Z apelem o pomoc dla pani Agnieszki zgłosiła się jej córka, Paulina. – Moja mama jest pielęgniarką w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym imienia świętego Rafała w Czerwonej Górze. Kocha swoją pracę i zawsze z uśmiechem na ustach pomagała chorym i ich rodzinom. Mimo że często pomagała innym to nigdy nie pomyślała, że tak trudno będzie jej samej prosić o pomoc – przyznała pani Paulina.
Zaczęło się od bólów głowy. „Świat nam się zawalił”
Wszystko zaczęło się niewinnie - od zwykłych bólów głowy. Pewnej nocy panią Agnieszkę obudziły silne zawroty głowy i po namowie córki, udała się do neurologa, który zlecił pilne wykonanie rezonansu.
- 21 styczna otrzymaliśmy wynik. W jednej chwili świat nam się zawalił, bo lekarze znaleźli w głowie mojej mamy guza. Choć byłyśmy załamane to w głębi serca wierzyłyśmy, że to łagodna zmiana i że ten koszmar szybko się skończy – mówi pani Paulina.
Operacja i wielka wiara, że musi być dobrze
Na początku lutego pani Agnieszka pojechała na specjalistyczne badania do Warszawy. – Byłyśmy pełne nadziei i wiary, że w głowie mamy jest coś niegroźnego, ale profesor nie miał dla nas dobrych wieści. Podejrzenie glejaka-trzeba operować – usłyszałyśmy…
Operację wykonano 1 marca w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ulicy Szaserów w Warszawie. Cztery godziny po jej zakończeniu mama z córką mogły się zobaczyć.
- Miałam tego dnia urodziny i prosiłam Boga o prezent urodzinowy i Bóg mnie wysłuchał. Mama mnie poznawała, ruszała rękami i nogami - operacja przebiegła bez żadnych komplikacji. To była najwspanialsza wiadomość od ostatnich 3 miesięcy – uśmiecha się pani Paulina.
Komórki „największego terminatora mózgu”
Po tygodniowym pobycie w szpitalu mieszkanki Radkowic wróciły do domu. Wierzyły, że koszmar się skończył i szybko odzyskają „normalne życie”. Niestety, los kolejny raz okazał się bezwzględny.
-Dokładnie cztery tygodnie po operacji otrzymaliśmy wynik -- glejak astrocytoma diffusum. Niestety wewnątrz guza znaleziono komórki największego terminatora mózgu - glejaka wielopostaciowego IV stopnia – ze łzami w oczach opowiada pani Paulina. Przyznaje, że wiadomość taka zwala z nóg, paraliżuje strachem. - Pierwsze chwile to niedowierzanie i szukanie odpowiedzi: dlaczego to spotkało moją mamę, osobę którą kocham najbardziej na świecie. Każdy, kto miał do czynienia z czymś takim wie, że to wyścig z czasem, który bardzo trudno wygrać – mówi załamana córka.
Chemia, a potem drogie leczenie
15 kwietnia pani Agnieszka rozpoczęła leczenie chemią i radioterapią w Szpitalu Onkologicznym w Kielcach. Dokładnie w Dzień Matki zakończyła chemioterapię, a trzy dni później radioterapię. Od tego czasu, przez pół roku musi, co miesiąc brać chemię w domu. – Żyjemy w ciągłym strachu i napięciu, bo chemia daje się mamie we znaki. Ale mama to wielka wojowniczka, obiecała mi, że da radę i wierzę z całego serca, że tak właśnie będzie – mówi pani Paulina. Wyjaśnia, że w Polsce po zakończeniu półrocznej chemii nie ma dalszego leczenia, a ona chce uchronić ukochaną mamę przed wznową i wykorzystać każdą metodę walki.
Ratunkiem – droga, nierefundowana immunoterapia
- Mamy jeszcze wiele planów i marzeń do zrealizowania. Planujemy podjąć leczenie immunologiczne na terenie Niemiec. Immunoterapia raka to innowacyjna strategia leczenia nowotworów polegająca na aktywacji układu immunologicznego, który posiada naturalne mechanizmy obronności przeciwnowotworowej. Niestety terapia nie jest refundowana i wiąże się z dużymi kosztami, dlatego proszę o pomoc, bo tak wysokie koszty przerastają nasze możliwości – martwi się pani Paulina i dodaje, że jej mama ma w tej chwili jedno marzenie - móc patrzeć jak będzie dorastać jej upragniona wnusia, która przyjdzie na świat w październiku tego roku.- Błagam Was pomóżcie mi spełnić Jej marzenie. Każda złotówka ma dla nas ogromne znaczenie i za każdą złotówkę będziemy bardzo wdzięczni – zaznacza.
Jak pomóc?
Jak pomóc?
Aby pomóc pani Agnieszce kliknij [b]>>> TUTAJ <<<