczulanie się nad sobą.

W województwie świętokrzyskim 30 lat rządzi tylko czterech włodarzy - w Ożarowie, Morawicy, Stopnicy i Waśniowie.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie