Ogień szybko się rozprzestrzeniał
Nic nie zwiastowało, że tego dnia wydarzy się taki dramat. Rodzina w kilka minut straciła dorobek swojego życia. - Po południu odwiedziłam mamę w bloku obok. Moje dwie córki - Wiktoria i Weronika zostały w domu. Jedna z córek wyszła na chwilę z pokoju. Na łóżku leżał ładujący się telefon – wspomina niedzielę, 12 lipca pani Renata. - Gdy wróciła już się paliło. Próbowała ratować sytuację i gasić ogień wodą wylewaną z wiaderka. Był on jednak już na tyle duży, że nic nie pomagało. Szybko zajęły się firanki i inne meble – mówi nasza rozmówczyni.
„W głowie miałam myśl, że córki nie przeżyją”
Dwie młode dziewczyny nie wiedziały co robić, więc wyszły na balkon i zamknęły za sobą drzwi, by odciąć się od pożaru. - Córka zadzwoniła do mnie, więc szybko wybiegłam od mamy. Widziałam, że z jednego z okien już niemal nic nie zostało. Wydobywał się dym. Mieszkanie było niemal całe w ogniu. Zobaczyłam swoje dzieci na balkonie, uwięzione. Myślałam, że serce mi pęknie. W głowie miałam myśl, że to już koniec, że one tego nie przeżyją – opowiada drżącym głosem pani Renata.
Oczekiwanie na straż pożarną dla mamy dziewczynek trwało całe wieki. - Myślę, że to było kilka minut, ale dla mnie to była prawdziwa wieczność – opisuje kobieta. Pod blokiem zdążyło się zgromadzić sporo osób. Nikt nie wiedział, jak się to wszystko skończy.
Szybka pomoc strażaków i ewakuacja
Na szczęście straż pożarna stanęła na wysokości zadania. Do akcji ruszyło sześć strażackich zastępów. Strażacy nie mieli jednak możliwości rozstawienia przed blokiem podnośnika. Dostali się do mieszkania drzwiami i ewakuowali dziewczyny. Nastolatki trafiły pod opiekę załogi pogotowia. Nic im już nie groziło. - Kamień spadł mi z serca. To było ogromne szczęście w nieszczęściu. Najważniejsze, że nic im się nie stało. Niestety, córkom nie udało się złapać kota, który uciekł przerażony i spłonął w mieszkaniu – mówi pani Renata. - Czy pożar faktycznie wybuchł przez ładujący się telefon? Wydaje mi się to prawdopodobne. Ale kto w tamtym czasie mógł o tym pomyśleć… Tak mało istotna rzecz spowodowała tak wielkie nieszczęście – podkreśla kobieta.
Zobacz: Pożar na kieleckiej Dalni. Strażacy ewakuuja mieszkańców przez balkon! [ZDJĘCIA, WIDEO]
Doszczętnie zniszczone mieszkanie
To nie był koniec kłopotów, jakie dotknęły samotną matkę z dwiema córkami. Ogień strawił niemal wszystko. - Nic nam nie zostało. Tylko zgliszcza. Spłonęły meble, wszystkie sprzęty, ubrania i inne artykuły. Mieszkanie nadaje się tylko i wyłącznie do generalnego remontu. Po gaszeniu zalane są nie tylko podłogi, ale także sąsiedzi z kilku pięter w dół – wylicza pani Renata. - Koszty są ogromne. Sama ekipa sprzątająca po pożarze kosztuje około 15 tysięcy. A gdzie remont? Tu taj jest wszystko do wymiany. Okna, drzwi, podłogi, ze ścian nawet mało co zostało. A gdzie meble i inne sprzęty. Ciężko sobie to wszystko wyobrazić – dodaje.
Pomóżmy rodzinie pokonać ten koszmar
Na szczęście nie brakuje ludzi, którzy są gotowi pomóc. - Duże wsparcie otrzymaliśmy od X Liceum Ogólnokształcącego imienia Wybickiego w Kielcach, gdzie uczy się starsza córka. Zaproponowano nam zamieszkanie w internacie. Przygotowywane są dla nas pokoje. Obecnie przebywamy u mojej mamy, ale na pewno skorzystamy z tej propozycji – podkreśla pani Renata.
Dla rodziny utworzona została także zbiórka pieniędzy na portalu zrzutka.pl – >>> TUTAJ <<<. Aby mamie z dwójką dzieci przywrócić dawne życie potrzebne są pieniądze, ale także inna pomoc typu wymiana okien, fachowa pomoc w remoncie, nowe meble, czy glazura. Każde wsparcie się liczy i każde przybliża do pokonania tego koszmaru.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?