Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ognisko koronawirusa w szpitalu w Końskich. Lecznica kontra rodziny. Kto przyjmie chorych? Dochodzi do dantejskich scen

Michał Kolera
Michał Kolera
archiwum lecznicy
Do sporego konfliktu doszło w szpitalu w Końskich, gdzie od czwartku, 1 października, rozwija się ognisko koronawirusa. Pacjenci z COVID-19, którzy przechodzą zakażenie bezobjawowo, zostali wypisani z poleceniem izolacji domowej. Ich rodziny nie zgadzają się na to. Dochodzi do dantejskich scen. Szpitalna karetka dowozi chorego do domu, ale bliscy odprawiają ją z powrotem do lecznicy.

W szpitalu w Końskich od czwartku, 1 października, rozwija się ognisko zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2, wywołującym groźną chorobę COVID-19. We wtorek zakażonych było ośmiu pacjentów z oddziału rehabilitacji. Część z nich wcześniej przebywała na oddziale ortopedycznym. W środę prawdopodobnie dojdą do tego jeszcze co najmniej dwa zakażenia, ale trwa oczekiwanie na wyniki testów.

Czytaj więcej: Ognisko koronawirusa w szpitalu w Końskich. Nowe zakażenia

We wtorek szpital podjął decyzję, że trzej bezobjawowi pacjenci z oddziału rehabilitacji mogą zostać przekazani do domów. W Polsce obecnie nie ma bowiem obowiązku leczenia szpitalnego dla chorych na COVID-19, którzy zakażenie przechodzą bezobjawowo. Obowiązek ten istniał w przeszłości, ale został zniesiony, z uwagi na kurczącą się pulę wolnych łóżek w szpitalach. Pacjenci bezobjawowi są zazwyczaj kierowani przez szpitale na izolację domową, tam przechodzą zakażenie pod nadzorem Sanepidu i lekarza rodzinnego. Taki lekarz może, w razie pogorszenia się stanu zdrowia pacjenta, skierować go z powrotem do szpitala.

Z trzema pacjentami w Końskich wystąpił jednak nieoczekiwany problem. Rodziny mają bowiem zastrzeżenia dotyczące decyzji o izolacji domowej.

- Osoba z naszej rodziny, przebywająca w tej chwil w szpitalu w Końskich ma być wypisana do domu. Wiemy, że przechodzi zakażenie bezobjawowo i ma być pod nadzorem Sanepidu. Problem w tym, że ona nie jest w stanie sama się poruszać, bo jest po zabiegu ortopedycznym. Ktoś będzie musiał się nią opiekować. W tym domu mieszka jeszcze jedna starsza osoba, również schorowana i po operacjach. Co, jeśli dojdzie do zakażenia? Nie chodzi o to, że my nie chcemy się opiekować i jesteśmy bez serca. Jednak uważamy, że jeśli ktoś nie jest w stanie sam poradzić sobie na kwarantannie, to powinien leżeć w szpitalu, a nie w domu. Do momentu, aż wydobrzeje na tyle, by dać sobie radę samemu - mówi jeden z członków rodziny zakażonego pacjenta.

Co na to szpital w Końskich?

- Ci ludzie są bezobjawowi, ale półleżący, w związku z tym nie kwalifikują się do izolatorium w Kielcach. Tam przyjmuje się tylko pacjentów samowystarczalnych. Muszą więc iść do domów. Rodziny jednak nie chcą przyjąć tych ludzi. Członkowie rodzin są często bardzo napastliwi i agresywni, żądają specjalnego traktowania. Rozmawiałem o tym z komendantem policji w Końskich, gdyż w Polsce nie ma możliwości, żeby osoba zameldowana pod danym adresem nie mogła tam wejść. Wczoraj jednak jedna z rodzin nie wpuściła pacjenta do domu, mimo naszej decyzji o izolacji domowej. Karetka z pacjentem wróciła do szpitala. To jest niedopuszczalne, nie może tak być - mówi dyrektor szpitala w Końskich Wojciech Przybylski.

Co jednak wtedy, jeśli pacjenci wypisani do domów narażą na zakażenie pozostałych członków rodziny, którzy będą musieli się nimi opiekować?

- To, że nie są w stanie się poruszać, nie znaczy, że nie mogą być pod opieką rodziny. Większość pacjentów z aktywnym COVID-19 przebywa teraz w domu. Tak jest w Polsce, w Europie i w Ameryce. Często są to nawet ciężkie przypadki, z wysoką gorączką, ale bez duszności - tłumaczy Wojciech Przybylski.

- W sytuacji, gdy osoba taka wymaga opieki, rodzina robi to z zachowaniem wszystkich zasad bezpieczeństwa i higieny - nie całuje się z taką osobą, zakłada maseczki, myje ręce. Trzeba przestrzegać reżimu sanitarnego. Sanepid wydaje tu odpowiednie instrukcje i służy poradą. Wiem, co mówię, bo w mojej rodzinie też jest taki przypadek - opowiada dyrektor.

Według niego trzymanie pacjentów z koronawirusem na oddziale rehabilitacji oznacza wyrok niepełnosprawności dla innych, którzy oczekują na przyjęcie. To dlatego, że oddział musiałby być zamknięty na czas co najmniej 10 dni.

- Szybka rehabilitacja po udarze ma kluczowe znaczenie. Ma sens wtedy, kiedy następuje niezwłocznie. Jeśli nie zostanie wykonana, takie osoby mogą już nie odzyskać jakiejkolwiek sprawności. Nie mogę teraz zamknąć oddziału rehabilitacji, bo rodziny kilku pacjentów nie chcą ich w domach. Inni też mają prawo do leczenia. Nie mówiąc już o tym, że na inne zabiegi związane z rehabilitacją, na przykład po operacji stawu biodrowego, czeka się bardzo długo, nawet kilka miesięcy - mówi Wojciech Przybylski.

- Jeśli pacjenta po udarze wypuszczę do domu bez rehabilitacji, to on bezpowrotnie traci szanse na normalne życie. To dla nich jedyna szansa. Nie mogę trzymać zamkniętego oddziału przez dwa tygodnie, to nie w porządku wobec innych chorych -dodaje szef koneckiej lecznicy.

- Oczywiście, że istnieje ryzyko zarażenia innych członków rodziny. Opieka nad osobą leżącą z zachowaniem pełnego reżimu sanitarnego jest bardzo uciążliwa. Ale nie ma rady. Wszyscy musimy wziąć odpowiedzialność za epidemię. Wydaje mi się poza tym, że rodzina oznacza bycie ze sobą na dobre i na złe - podsumowuje Wojciech Przybylski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie