Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Papaj, nasz człowiek z mikrofonem w Tauron Arenie

Z Krakowa Paweł Kotwica
Wywiad z Pawłem Papajem, spikerem na Tauron Arenie podczas meczów mistrzostw Europy.

Jak to się stało, że zostałeś spikerem na największej imprezie w historii polskiej piłki ręcznej?

Paweł Papaj: - Myślę, że to kwestia doświadczenia zdobywanego podczas meczów Vive Tauronu Kielce, zarówno ligowych, jak i Ligi Mistrzów, a także imprez, w których brałem udział, czyli dwukrotnie w Final Four Ligi Mistrzów. Są to na pewno doświadczenia cenne, a można powiedzieć, że bezcenne, bo są związane z piłką ręczną. A znajomość tej dyscypliny jest konieczna.

Przypomnij, od ilu lat pracujesz jako spiker na meczach w Kielcach?

- To będzie już chyba sześć lat? Zaczęło się dość przypadkowo. Spiker, który miał prowadzić mecz ligowy Vive, nie dojechał, a ja zgłosiłem się na ochotnika, by usiąść za mikrofonem. I tak zostało.

Zapewne to organizatorzy zgłosili się do ciebie z propozycją zostania spikerem podczas mistrzostw Europy. Nie zastanawiałeś się chyba długo nad odpowiedzią?

- Propozycja wyszła od organizatorów. Jest to środowisko piłki ręcznej, więc znamy się od dłuższego czasu. Zastanawiać się nie było nad czym. Chcę też podziękować władzom klubu, że umożliwiły mi wzięcie udziału w mistrzostwach, choć w tym czasie w Vive mam inne obowiązki.

Miałeś jakieś specjalne szkolenie przed mistrzostwami?

- Może nie do końca było to szkolenie. Jest jednak bardzo dużo procedur, których trzeba dochować i się ich nauczyć. Na przykład cała procedura przedmeczowa, gdzie trzeba wszystkiego dopilnować co do sekundy. Do tego procedura fair play w czasie meczu. Tutaj jest trochę inaczej, niż w Kielcach – nie mogę wstać z krzesła i nawoływać do jeszcze bardziej aktywnego dopingu. Na meczach ligowych i Ligi Mistrzów spiker ma więcej swobody. Do tego dochodzą dwa języki – polski i angielski. W czasie meczów angielski jest pierwszym językiem.

W Kolonii, podczas Final Four Ligi Mistrzów, zapowiadałeś wybiegających na boisko zawodników i krótko zagrzewałeś kibiców do dopingu. Tam w hali może usiąść dwadzieścia tysięcy kibiców. Tutaj – ponad piętnaście tysięcy, ale pracujesz przed meczem, w trakcie i po. Jest większa presja?

- Odpowiedzialność jest olbrzymia, szczególnie biorąc pod uwagę wszystkie zasady, których trzeba dochować. Tak się mówi, że kto ma mikrofon, ten ma władzę. Jeśli coś zawalimy za mikrofonami, to się odbije szerszym echem. To faktycznie jest duża odpowiedzialność i stres, który znika po dobrze poprowadzonym meczu.

Praca spikera na Euro to nie tylko informowanie, kto rzucił bramkę. Zajmujesz się innymi rzeczami, ale to dla ciebie nie nowość – w Kielcach też prowadzisz w przerwie konkursy i jesteś wodzirejem.

- Tu są dwie osoby mówiące do mikrofonu, trzecia – grająca muzykę. W Kielcach wszystko robię sam. Są też inne osoby, które prowadzą widowisko, ale zawsze są w cieniu. Tutaj do mikrofonu mówimy ja i Jacek, Maciek puszcza muzykę. Moja rola jest bardziej sportowa, Jacka – polega na zagrzewaniu publiczności przed meczem i prowadzeniu konkursów. Ale pomagamy sobie. Piętnaście tysięcy widzów, wiele nacji, dwa języki – skala tego przedsięwzięcia jest na tyle duża, że występujemy we dwóch i staramy się wypełniać nasze obowiązki jak najlepiej. W pierwszej fazie turnieju prowadziłem mecze we Wrocławiu. Byli tam kibice z Hiszpanii, Niemiec, Słowenii i Szwecji. Tylko Hiszpanów było niewielu na trybunach. Pozostali kibice świetnie się bawili i dopingowali. We Wrocławiu jest inaczej, bo zjechali się tam kibice, którzy skupiają się na piłce ręcznej. W Krakowie grają Polacy i na trybunach są też kibice, którzy z tą dyscypliną sportu stykają się tylko co jakiś czas. Dlatego tej piłki ręcznej może w pełni nie czują. Ale emocje się im udzielają, bo mecze są fantastyczne i trzymają w napięciu do końca.

Rozmawiamy przed meczem z Białorusią, w środę spotkanie z Chorwacją. Jak twoim zdaniem skończy się nasza przygoda na tym turnieju?

- Byłoby za spokojnie, gdybyśmy wygrali z Norwegią. To przecież piłka ręczna i reprezentacja. Mistrzostwa bez emocji z udziałem naszych chłopaków – to przecież byłoby niemożliwe. Jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o awans do półfinału. Myślę, że wygramy w środę z Chorwacją. Wiadomo, taki jest sport, że nie zawsze wszystko nam wychodzi. W meczu z Norwegią wychodziło mniej, niż Francją. Ale Norwegowie zagrali bardzo dobre zawody. Po tym, co wydarzyło się w niedzielę, myślę, że w półfinale spotkamy się z Hiszpanią. Trzymamy też kciuki za Julena Aginagalde, który jest zawodnikiem Vive. To będzie nasz kolejny bój z Hiszpanami. I obyśmy w niedzielę zagrali w wielkim finale. Takie jest moje życzenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie